W przypadku filmografii Johna Cassavetesa wypada pisać głównie o jego autorskiej drodze. Kino niezależne firmowane jego nazwiskiem to kino ambitne, pełne emocji, kręcone z przyjaciółmi. Nierzadko to również kino wymagające. Ale te wymagania nie były stawiane tylko przed widzem, który musi dać dużo od siebie, oglądać w skupieniu (własne interpretacje są zawsze w cenie, Cassavetes nigdy nie narzucał odbiorcy swojego zdania). Wysokie wymagania stawiał Cassavetes głównie sobie. Niejednokrotnie zadłużony, z projektami które ciągnęły się całymi latami, z trudnościami prywatnymi. Zawsze z ukochaną Geną Rowlands przy boku i garstką wiernych przyjaciół.
Cassavetes nakręcił kilka filmów więcej niż sugeruje to ta lista. Ale tych kilka filmów więcej to tytuły, które były typowymi zleceniami i próżno szukać tam podpisu mistrza. Tutaj więc przyjrzymy się tylko tej dziewiątce.
MIEJSCE 9
Shadows – Cienie (1959)
Co za Cassavetes, wywrotowiec pełną gębą. Nawet w momencie, kiedy przedstawiciele filmowego undergroundu pieli z zachwytu nad jego debiutem, on sam był w stosunku do niego sceptyczny. Nie wyparł się wprawdzie nagrody, którą przyznał mu Jonas Meke na powołanym w tym celu festiwalu Meke’s Independent Film Award. Mekes, główny inicjator ruchów undergroundowych i cała rzesza jego agitatorów była zgodna, że Cienie stanowią sztandarowy przykład kina stworzonego według kryteriów 'kina podziemnego’. Cassavetes uważał, że to obraz zbyt uporządkowany i za ładny. Po honorach jakich nie poskąpili mu awangardziści skupieni wokół Mekesa, Cassavetes przemontował swój film i dodał wyrzucone wcześniej sceny. To była co najmniej potwarz dla szacownego grona i wyraźny znak, że reżyser najczęściej będzie szedł pod prąd.
MIEJSCE 8
Faces – Twarze (1968)
Rok 1968, od premiery Cieni, fabularnego debiutu Johna Cassavetesa, minęło prawie dziewięć lat. Drugi autorski film reżysera, Twarze powstawał w ogromnych bólach. Kręcony po godzinach w prywatnym domu już na zachodnim wybrzeżu opowiada o rozpadzie pewnego małżeństwa. Po pierwszych projekcjach przemontowywany był przez kolejny rok. Okres całej realizacji dobił do czterech lat.
Język Cassavetesa od początku był naznaczony autorskością, dlatego pisanie o jego reżyserskiej drodze winno się skupiać głównie na „jego” filmach z pominięciem raczej tych, które robił na zlecenie, by przetrwać, albo uzbierać fundusze na projekty, które budziły jego zainteresowanie. Tak było właśnie z Twarzami, czwartym filmem w kolejności w dorobku, ale drugim, który nakręcił, bo chciał. Cassavetes zawsze podchodził do nowego filmu od strony ludzkiej (własnej) ciekawości. W tym przypadku intrygował go moment, gdy małżeńska para po latach wspólnego pożycia przestaje się sobą interesować. Gdy on lub ona, jak w Twarzach mówi: „Już cię nie kocham”. Cassavetes uchwycił wprawdzie moment tej deklaracji, która zawsze wybrzmiewa dramatycznie, gdy dotyczy małżeńskiej pary, ale nie stanowi o żadnym punkcie zwrotnym. Reżyser opowiedział tylko o jednym z etapów rozkładu stanu, ale proces zaczął się już dawno i widz nie uczestniczy w nim od początku.
MIEJSCE 7
Love Streams – Strumienie miłości (1984)
Na plan Strumieni miłości wszedł pełen wigoru, nie dał po sobie poznać, że trawi go choroba. Niedoleczona marskość wątroby sprzed kilkunastu lat, papieros odpalany od papierosa, hulaszczy tryb życia. Wprawdzie, gdy Cassavetes poznał wyrok rzucił wszystko, zmienił tryb życia, zaczął przykładać uwagę do odpoczynku, ale… cóż, wiadomo że na wszystko było już za późno.
