The Equalizer (2014)

The Equalizer - Bez Litości - 2014

The Equalizer, serial z lat 85-89. Cztery sezony przygód byłego agenta pracującego na emeryturze jako prywatny detektyw. W roli tytułowej występował Edward Woodward, który za udział w tym serialu otrzymał nagrodę Złotego Globa. Nie widziałem serialu. Na film poszedłem z „czystą kartą”. Reżysera, Antoine’a Fuqu’a, znam dobrze. Od dzieciaka grałem z nim w kosza na Brooklynie 🙂 A na poważnie, to jakoś tak się zdarzyło, że widziałem wszystkie jego filmy. Wcale nie uważam, że jest świetnym reżyserem. Jest przeciętny. Oceniając i analizując jego filmografię można dojść do wniosku, że jego Training Day był wypadkiem przy pracy. Wypadkiem na wielki plus. Pośród reszty średnich akcyjniaków aspirujących do miana filmów o czymś więcej, Training Day był petardą. To jednocześnie jeden z lepszych filmów, w których Denzel Washington grał główną rolę.


Był tam diabłem w przebraniu policjanta. Tym, który kusi, obiecuje, okłamuje, podżega do całego zła tego świata. Fuqua do swojego najnowszego filmu ponownie zaangażował Denzela. I chwała mu za to. Washington jest najjaśniejszym punktem w tej historii.

The Equalizer powiela wiele schematów. W zasadzie powiela je wszystkie. Mamy postać McCalla z niejasną przeszłością. To Twój sąsiad, który codziennie idzie na 8 rano do pracy. To Twój kolega, który sumiennie wykonuje obowiązki. W końcu to ten koleś, który siedzi zawsze o tej samej godzinie, w tej samej knajpie z herbatą i książką. Znacie ten typ dowcipu, gdzie żeby dojść do puenty trzeba opowiedzieć około dwóch – trzech przypadków poprzedzających finał anegdoty? I tak wiadomo, że to tylko wstęp kawału, że musimy to usłyszeć, żeby … No właśnie. Fuqua również opowiada ten swój przydługi wstęp. My potulnie czekamy na pierwszy strzał. Wiemy już, że Denzel coś ukrywa, że ktoś zmąci jego schematyczne życie, że w końcu ktoś zmieni bieg rzeki. Nie będzie to jednak łagodna zmiana. Tego też możemy się domyślać. Jako McCall oszukuje siebie, oszukuje kolegów z pracy. Stał się mistrzem kamuflażu. Posiadając jednak taką przeszłość (o której zaraz), nie można do końca uśpić tęsknoty za smakiem adrenaliny. McColl w swoim zbiorze natręctw i dążeniu do perfekcji, najbliższy jest Adamowi Miauczyńskiemu z Dnia Świra. W momencie, gdy operator pokazuje krople wody, która postanowiła kapać z kranu, wiemy już, że to będzie ta noc…

The Equalizer - Bez Litości - 2014
McColl postanawia wstawić się za dziewczyną poślubioną mafii, rosyjskiej mafii. Ta jest jedną z wielu „ze stajni” Slaviego (David Meunier). Slavi to nowojorska odnoga organizacji z bossem wydającym rozkazy z podmoskiewskiej willi. I tak po (nie ukrywam) przydługim wstępie rozpoczyna się właściwa akcja. Fuqua stworzył klasyczną bieganinę po kolejnych „poziomach”. Jest więc Slavi, diaboliczny Teddy, no i gwóźdź programu, Pushkin (sic!). Miałem napisać o przeszłości McColla. Tutaj pojawia się pierwszy mały plusik. Oprócz tego, że McColl jest chodzącą maszyną do zabijania i na pewno pracował w wywiadzie, nie wiemy nic. I bardzo dobrze. Wiemy, jak sam mówi, że robił wiele złych rzeczy. No tak, jak każdy motherfucker z filmowych 90’s, tak też i McColl robił wiele złych rzeczy. Czy Denzel Washington, który będzie w grudniu tego roku obchodził 60-te urodziny, sprawdził się jako fighter? Jak najbardziej. I jak dla mnie, jest bardziej przekonujący niż inny action-senior, Liam Nesson. Nesson musi przejść od słów do czynu byśmy zaczęli go brać na poważnie. Washington wystarczy, że rzuci spojrzenie, a zaraz potem się odezwie. Ten jego mocny głos i wzrok zmuszający do spowiedzi stawia go, jako aktora, w ścisłej czołówce „niepatyczkujących się z przeciwnikiem”.

The Equalizer - Bez Litości - 2014
Nie ukrywam, że całość to sprawnie zrealizowany film klasy B, w ładnym płaszczu z klasy A. Miałem tego świadomość jeszcze przed seansem. Fuqua jako twórca nie oszukuje jednak widza. Wiemy jaki będzie finał, znamy tę historię. Nie to jest jednak ważne. To dobry, ocierający się o ocenę bardzo dobrą, film akcji. Są brutalne sceny (o tak, reżyser zdecydowanie korzysta z przyznanej kategorii wiekowej – R). Jest cała masa zakapiorów ściągniętych prosto z ulic Training Day. Operator z fajnymi nocnymi zdjęciami też wypadł dobrze. Jest w końcu finał z dobrą muzyką w tle. Finał, który jak na wspomniane 90’s przystało.

The Equalizer - Bez Litości - 2014
No dobrze, jest kilka brudnych, niedomytych warzyw w tej zupie. McColl przygotowujący pułapki jak Kevin, ten co nie do końca był sam w domu. Przeciwnicy, którzy pchają się z długą bronią w wąskie korytarze (nie byłem w wojsku, ale wydaje mi się, że obrót z taką luuuufą jest co najmniej niewygodny :). Ale… jest bohater z prawdziwego zdarzenia, jest badass z kłami na wierzchu, i jest w końcu Fuqua, który jako tło dla kilku ostatnich scen wybrał New Dawn Fades w wykonaniu Mobiego. Potwierdził tym samym swój dobry gust muzyczny. Pokazał też tym kawałkiem, że blisko mu do The Heat Michaela Manna. Jednak nie tylko o New Dawn Fades chodzi. Tu jest podobny klimat miasta i wielka metropolia zawieszona w spojrzeniu bohatera. Jest też kilka scen, w tym rozmowa w restauracji – jak nic dialog pomiędzy De Niro i Pacino w kawiarni. Atmosfera podczas zwykłej rozmowy z dużym ładunkiem emocji za każdą sylabą. Za dobre kino akcji, high-five dla Antoine’a.

7/10 - dobry

Czas trwania: 131 min
Gatunek: Akcja
Reżyseria: Antoine Fuqua
Scenariusz: Richard Wenk, Michael Sloan, Richard Lindheim
Obsada: Denzel Washington, Marton Csokas, Chloë Grace Moretz, Bill Pullman, Robert Wahlberg
Zdjęcia: Mauro Fiore
Muzyka: Harry Gregson-Williams