Wilkołak

Grupka dzieci z wyzwolonego obozu Gross-Rosen znajduje schronienie w starym dworku zaadaptowanym na sierociniec dla „niedobitków”. Zapuszczony, podniszczony, umiejscowiony w malowniczych, leśnych zakątkach ma być ich azylem, miejscem, w którym odzyskają siły. Nie jest to jednak czas ukojenia, bo o nim po obozowych przeżyciach nie może być mowy do końca życia. Groza uderzy w dzieci raz jeszcze pod postacią tresowanych niemieckich psów, które również służyły w Gross-Rosen. Wygłodniałe wilczury zaślepione wyuczoną nienawiścią próbują dostać się do sierocińca.

Gdy myślę o Wilkołaku, pierwszy tytuł, który mi przychodzi do głowy to White Dog Samuela Fullera. Oba traktują o naturze zła i specjalnej tresurze leżącej u podstaw zachowania zwierzęcia. W obu również dochodzi symboliczny wymiar filmu, który ubiera w metaforę wyszkolone zwierzę. W Wilkołaku można również wyczuć naturę ponurej baśni, gdy jedno z dzieci pyta całkiem poważnie i szczerze czy pod postacią psów powrócili do życia zabici Niemcy. Film Adriana Panka ma zatem do zaoferowania nie tylko sporo od strony czysto rozrywkowej, ale zachęca również do rozmowy po seansie. W swoim słusznym przekonaniu o nadwyrężonym, nieco martyrologicznym brzemieniu rodzimych produkcji traktujących o wojnie, Panek wszedł na terytorium horroru. Nie jest jednak tak, że „nasza” historia została potraktowana po macoszemu. Ona wciąż tkwi mocno w obliczach dzieciaków, w ich wspomnieniach, w fizyczności. Jednak sam temat uległ potrzebnej transformacji i został przedstawiony na tutejszym gruncie, świeżo i w sposób nowatorski. To niezwykłe z jaką precyzją Adrian Panek uprawia swoje rzemiosło. Sam tytuł trzeba więc odczytać jako baśniowy zwrot w kierunku horroru, ale głównie w temacie ludzkich traum. 

Czy można już mówić o renesansie kina gatunkowego w polskiej kinematografii? Nie wiem, czy wypada datować taki przełom, ale wiem kiedy ja zwróciłem uwagę, że coś ma się na rzeczy. To Córki dancingu Agnieszki Smoczyńskiej sprawiły, że coś zadrżało. Wyłamujące się konwencjom, w estetyce, która doskonale mi odpowiadała, łączyła gatunki, była odważna, tak jak kolejny film reżyserki, Fuga. Była też Wieża. Jasny dzień Jagody Szelc. Adrian Panek zagwizdał w kierunku gęstych kniei i wyskoczył Wilkołak, film tak inny od wszystkiego co znacie z rodzimego kina, a jednocześnie tak znajomy, jeżeli z zachodnim kinem gatunkowym jesteście za pan brat.

Adrian Panek bez żadnego skrępowania wszedł w rejony niezwykle trudne dla siebie jako filmowca. I z pewnością nie stanowiłoby to różnicy czy reżyser kręcił wcześniej jeden film (tak jak Panek, który debiutował w 2008 roku swoim Daas), czy kilkanaście. Praca z dziećmi i zwierzętami nastręcza niezmiennie tyle samo problemów. A jednak na przekór problemom, które z pewnością zakwitały w wyobraźni twórcy, wyzwania się podjął i dał jedną z wyjątkowo świeżych filmowych opowieści. Imponuje mi tym samym odwaga reżysera i jego wiara we własny filmowy język. Nakręcony z charakterem, z sugestywną charakteryzacją, świetną scenografią, przekonującym scenariuszem i dobrze prowadzonymi postaciami. Wilkołak jest filmem, który wiele zawdzięcza swojej atmosferze, klimatowi odosobnienia, a walczący o życie małoletni bohaterowie to w gruncie rzeczy twarde dzieciaki, które po obozowym piekle muszą stoczyć kolejną walkę, oby ostatnią.

Za seans dziękuję sieci kin

Czas trwania: 88 min
Gatunek: dramat, horror
Reżyseria: Adrian Panek
Scenariusz: Adrian Panek
Obsada: Nicolas Przygoda, Sonia Mietielica, Danuta Stenka, Kamil Polnisiak, Werner Daehn
Zdjęcia: Dominik Danilczyk
Muzyka: Antoni Łazarkiewicz