Jednak droga do Strumieni miłości była właśnie taką drogą, krętą, trudną, mroczną, jak przy każdym autorskim dziele od czasu niezwykłych Cieni z 1959 roku.
Strumienie miłości były jedną z trzech sztuk, którą w tamtym okresie Cassavetes się zajął. Kupił wówczas stary budynek, remontował go z pomocą przyjaciół, wystawiał na deskach teksty Teda Allana. Wszystkie trzy okazały się porażką, a przecież w spektaklach brały udział gwiazdy filmowe, między innymi Jon Voight. Klapa finansowa nie była za duża, bo te same gwiazdy, czy po prostu przyjaciele Cassavetesa, nierzadko rezygnowali ze swoich gaż. To nie pierwszy raz, gdy reżysera wspierali znajomi. Kino niezależne, czy właśnie własny teatr wymagał nakładów finansowych, których twórca nie posiadał. Pamiętać należy, że miał jeszcze sporo długów. Pomysłów miał też co nie miara, po głowie wciąż chodziła mu kontynuacja Glorii.
MIEJSCE 6
Opening night – Premiera – 1977
Premiera dotyczy wystawianej hucznie na Broadwayu sztuki Druga kobieta, a w zasadzie planów wystawienia tejże sztuki. Zanim do premiery dojdzie odbędzie się jeszcze kilka prób i pokazy przedpremierowe. My, widzowie, będziemy mieli wgląd w cały proces przygotowań. Wcześniej wszystko szło gładko, temat sztuki jest uniwersalny, opowiada o próbie pogodzenia się z przemijaniem. Łatwo napisać, jak się okazuje trudniej wykonać, szczególnie gdy dojdzie do momentu krytycznego w życiu głównej aktorki. Upływający czas i kruchy los człowieka Myrtle Gordon zrozumie w momencie tragicznej śmierci jej siedemnastoletniej fanki. Gdy po wyjściu z jednej z prób aktorka jak zwykle z trudem przebijała się przez tlumy wielbicieli zamieniła kilka słów z młodą dziewczyną. Ta, zaślepiona i wpatrzona w idolkę niepomna na ostrzeżenia wybiegła na jezdnię za odjeżdżającą limuzyną. Śmiertelne potrącenie przez samochód widziała Myrtle. To był dla niej moment graniczny, w ułamku sekundy przewartościowała swoje życie, zaczęła wątpić w swoją drogę i nabrała przeświadczenia co do nieuchronności śmierci. A ma przecież grać osobę, która w pewien sposób umiera, zamyka etap młodości (choć już sama jest kobietą w średnim wieku) i akceptuje starość. Ale Myrtle tego nie chce, bo wydaje się jej, że będzie to nie tylko punkt zwrotny w karierze ale też w życiu. Granica między próbami, a jej prywatnym życiem zaczyna się zacierać. Myrtle zmienia tekst nie tylko na próbach, ale i na oficjalnych pokazach przez pierwszą publicznością. Prawdziwy dramat wydarzy się na premierze. Czy Myrtle podoła wyzwaniu? Czy przejdzie godnie przez próg i zaakceptuje to, że człowiek (ona) zaczyna się starzeć?
MIEJSCE 5
Gloria (1980)
Gloria to nerwowa i rozgorączkowana opowieść o dwójce uciekinierów. Kobieta mieszka w bloku, a przypadek sprawił, że musi pożyczyć trochę kawy od znajomych sąsiadów. A tam, u sąsiadów, niezły rozgardiasz. Mężczyzna, głowa rodziny, to księgowy na usługach mafii. Nie wiadomo jakim jest księgowym, ale wiadomo że niezły z niego papla, więc w tym zawodzie trafił ze swoją skłonnością najgorzej jak mógł. Mafia dowiedziała się o wszystkim: o jego notesie i o współpracy z FBI. Wiadomo, że księgowego trzeba sprzątnąć, a i jego rodzinę przy okazji. To ma być egzekucja pokazowa, a w związku z rzeczonym notesem mafiosi są bardzo zdeterminowani. W ostatniej chwili najmłodszy z rodziny trafił pod opiekę sąsiadki, która notabene była kiedyś „dziewczyną mafii”. Gloria zna ten świat, była w nim, wie do czego są zdolni wynajęci mordercy. Oni zrobią wszystko, żeby zastrzelić dzieciaka. W biały dzień, na ulicy, wśród świadków.
