Astronauta

Wśród moich znajomych na portalu Filmweb przeważają słabe oceny, taka też jest średnia. Lepiej radzi sobie Astronauta w serwisie IMDb. Nie zamierzam bronić filmu z Adamem Sandlerem, który to film wpisuje się w poczet tych „poważnych” tytułów w portfolio aktora. Sandler, do którego wyszukiwarki internetowe (i gros widzów) już na stałe przypisały Farciarza Gilmore i Karierę frajera raz na jakiś czas sięga po takie role, żeby, najprawdopodobniej, odetchnąć od całej błazenady (zdarzają się i chlubne wyjątki) skupionej wokół Happy Madison Productions, jego własnej firmy produkcyjnej.

Ja Astronautę polubiłem, ale tak jak napisałem, bronić go nie zamierzam. Nie zamierzam, bo to tak jakby entuzjasta Surströmming, kiszonych śledzi ze Szwecji rozwodził się nad ich aromatem. Dobra, lubi je i po co drążyć. Za co natomiast ja polubiłem Astronautę?

AstronautaAstronauta na kozetce u pająka.

Metaforyczne science-fiction ze scenami przywołującymi poetyckie kino Terence’a Malicka, tak jak filmy właśnie Malicka, trafiło w moje filmowe podniebienie. To znowu ta opowieść o kosmosie, która mogłaby się rozgrywać gdziekolwiek. Skala i perspektywa kosmicznej wyprawy była jednak potrzebna, by kolejny raz pokazać człowieka, który ucieka od wszystkiego, świetnie idzie mu roztrząsanie problemów na odległość, a nie potrafił (gdy był na Ziemi) przejść do pokoju obok, usiąść obok najbliższej mu osoby i spojrzeć jej w oczy.

Jakoś zawsze mnie wzrusza ten motyw międzyludzkich kontaktów ubranych w kosmiczną metaforę. Podobnie było przecież w przypadku Ad Astry. Tam również pojawiał się podobny temat. Ostatecznie uciekamy do gwiazdy, na kosmiczne rubieże, a zapominamy o rzeczach najważniejszych. A może nie zapominamy? Łatwiej nam sprostać czemuś nowemu, nienazwanemu, niż przyjąć kilka prawd od najbliższej osoby. Wynika to z tej przykrej prawdy o ludziach, którzy nie są w stanie określić swoich życiowych priorytetów. Prawimy truizmy o miłości, wspólnym życiu, poświęcaniu się, ale mało kto jest w stanie być szczerym i uczciwym. Ucieczka jest najprostszym rozwiązaniem, ale też najbardziej bolesnym dla drugiej strony.

Sandler jak zawsze znakomity w kinie zaangażowanym emocjonalnie.

Powstał więc film o astronaucie, który zbiegł z ziemi badać jakąś kosmiczną anomalię, a na miejscu, głównie wskutek samotności, dostał tak po głowie, że objawił mu się pajęczak. Czy musiał powstać taki film? Nie musiał, ale kino rządzi się swoimi prawami, tak jak niektóre filmy potrafią, nie wiedzieć czemu, trafić w czułe punkty tylko gdy są ubrane w odpowiednią formę. Ten szczególny obraz przedstawia życie w lecącej kosmicznej rakiecie i naukowca zupełnie odizolowanego od świata. Komunikuje się z Ziemią, robi to nawet bardzo chętnie. Często rozmawia również żoną, ale to wciąż tylko substytut kontaktu. I ten pajęczak. Wydaje się, że to istota całego seansu, osobisty terapeuta pod tą koszmarna postacią (doskonale wygenerowany efekt).

Astronauta

Pająk słucha cierpliwie astronauty, doradza, wskazuje drogę i stosuje raczej mało wyszukane porównania. Ten film zresztą nie jest wyjątkowo oryginalny. To znaczy wykonanie może i jest nietypowe (naukowiec i pająk w jednym klaustrofobicznym środowisku), ale metafory są proste, widz wie że chodzi o mężczyznę (dochodzi historia zimnowojenna, bohater pochodzi z Czech, wątek z ojcem jest ważny) i kobietę, o ich związek, przyszłość, relacje, ale co najważniejsze status. Czy takie w gruncie rzeczy proste kino ma szansę przetrwać? Dzięki poetyckim środkom, Sandlerowi, który wypadł znakomicie (jak zawsze, gdy zechce mu się zaangażować w takie projekty), kilku osobliwym scenom, wierzę, że Astronauta ma taką szansę.

To nie jest wielkie kino. Traktuje o kosmicznej podróży, ale równie dobrze mogłoby być nakręcone w kuchni z kobietą przy stole i mężczyzną wpatrzonym w okno. Najwyraźniej zagrał na mojej wrażliwości tak mocno, że wystawiam mu pozytywną ocenę.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 107 min
Gatunek: dramat, sci-fi
Reżyseria: Johan Renck
Scenariusz: Colby Day
Obsada: Adam Sandler, Carey Mulligan, Kunal Nayyar, Lena Olin, Isabella Rossellini, Paul Dano
Muzyka: Max Richter
Zdjęcia: Jakob Ihre