Anderson jest brutalny jako pisarz, sam fabularny zalążek pod całą historię wychodzi z wyjątkowo plugawego wątku. Otóż wysoko postawiony elf tworzy ludzkiego odmieńca. Jak to robi? Dopuszcza się gwałtu na przetrzymywanej od całych dekad trollicy. Ta rodzi istotę bliźniaczo podobną do ludzkiego noworodka. Elf podmienia dziecko na to ludzkie, potomka wielkich wikingów.
Odmieniec jest już pod opieką ludzi, a mały wiking dorasta wśród elfów. Losy Skafloka i Walgarda w końcu się skrzyżują, będą przywołani bogowie, do głosu dojdzie cała mitologia nordycka (na tej mitologii został też zbudowany szkielet Złamanego miecza).
Złamany miecz, dark fantasy co się zowie.
Po drodze będziemy świadkami czynów bluźnierczych, kazirodczych, będą tortury i okrutne występki. Samo parszywe zło. Wspaniałe dark fantasy mieniące się najbardziej krwawymi akapitami.
Poznałem w zeszłym roku Kane’a, czyli mroczne fantasy Karla Edwarda Wagnera. Świetna rzecz, krwawa i bezceremonialna. Wróciłem też do Conana. Jest tak dobry, jak zapamiętałem. Ale te dwa tytuły były po prawdzie takie, jak się spodziewałem. Nie chodzi o to, że nie zaskakiwały. Zaskakiwały pozytywnie, owszem. Ale wiedziałem jakie będą. Nikt mnie natomiast nie przygotował na prozę Poula Andersona.
Są tu, w Złamanym mieczu, takie fragmenty że na chwilę przerywałem lekturę lekko skonsternowany. Autor upichcił tu fantasy o wiecznej wojnie pomiędzy elfami i trollami, ale tak naprawdę to tylko wierzchołek góry lodowej.
Poul Anderson nie bierze jeńców, chociaż zdarza mu się polukrować.
Elfów i trolli mamy pod dostatkiem w gatunku fantasy. I Anderson w ogólnej prezentacji tych dwóch ras nie wyróżnia się za bardzo od innych pisarzy włącznie z Tolkienem. To, co odróżnia Andersona natomiast od całej rzeszy pisarzy uprawiających fantasy (choć nie przeczę, że jest wielu mu podobnych) to posępne tło, bluźniercze zapiski, okrutne czyny których dopuszcza się jedna i druga strona. A gdzieś po środku są ludzie, w oddali natomiast boskie istoty. Tutaj, u Andersona zło i dobro (nazwane tylko dla rozróżnienia) leży na jednej linii, bo obie strony dopuszczają się czynów równie okrutnych. Przez to czytelnik może mieć pewien problem z kibicowaniem głównemu bohaterowi (jest ich de facto dwóch). To więc odróżnia Złamany miecz od wielu innych tytułów. Nie można wskazać elfów jako prawych i szlachetnych, a trolli jako po prostu złych. To raczej dwie strony konfliktu. Każda rasa chce po prostu przetrwać. Eskalacja prowadzi do tego, że do gry muszą włączyć się bogowie.
Dobre dark fantasy, w wielu miejscach bezkompromisowe. Anderson wypełnia rozdziały mitologią, wykorzystuje romans, robi użytek z grozy. Nie wszystko uchodzi mu płazem. Jest kilka ckliwych fragmentów, które mają się nijak do reszty. Ale obok tego przechodzi się jednak bez bólu, bo wciąż czekamy na finał. Z ostatecznego pojedynku musi wyjść przecież jeden żywy, prawda?
Tłumaczenie: Patrycja Zarawska
Autor ilustracji: Dawid Boldys, Michał Loranc
Ilość stron: 384
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 140 x 205 mm