Strumienie miłości

„Życie to pasmo samobójstw, rozwodów i stłamszonych dzieci”. Gdy w ten sposób Robert Harmon (John Cassavetes) komentuje rzeczywistość wokół siebie to wiemy, że nie mówi do końca poważnie. Kolejny raz przemawia przez niego alkohol. Tak przez niego, filmową postać, jak i wiele razy wcześniej przez samego reżysera, Johna Cassavetesa.

Strumienie miłości to film pożegnanie. Żegna się w nim Cassavetes ze swoją autorską drogę. To bitwa którą wygrał tak wiele razy, ale która jednocześnie naznaczyła jego życie (jego i bliskich) cierpieniem i ranami zbyt głębokimi, żeby można było je zaszyć. Tak dosłownie jak i w przenośni.

Strumienie miłościStrumienie miłości jako krytyka własnego postępowania.

Na plan Strumieni miłości wszedł pełen wigoru, nie dał po sobie poznać, że trawi go choroba. Niedoleczona marskość wątroby sprzed kilkunastu lat, papieros odpalany od papierosa, hulaszczy tryb życia. Wprawdzie, gdy Cassavetes poznał wyrok rzucił wszystko, zmienił tryb życia, zaczął przykładać uwagę do odpoczynku, ale… cóż, wiadomo że na wszystko było już za późno.

Jednak droga do Strumieni miłości była właśnie taką drogą, krętą, trudną, mroczną, jak przy każdym autorskim dziele od czasu niezwykłych Cieni z 1959 roku.

Strumienie miłości były jedną z trzech sztuk, którą w tamtym okresie Cassavetes się zajął. Kupił wówczas stary budynek, remontował go z pomocą przyjaciół, wystawiał na deskach teksty Teda Allana. Wszystkie trzy okazały się porażką, a przecież w spektaklach brały udział gwiazdy filmowe, między innymi Jon Voight. Klapa finansowa nie była za duża, bo te same gwiazdy, czy po prostu przyjaciele Cassavetesa, nierzadko rezygnowali ze swoich gaż. To nie pierwszy raz, gdy reżysera wspierali znajomi. Kino niezależne, czy właśnie własny teatr wymagał nakładów finansowych, których twórca nie posiadał. Pamiętać należy, że miał jeszcze sporo długów. Pomysłów miał też co nie miara, po głowie wciąż chodziła mu kontynuacja Glorii.

Może więc dziwić, że z mało popularnej sztuki, ktoś chciał zrobić film i wyłożył na to pieniądze. Pomoc przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony, z wytwórni Cannon, od kuzynów Menahema Golana i Yorama Globusa. Tak, panowie którzy parali się innym kinem chcieli wejść na rynek z tytułem ambitnym. Padło na Cassavetesa.

Cassavetes żegna się z widzami i przyjaciółmi.

Wówczas John był już cieniem człowieka, a jednak po raz kolejny dał z siebie wszystko. Pisałem o Strumieniach miłości jako o formie pożegnania. To prawda. Jednak te same Strumienie miłości spełniają również inną rolę, to pewnego rodzaju esencjonalny Cassavetes, który w jednym filmie umieścił całą swoją artystyczną drogę. Mamy więc tu motywy z wielu jego poprzednich dzieł. Jednak przede wszystkim Strumienie miłości to również odbicie jego własnego życia, krytyka tegoż, informacja o tym, jak wielu złych wyborów dokonał, również, a może głównie tych związanych z alkoholem.

Strumienie miłości

Obraz został podzielony na drogę dwóch postaci, Sary i Roberta, rodzeństwa. Rodzeństwo będzie zmuszone spędzić ze sobą kilka dni. Sara, czyli Gena Rowlands to kobieta na skraju załamania nerwowego. Po rozwodzie nie może się podnieść, ale ze swoją nad ekspresją wciąż jest tą kolorową, chaotyczną kobietą. Gena Rowlands kontynuuje więc swoją rolę z Kobiety pod presją, w jej mężu (Seymour Cassel) można zobaczyć odbicie postaci z filmu Minnie i Moskowitz. Główny bohater natomiast to wspomniany już Robert, poczytny pisarz, prawdziwa gwiazda na tym polu, wydaje książki opisujące nocne życie. Takie samo życie prowadził Cosmo z Zabójstwa chińskiego bukmachera. Wątków jest tu sporo, ale w każdym widać odbicie jakiegoś fragmentu z życia twórcy, odbicie z poprzednich filmów. Strumienie miłości są więc tym utworem, który jest podsumowaniem autorskiej drogi.

Strumienie miłości to też film trudny w odbiorze. Zyskuje bardzo, gdy mamy za sobą pozostałe wszystkie filmy Cassavetesa. Wówczas możemy w pełni odnieść się do treści, spróbować ją zanalizować nawet po swojemu, zobaczyć w wielu sekwencjach to, z czym autor walczył.

Dla mnie to film bardzo smutny, pokazujący nawet pewien tragizm. Ta zabawa Roberta, alkoholowe ciągi, momenty gdy był w stanie otworzyć się po wypitej butelce, pokazuje całą pustkę. Natomiast Sara to rodzaj delikatnego motyla, nieustannie wymagającego opieki i leczenia. Dwoje zranionych ludzi. Przyczyn nie znamy, nie mamy wglądu w ich wcześniejsze historie. W sztuce były wzmianki o ich kazirodczych stosunkach, w filmie Cassavetes odpuścił ten motyw. Czy tam tkwi przyczyna? To tylko jedna z dróg interpretacji. Cassavetes wspominał, że postać Sary i to w jaki sposób została napisana, to hołd dla jego żony. Pod względem artystycznym na pewno, bo to jest wymagająca rola, wybitna, a Rowlands ją uniosła. Natomiast Robert to cały John, autodestrukcyjny geniusz, który był w stanie poświęcić dla sztuki wszystko.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 141 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: John Cassavetes
Scenariusz: John Cassavetes, Ted Allan
Obsada: Gena Rowlands, John Cassavetes, Diahnne Abbott, Seymour Cassel
Zdjęcia: Al Ruban
Muzyka: Bo Harwood