GORĄCZKA. SEN O WOLNOŚCI.

Wieczór jest niemal bezwietrzny; jaskrawe światła wielkiej metropolii wnikają w toń oceanu, ciemnogranatową i nieporuszoną jak wzrok mężczyzny, który na nią spogląda. Jego twarz znaczą coraz liczniejsze zmarszczki; jego oblicze emanuje inteligencją, pewnością siebie, ale też zmęczeniem.

Zimne, stalowe barwy i minimalizm wystroju jego mieszkania odzwierciedlają, w jakiś sposób, cały jego świat. W świecie tym nie ma zbyt wiele miejsca na zażyłości. „Jeśli chcesz być w czymś naprawdę dobry” – mawia czasem – „Nie przywiązuj się do niczego, czego w obliczu zagrożenia nie mógłbyś porzucić w ciągu trzydziestu sekund”. Relacje, które nawiązuje, to zatem, przede wszystkim, szorstkie, „męskie przyjaźnie”, oparte na wzajemnym zaufaniu w dążeniu do wspólnego celu. Jeśli spytać go o życie uczuciowe, odpowie zapewne, że nie ma na nie czasu. W istocie, nie starcza mu go nawet na to, by wyposażyć swoje mieszkanie w meble. Granice jego rzeczywistości wyznaczają kolejne porcje gotówki, zdobyte podczas kolejnych napadów i skoków. Jego głos brzmi spokojnie i władczo; jest naturalnym przywódcą, którego słowa momentalnie zyskują posłuch. Obraca się wyłącznie w wąskim kręgu najbardziej zaufanych osób; Neil McCauley, bo tak brzmi jego nazwisko, doskonale wie, z kim może rozmawiać otwarcie, a od kogo powinien trzymać się z daleka.

Pewnego dnia jednak, wymagania organizacyjne kolejnego skoku wymuszają na nim poszerzenie dobrze znanego składu o nowego członka. Wybór okazuje się błędem; dokooptowany do zespołu Waingro to degenerat i psychopata, który podczas napadu zabija zupełnie bez powodu jednego z konwojentów; takie zachowanie nie podoba się Neilowi i pozostałym jego, do bólu profesjonalnym, kompanom – Chrisowi, Michaelowi oraz Trejo. Próba zabicia Waingro kończy się jednak niepowodzeniem; jemu samemu zaś udaje się uciec.

Kolejny długi dzień w życiu Neila kończy się; jego mieszkanie wita go tą samą ciszą i pustką, co zawsze.

Pewnego dnia, jednak, coś się zmienia. W restauracji mężczyzna poznaje Eady, graficzkę, z którą mijał się czasem w księgarni. Dziewczyna nie pasuje do stereotypowego wizerunku „kobiety gangstera”: jest delikatna i naturalna, nieco nieśmiała, jak również wyraźnie młodsza od niego. Nietrudno domyślić się, że jej styl bycia musi bardzo odpowiadać Neilowi, w skrytości serca pragnącemu zapewne odrobiny spokoju, ciepła i łagodności, których jego życie wydaje się niemal całkowicie pozbawione. Jeszcze tego samego wieczora, przytulając się i wymieniając pocałunki, spoglądają z oddali na Los Angeles. Z dystansu nie widać już przeludnionej, zadymionej metropolii; pośród ciemności nocnych, jej światła zdają się błyszczeć niczym gwiazdy na jednym z obrazów Vincenta van Gogha. „Miasto świateł” – szepcze do Eday Neil, opowiadając o świecących glonach rafy koralowej u wybrzeży Fidżi, które wypływają tylko raz do roku. „Właśnie tak to wygląda” – mówi, patrząc jej głęboko w oczy i dodaje, że właśnie tam zamierza się kiedyś wybrać.

W oczach Eady Neil jest wytrawnym handlowcem; w rzeczywistości jednak, wraz ze swą perfekcyjnie zgraną ekipą przygotowuje kolejny skok. W międzyczasie, wdaje się w konflikt ze specem od prania brudnych pieniędzy w bankach, van Zantem, któremu, z kolei, chcąc zemścić się na Neilu, pomaga Waingro.

Pętla wokół Neila i jego ekipy zaciska się coraz mocniej. O ich zamiarach dowiaduje się policja; przejrzeć ich zamiary stara się zespół dochodzeniowy, na czele którego stoi niezwykle doświadczony detektyw – Vincent Hanna. Kolejne posunięcia obydwu głównych graczy przypominają wytrawnych szachistów, planujących każdy kolejny ruch z wyprzedzeniem, starając się przy tym, by był on możliwie jak najmniej oczywisty i jak najtrudniejszy do odczytania przez przeciwnika.