MIEJSCE 4
Husbands – Mężowie (1970)
Mężowie to opis kilku dni z życia trójki mężczyzn w średnim wieku, którym nie spieszno do powrotu do domu z pogrzebu. Upijają się, wygłupiają, prawią komunały o przyjaźni, oddaniu i poświęceniu. Oszukują się, wylatują nawet do Londynu, spotykają się z obcymi kobietami, w końcu wracają do rodzin. Nie wszyscy.
Ci widzowie, którym nie uda się z marszu wejść w klimat filmu, poczują się znudzeni. To przecież film o niczym, banalny portret kilku facetów, którzy miotają się próbując wyrwać się jednocześnie z kryzysu wieku średniego, poddają się głupiej chwili. To samo życie i nic więcej. Dlaczego więc tak banalna opowieść zasługuje na tak wysoką ocenę? John Cassavetes opowiada nie uciekając przed prawdą, łapie w obiektyw całą śmieszność, ale i całą powagę chwili. Nie ocenia, ale prosi, by przyjrzeć się i spróbować zrozumieć, że nie każdemu pisane jest życie w czterech ścianach z kobietą i dzieckiem. I robi to w mistrzowski sposób. Reżyser każdemu z trójki daje szansę na ucieczkę. Strach, o którym wspomniałem, ma według mnie tą siłę sprawczą, że od momentu pochowania przyjaciela mężczyźni trzymają się razem. Trudno im się rozstać, bo tylko w swoim towarzystwie czują się w miarę pewni siebie. Gdy są już sami, wiedzą, że czeka ich to, od czego starają się uciec, rodzina, odpowiedzialność, płacenie rachunków. I nie ma tu znaczenia, że każdy z nich jest dobrze sytuowany, każdy ma pracę i poszanowanie w wykonywanym zawodzie. To właśnie sfera uczuciowa pozostawia wiele do życzenia. Nieuporządkowane życie osobiste, a raczej wzdryganie się przed monotonią, powoduje, że nie chcą do niego wracać. Być może monotonię kojarzą ze śmiercią i sądzą, że właśnie to przyczyniło się do odejścia jednego z nich.
MIEJSCE 3
Minnie i Moskowitz (1971)
Czy można sprowokować miłość? Zaklinać rzeczywistość, by ta nagięła swoje prawa i ułożyła się wedle naszych oczekiwań? Czy, w końcu, można rozpalić uczucie w osobie, która nie przejawia najmniejszego zainteresowania względem nas? John Cassavetes bierze pod lupę niecodzienną znajomość, przygląda się kobiecie i mężczyźnie diametralnie się od siebie różniących.
Ona pracuje w muzeum jako kustosz, zawieszona w niezbyt udanym związku bez perspektyw z zamężnym już mężczyzną. To zresztą końcówka tego romansu, bo facet za chwilę wróci do swojego nieudanego małżeństwa. Notorycznie sama Minnie ma już wyraźnie dość tego stanu i czeka na kolejny samotnie spędzony wieczór. Nie jest jednak desperatką. Po prostu żyje z dnia na dzień. Jest ułożona, elegancka, obyta, ale nie potrafi okazać emocji. Słucha muzyki klasycznej, chodzi do kina na stare filmy. Wydaje się, że ma dużo zainteresowań, jednak nie potrafi o nich rozmawiać. Jest osobą zamkniętą. On natomiast jest nieokrzesanym mężczyzną, który nie wydostał się jeszcze z ery Wodnika. Nie zamierza tego zresztą robić. Jest głośny i potrafi być agresywny. Słucha muzyki country, jest na bakier z dobrymi manierami. Za pieniądze matki przyjeżdża do Kalifornii. Porzuca Nowy Jork i chociaż widz nie poznaje przyczyn tej decyzji, można to chyba zrzucić na jego styl życia. W Los Angeles będzie robić dokładnie to, co robił do tej pory, czyli nic szczególnego. Na razie dorabia jako parkingowy, odstawia auta gości pod restauracjami.
