KIMI

Od głośnego debiutu Stevena Soderbergha minęły już 33 lata. Seks, kłamstwa i kasety video (oj pobudzał ten tytuł wyobraźnię) miały swoją premierę w 1989 roku i od tamtego czasu Soderbergh nie zrobił sobie dłuższego urlopu. Filmowo bywało różnie. Od fantastycznego Traffic czy Erin Brockovich po osobliwą Dziewczynę zawodową z Sashą Grey (choć i tutaj znajdą się fani). Soderbergh z pewnością należy do kręgu wyjątkowo zajętych twórców. Reżyseruje, pisze scenariusze, produkuje, jest autorem zdjęć, odpowiada za montaż. Ma więc duży wpływ na ostateczny kształt swoich dzieł. Jeżeli coś nie wyjdzie, to głównie przez niego. Ale Soderberghowi raczej częściej wychodzi, a w przypadku Kimi nawet bardzo.

Chciałbym zacząć pisać o Kimi w kontekście filmowego utworu, który trzeba traktować jako powrót do staro szkolnych thrillerów. Z jednej strony to prawda, bo począwszy od fabuły, która jest niejako nawiązaniem do Okna na podwórze Hitchcocka, dostajemy techniczną perełkę, którą dzisiaj powinien nakręcić Brian De Palma (za scenariuszem Kimi stoi stary wyga, David Koepp, który zresztą z De Palmą współpracował przy trzech filmach w tym przy Oczach węża), gdyby tylko nie zapomniał jak się kręci filmy. Z drugiej strony Kimi jest bardzo osobna, własna i stoi ponad większością podobnych jej tytułów. Jest przede wszystkim starannie wykończona i nowoczesna, ale nie tylko dlatego, że Kimi (odpowiednik Siri) to inteligentny system zawiadujący całym mieszkaniem, od rozrywki, po uzupełnianie zapasów.

Gdzie tu Okno na podwórze? W pomyśle na fabułę i w koncepcie na „uziemienie” głównej bohaterki. Nie stoi jednak za tym inwalidzki wózek jak to było w przypadku fotografa u Hitcha, a rzecz nam obecnie bliska, a zarazem niezwykle współczesna. Ponury oddech teraźniejszych czasów, pandemia i lockdown odbił się na psychice głównej bohaterki tak mocno (chociaż nie chodzi tu tylko o covid, jednak nie będę spoilerować), że ta nie jest w stanie wyjść na zewnątrz. Siedzi więc w mieszkaniu, podpatruje sąsiadów i pracuje zdalnie. Jest technikiem od odhaczania i reagowania na incydenty w zgłoszeniach przy systemie Kimi, którego również jest użytkownikiem. Pracuje dla korporacji, spływają do niej pliki z całego świata, dziewczyna je odsłuchuje, nanosi poprawki w kodzie i odhacza. I trafia do niej materiał na tyle podejrzany, że kwalifikuje go jako możliwość popełnienia przestępstwa. Słyszy coś niepokojącego, zgłasza sprawę przełożonemu i trafia na ścianę biurokracji. Nie tylko.

Gdzie tu De Palma? Zaznajomieni ze stylem reżysera stojącego za takimi filmami jak Świadek mimo woli, czy W przebraniu mordercy w mig wyłapią kilka specyficznych ujęć czy ruchów kamery. To się czuje, a De Palma, jeżeli skusi się na seans Kimi, powinien być tylko zazdrosny,

Jednak Kimi to nie tylko wciągająca fabuła i wykończenie. Sprawnie zrealizowany thriller jest poprowadzony z żelazną konsekwencją przez Soderbergha, który ani razu nie pozwala nam zapomnieć o czasach, w których żyjemy. Angela Childs (świetna Zoë Kravitz) swoimi gestami, zachowaniem i mimo wszystko związanymi z tym natręctwami pilnuje się na każdym kroku. Myje ręce, unika kontaktu. Mam wrażenie jednak, że covid w jej przypadku służy za dodatkową ochronę. Covid i lockdown okazał się jej cichym sprzymierzeńcem. Steven Soderbergh zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. W 90 minut opowiedział pełną historię, nie zboczył z kursu, pozwolił nam zabawić się w detektywów, żonglował podejrzeniami, bawił się formą. Skromne kino z akcją, które rozgrywa się w jednym mieszkaniu (wyjście na zewnątrz nie poprawia komfortu, jest wręcz odwrotnie) dało nadzieję na to, że doświadczony reżyser wciąż potrafi utrzymać uwagę widza (a pomógł w tym z pewnością niepokojący podkład muzyczny Cliff Martineza i klaustrofobiczne zdjęcia Petera Andrewsa).

Patryk Karwowski

Czas trwania: 89 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: Steven Soderbergh
Scenariusz: David Koepp
Obsada: Zoë Kravitz, Betsy Brantley, Rita Wilson, India de Beaufort , Byron Bowers
Zdjęcia: Peter Andrews
Muzyka: Cliff Martinez

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?