Nieoczywiste i pełne zawiłości jest też życie uczuciowe tych mężczyzn. Uzależnieni od świata, w którym na co dzień egzystują, Vincent i Neil niełatwo radzą sobie z rzeczywistością związku uczuciowego z drugą osobą, funkcjonującego na skrajnie odmiennych przecież zasadach. Dotyczy to zwłaszcza pierwszego z nich, którego żona, Justine, jest już zbyt zmęczona nieustanną nieobecnością Vincenta przy jej boku. „Żyjesz pośród zwłok zabitych ludzi” – stwierdza w momencie przepełnionej goryczą szczerości – „Tropisz zwierzynę, (…), badasz teren; to jedyne, czemu jesteś naprawdę oddany”. Nim Justine na dobre odejdzie od Vincenta, podobnie cierpkie słowa jeszcze padną z jej ust.

Nieodległe problemy towarzyszą najwierniejszemu druhowi Neila – Chrisowi, którego uzależnienie od hazardu wyniszcza jego związek z Charlene i nie pozwala mu spełniać się w roli ojca. Sam Neil zaś, zdając sobie sprawę z tego, jak mogłaby przez Eady zostać odebrana prawda na temat jego profesji, okłamuje ją; w końcu, jednak, oszustwo musi wyjść na jaw, a wówczas ich związek wystawiony zostaje na ciężką próbę.

Wszystkie te relacje niepozbawione są uczuć (jedynie Vincent i Justine wydają się nie mieć większych złudzeń co do swej przyszłości jako pary), ponoszą one jednak sromotną klęskę w starciu z ponurym dziedzictwem doświadczeń życiowych i specyficznej profesji tych mężczyzn. Rzeczywistość, w której na co dzień egzystują, staje się ich uzależnieniem; w skrytości serca marzą, zapewne, o życiu w „normalny” sposób, zdają sobie jednak równocześnie sprawę, iż zupełnie nie potrafią funkcjonować w „zwyczajnym” trybie. W obliczu tego, iż policja nieustannie podąża ich śladem, skok na bank staje się planem wręcz ekstremalnie niebezpiecznym; dla Michaela, na przykład, posiadającego już pokaźny dobytek, jest on przede wszystkim ryzykiem, pozbawionym, w zasadzie, jakiegokolwiek konkretnego, pragmatycznego powodu. Moment wyboru ujawnia jednak realną motywację mężczyzny, taką, dla której jest on w stanie zaryzykować własne życie. Nie jest nią lojalność, poczucie władzy, czy nawet chciwość; „Dla mnie” – stwierdza Michael po dłuższej chwili gorączkowego namysłu – „Najważniejsza jest akcja. Wchodzę w to”.

Cóż jest więc dla rzeczonych mężczyzn naprawdę ważne? Wydaje się, iż naprawdę bliscy są wyłącznie sobie nawzajem (co szczególnie mocno podkreśla finał filmu), dzielą bowiem ów swoisty świat, wraz ze wszystkimi jego specyficznymi zasadami. Świat ciemnych zaułków i skomplikowanych biznesowych transakcji, świat strzelanin i pościgów, świat pobytów w więzieniu i ucieczek z nich. Świat, w którym nieustannie balansuje się na krawędzi życia i śmierci, na cienkiej krawędzi pomiędzy ryzykiem a szaleństwem. Większość ludzi nie ma do tego świata wstępu, nie mają go również ich kobiety; nie współtworzą go z nimi, pozostają na zewnątrz niego, nie będąc nigdy, w pewnym sensie, ich realnymi partnerkami, a jedynie obserwatorkami ich zmagań, tryumfów i upadków. Charlene, Justine, Eady – wszystkie, w mniejszym lub większym stopniu, stają się ofiarami własnych złudzeń co do tego, że z mężczyznami tymi są w stanie utworzyć noszącą znamiona normalności, dojrzałą relację.