MIEJSCE 2
The Killing of a Chinese Bookie – Zabójstwo chińskiego bukmachera (1976)
Głównym bohaterem Cassavetesa w Zabójstwie chińskiego bukmachera jest Cosmo Vitelli (Ben Gazzara). To hazardzista, od dzisiaj szczęśliwy właściciel nocnego klubu. Spłacił dług po siedmiu latach. Co robi po wręczeniu ostatniej raty? Idzie do tej samej jaskini hazardu i ponownie przegrywa. Tym razem gangsterzy nie chcą pod zastaw klubu, a proszą Cosmo o przysługę. Ma zabić bossa konkurencyjnego gangu, Chińczyka. Gdy chwilę wcześniej główny bohater mówi „I’m great”, daje o sobie znać cała jego natura i nastawienie do świata. Dobra mina do złej gry, pajacowanie, robienie z siebie clowna to jeden z jego sposobów na życie. Zabójstwo chińskiego bukmachera to film ospały. ale też w tej ospałości bardzo intensywny. Niby kryminał, a dramat o samotnym, uzależnionym od hazardu człowieku, chyba poniekąd zawstydzonym swoją przypadłością. Przemyślany, a wciąż sprawiający wrażenie improwizowanego. Dla mnie wybitny.
John Cassavetes w znanym sobie stylu opowiada kryminalną historię i zdaje się być jak najbliżej emocji i człowieka, odrzucając jednocześnie reguły gatunku. Twórca oburzał się, gdy mówiono o filmie w odniesieniu do kina gangsterskiego, chociaż, co ironiczne, nakręcił film licząc na to, że popłynie na fali popularności między innymi Ojca chrzestnego. Kino Johna Cassavetesa jest tutaj bardzo intymne i oparte na długich spojrzeniach, stojące w opozycji do Fabryki Snów, bardzo dojrzałe i wymagające. Inaczej się również patrzy na film, gdy zaczniemy go czytać tak, jakby chciał tego sam reżyser. Problem z samą postacią miał dość długo odtwórca głównej roli Ben Gazzara. To właśnie Cassavetes ukierunkował aktora na inny sposób patrzenia na scenariusz, tłumacząc, że to nie jest kino gangsterskie, a metafora jego reżyserskiej drogi artystycznej, pełnej trudnych wyborów, prób pogodzenia niezależności z działaniami komercyjnymi.
MIEJSCE 1
A Woman Under the Influence – Kobieta pod presją (1974)
Mabel Longhetti (Gena Rowlands) powoli się rozpada. Odrywają się od niej najpierw małe kawałki, z czasem coraz większe. To z pewnością jakaś kryzysowa sytuacja, chociaż Nick (Peter Falk), mąż, który bezsprzecznie ją kocha, nie potrafi tego zdiagnozować. To nic dziwnego, trudno od niego wymagać, by scharakteryzował jasno jej przypadłość. Mabel rozlatuje się na jego i dzieci oczach. Kobieta coraz częściej traci nad sobą panowanie, zachowuje się dziwnie przy znajomych. Nick każe jej się uspokoić. Przecież nie jest wariatką, gotuje, prasuje, opiekuje się dziećmi. Nie może być wariatką.
Kobieta pod presją to przejmujący dramat o gospodyni domowej, która przeżywa załamanie nerwowe, ale też o każdym człowieku, który rozkłada się na czynniki pierwsze próbując cały czas trzymać się swojej życiowej roli. Mabel jest żoną i matką, jej sceną jest mieszkanie. Gra w teatrze życia swoją najlepszą sztukę, niestety coraz częściej zapomina tekstu, gubi się pod spojrzeniami rodziny i znajomych z pracy Nicka. Sytuacja z Mabel jest taka, jak ze złożonymi puzzlami, z których ktoś, dzień po dniu, wyjmuje jeden element. W pewnym momencie przestajemy rozpoznawać stary, znany dotąd wizerunek. Coś się nie zgadza.
Patryk Karwowski