Rozwój wypadków nieuchronnie prowadzi wszystkie te pary w stronę coraz bardziej skomplikowanych sytuacji i dramatycznych wyborów. Eady decyduje się wyjechać z Neilem do Nowej Zelandii (co jednak nie okazuje się być najłatwiejsze w realizacji), Justine zdradza Vincenta z innym mężczyzną, co staje się przyczyną ich rozstania; Charlene zaś zostaje postawiona w obliczu krytycznego wyboru – zaryzykować przyszłość i wolność własną i swojego dziecka lub wydać Chrisa w ręce policji. Zawikłane historie tych relacji docierają wreszcie do krawędzi, do której od początku dążyły – wbrew usilnym pragnieniom tworzących je osób, szczęśliwe zakończenia, najwyraźniej, nie wydają się być im przeznaczone.

Gorączka to jeden z filmów – symboli lat dziewięćdziesiątych. To również szczytowe osiągnięcie Michaela Manna (twórcy Ostatniego MohikaninaZakładnika czy Łowcy), obraz, wokół którego, w pewnym sensie, koncentruje się cała jego bogata kariera. To doskonały film akcji, jeden z lepszych, jakie w tym gatunku powstały – w bardzo znacznej mierze dzięki ponadprzeciętnej dawce fabularnego realizmu. Długie tygodnie przygotowań, jakie ekipa Manna poczyniła wraz z ekspertami od balistyki, funkcjonariuszami policji, a nawet – byłymi kryminalistami, takimi, jak choćby Edward Bunker, opłaciły się – Gorączka istotnie, po dziś dzień, wywołuje wrażenie niemal całkowitej przezroczystości. Od sposobu zaplanowania i przeprowadzania skoków, przez przebieg strzelanin, aż po sam huk wystrzałów, w utworze tym nie doświadczamy umowności oraz wysilonego efekciarstwa, znanych z tak wielu współczesnych filmów sensacyjnych. Ów perfekcjonizm wykonania oraz nadzwyczaj realistyczny ton (jak również faktograficzna podbudowa fabuły) okazują się wydatnie wspomagać precyzyjnie prowadzoną, niezwykle intensywną narrację i błyskotliwie napisane kwestie dialogowe.

Sensacyjna powłoka fabularna to jednak tylko powierzchnia utworu; pod nią zaś skryte są dylematy, skomplikowane i naznaczone rysem tragicznym. Szkatułkowa kompozycja dzieła odsłania kolejne swe warstwy; scenariusz Manna wykracza czasem poza krąg głównych bohaterów, ukazując, jak destrukcyjny wpływ na najbliższe otoczenie mają ich życiowe wybory (głęboko dramatyczna historia nastoletniej Lauren, córki Justine). Obok do dziś zapierających dech, ukazanych z imponującą atencją do detalu sekwencji akcji (w tym tej najsłynniejszej, strzelaniny w samym centrum metropolii, tuż po od dawna przygotowywanym przez ekipę Neila skoku), pojawiają się, czasem jakby mimochodem, niepozorne, zdawałoby się, sceny, które jednak dotykają widza do głębi – taka jest choćby krótka sekwencja rozmowy zastępczego kierowcy podczas wspomnianego skoku, Donalda Breedana z żoną. Breedan, który właśnie wyszedł z więzienia, na swej drodze resocjalizacji napotyka pierwsze trudności: w pracy, jaką mu przydzielono, traktowany jest z bezceremonialnie okazywaną wrogością i pogardą. Patrząc na niego z czułością, kobieta pociesza go: „Jestem z ciebie dumna” – mówi głosem pełnym żarliwości. W jego wzroku, jednak, prócz goryczy i smutku, dostrzec można również niewiarę w prawdziwość jej słów: jak można być dumnym z kogoś takiego, jak on? Owo uzależnienie, czy wręcz skazanie na autodestrukcyjną egzystencję w hermetycznym przestępczym świecie to jeden z najważniejszych tematów Gorączki; twórcy filmu zdają się wątpić, czy Vincent, Neil oraz cała reszta jego kompanii, byliby w stanie odnaleźć jakąkolwiek życiową drogę poza granicami owego świata.

Opisana scena jest znakomicie zagrana, podobnie jak cały film: znakomitym artystom udaje się wydobyć głęboko ludzkie emocje ze scen, które w filmie twórcy innego, niż Michael Mann, mogłyby stać się jedynie powieloną po raz wtóry fabularną konwencją. Tego typu kameralne, skupione na aktorskiej interpretacji sceny występują tu w doskonałej koegzystencji z narracyjnym rozmachem, niezwykle trudnej do osiągnięcia w pełnym sztywnych schematów świecie kina akcji. Z uwagi na to, blisko omawianemu utworowi do filmów Martina Scorsese: pod fabularną powłoką, skoncentrowaną na wiwisekcji świata społecznych patologii, kryją się dylematy bohaterów, mające swe korzenie w dziełach Szekspira czy Dostojewskiego, a nawet – patrząc jeszcze bardziej źródłowo – w tragedii antycznej.

Udaje się, jednak, osiągnąć Gorączce jeszcze więcej: to bowiem, o paradoksie, zaskakująco liryczne kino. Wspaniała oprawa muzyczna oraz – w szczególności – wizualna, sprawiają, iż obraz Manna zatopiony jest we wszystkich kolorach i odcieniach wielkomiejskiej nocy. Amerykański twórca odnajduje szczególny klimat miejsc, które wielu innych reżyserów potraktowałoby marginalnie, jako słabo widoczne tło rozpędzonej akcji. Kolejne kadry dzieła to pieczołowicie uformowane kompozycje, w których zarysowane grubą kreską sylwetki ludzkie toną w oceanie chłodnych, metalicznych barw.

Porywająca sekwencja z towarzyszeniem New Dawn Fades w interpretacji Moby’ego prowadzi widza ku jednej z najbardziej pamiętnych scen współczesnego kina, która, zarazem, znajduje się w samym sercu fabuły Gorączki. To również wielki moment Ala Pacino i Roberta de Niro, esencjonalny dla ich niezwykle bogatych karier, a zarazem zderzenie dwóch wyrazistych, charyzmatycznych aktorskich metod: ekspresji i dominującego stylu tego pierwszego z minimalizmem i oszczędnością, charakteryzującymi drugiego z nich.

Podczas rozmowy tej, Vincent i Neil ujawniają się przed widzem jako mężczyźni dojrzali, świadomi własnej samotności i uczucia pustki w świecie, w którym egzystują, zbyt jednak w niego wrośnięci, zbyt długo już w nim obecni, by móc jeszcze w swym życiu coś naprawdę zmienić. Choć spotykają się po raz pierwszy w życiu, rozmawiają tak, jakby znali się od lat; obydwaj zdają się podzielać ogólną wizję swojego życia osobistego jako „obszaru klęski”. Na przekór resztkom złudzeń, jakie mogą jeszcze posiadać, z drogi, na którą dawno temu wstąpili, już nie zawrócą. Będą nią podążać aż do samego końca, a wieść może ona jedynie ku samozagładzie lub wiecznej samotności.

Ostatnie sceny Gorączki stanowią osobliwe, finezyjne nawiązanie do owej „metody trzydziestu sekund”, o której wspominałem na początku tekstu, a która stała się swoistym życiowym mottem Neila. W szczególnych, dramatycznych okolicznościach, bohater zmuszony zostaje do ostatecznej konfrontacji z zasadą, której przez tyle lat życia hołdował.

Nim się to jednak stanie, na swej drodze ucieczki do Nowej Zelandii wraz z Eady, Neil odbiera telefon od jednego ze swoich kompanów. Padają zdania o tym, że wszystko jest już przygotowane, a Neil może bezpiecznie opuścić kraj. „Jesteś wolny” – słyszy Neil i uśmiecha się. Chwilę później, jednak, otrzymuje jeszcze jedną informację: o tym, gdzie aktualnie znajduje się znienawidzony Waingro, który, mszcząc się na Neilu, walnie przyczynił się do rozbicia jego zespołu i dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się on sam. Jaką decyzję podejmie mężczyzna? Czy, w obliczu policyjnego pościgu, gotów będzie zaryzykować powodzenie ucieczki, a, w konsekwencji – całe swe przyszłe życie z Eady, jedynie po to, by ostatecznie wyrównać rachunki ze swym wrogiem? Z twarzy Neila powoli znika uśmiech; już przecież wie, co musi teraz zrobić. Tak, mógłby umknąć wymiarowi sprawiedliwości, wyjechać do Nowej Zelandii, całkowicie zerwać kontakty z tymi, których do tej pory znał. Ale czy naprawdę mógłby odmienić swoje życie, porzucić reguły, którymi się dotąd kierował, rozpocząć zupełnie nowy rozdział, według zupełnie nowych zasad? Nie musi nic mówić, wyraz jego twarzy udziela bowiem wyczerpującej odpowiedzi. Nie, nie jest wolnym człowiekiem. I nigdy nie będzie.

Przemysław Brudzyński