Operator, scenarzysta i reżyser. W zasadzie mogę szczerze napisać, że uzyskał status twórcy, na którego filmy się czeka i którego filmy zawsze się komentuje. Na szczęście również, według jakiegoś ustalonego przez siebie planu, filmy kręci w miarę systematycznie. Nie ma więc długich przerw w okresie twórczym. Ba! Wydaje się być w tym spektrum pracoholikiem. Pomiędzy świetną Różą, a równie udaną Drogówką jest tylko rok przerwy. Na etapie produkcyjnym dni urlopowych zapewne pan Wojciech nie miał.
Filmy Smarzowskiego są charakterystyczne. Coraz częściej pojawia się zarzut, że są charakterystyczne do bólu. Jeżeli bowiem na ekranie pojawia się odpowiednio skomasowany obraz patologii, uzależnień, rzeczy toksycznych i ogólnie wydźwięk kolejnych obrazków nie jest sympatyczny, to jest całkiem prawdopodobne, że oglądacie film Wojciecha Smarzowskiego. To nie jest złe, jeżeli twórca jest rozpoznawalny. Wprawdzie z czasem, gdy brnie już wąską ścieżką wyścieloną podobną estetyką i każda kolejna rzecz przypomina poprzednią, coś się zaczyna psuć. Widzowie potrafią odejść, odwrócić się od swojego ulubionego twórcy. Znam takie przypadki. Oczywiście, z drugiej strony, każdy jest grzesznikiem. U Smarzowskiego jednak bohaterowie krztuszą się tymi grzechami aż do wymiotów.
MIEJSCE 10
Małżowina
Małżowina była… egzotyczna, a jednocześnie bardzo odkrywcza. Pamiętam, że krążyła w jakimś dziwnym obiegu. To znaczy leciała normalnie w telewizji (bo de facto była to produkcja telewizyjna), a jednak ktoś ją nagrał na VHS i znalazła dom w niejednym osiedlowym odtwarzaczu. Małżowina to mroczny wiersz włożony w usta głównego bohatera – M (Marcin Świetlicki). M chciałby coś stworzyć, napisać. Chce pracować. Pracować nie może. Trochę jak Barton Fink wynajduje problemy, które podobno mu przeszkadzają i wyolbrzymia je do problemów krzątających się w przeraźliwym zamęcie w jego głowie. Jest coraz głośniej i coraz trudniej jest pracować. No i na to wszystko dochodzą goście, którzy ciągle przeszkadzają, z panem Maleńczukiem na czele. Co tam przeszkadzają! Dobrze, że przeszkadzają, przynajmniej pisać nie muszę. Małżowina to rozmowy o pisarskich inspiracjach, o twórcach, o artystycznych potrzebach. Wszystko w jeszcze raczkującym stylu Smarzowskiego, a jednak już wtedy wyraźnie odcinającym się od reszty obrazów jego kolegów reżyserów.
MIEJSCE 9
Drogówka (2013)
Smarzowski buduje świat, który śmierdzi potem, wódą i układami. I wali w czoło policyjną pałką. Kamera nieustannie krąży wokół bohaterów, jakby sama była pijana – to nie przypadek, to styl. Siedmiu gliniarzy, degrengolada, jeden trup i lawina kompromitujących nagrań. Tak to wyglądało pod względem realizacyjnym. Jeżeli chodzi o fabułę to było troszkę inaczej niż zwykle. Jasne, że była patologia, kurewstwo i zło za plecami każdego bohatera. Tutaj jednak udało się ciekawie połączyć kryminał policyjny z całym „uniwersum” Smarzowskiego. Sierżant sztabowy Ryszard Król (Bartłomiej Topa) i kumple policjanci z wydziału dobrze się bawią, biorą łapówki, chleją, dupczą i wciągają. Do czasu, aż jeden z nich ginie i otwierają się drzwi piekieł. Okazuje się, że sprawa zatacza coraz szersze kręgi i do kręgu zła wchodzą coraz ważniejsze persony. Po bandzie, ale czasami nawet poza nią.
MIEJSCE 8
Wesele (2021)
To film, który nie daje się łatwo sklasyfikować: to dramat, horror, historyczna przypowieść i współczesna satyra w jednym. Reżyser nie tylko rozlicza się z przeszłością, ale i bezlitośnie punktuje teraźniejszość – walczy z hipokryzją, ksenofobią i narodową amnezją. Boli jak zwykle, męczy jak nigdy. Styl Smarzowskiego w 2021 roku to już ten moment, gdy się przelewa, wylewa i rozlewa po bruku. Tego już za wiele. To przecież ten sam film, wciąż doskonały technicznie, ważniejszy niż kilka innych fabuł Smarzowskiego, ale też będący pewnym wyzwaniem jeżeli chodzi o kino jednego z najbardziej niepokornych polskich twórców.
MIEJSCE 7
Wołyń (2016)
Ten temat musiał podjąć Wojciech Smarzowski i tylko on. Nie widzę obecnie w polskiej kinematografii drugiego twórcy, który otwiera widzom oczy tak szeroko. Jednocześnie otwiera je nie pokazując tylko i wyłącznie jednej strony medalu. To nie jest bowiem tylko i wyłącznie historia banderowców. Tak, zbrodnia wołyńska dokonała się przy użyciu ukraińskich rąk, ale wrzało już od dłuższego czasu, a że wykipiało akurat po tamtej stronie rzeki… Tak powiał wiatr historii. Nie naród jest tu bowiem winien, a ludzie, konkretni ludzie z imienia i nazwiska dokonujący gwałtów, odcinający głowy, nabijający niemowlę na widły, zarówno po jednej, jak i po drugiej (odwetowej) stronie. Wojciech Smarzowski nie cofnął się przed niczym w ukazaniu zdziczenia i sadyzmu. Nie mógł, bo obraz byłby zafałszowany i urągający wspomnieniom najbliższych pomordowanym. Już po kilku minutach zapominasz, że to jest film, a czujesz, że uczestniczysz w czymś ważnym.
MIEJSCE 6
Pod Mocnym Aniołem (2014)
Bardzo lubię prozę Jerzego Pilcha i bardzo podobała mi się autorska próba przeniesienia powieści na duży ekran. Cenię Smarzowskiego za to, że w tym przypadku puścił wodzę reżyserskiej fantazji i pogalopował w dół ciernistym zboczem biorąc pod pachę menelski alkoholowy chaos. To historia Jerzego (Robert Więckiewicz), który próbuje wydostać się z alkoholowej kadzi. Gdy cudem udaje mu się dobić do brzegu, wchodzi na trampolinę i po raz kolejny wskakuje w wódczaną breję. I po raz kolejny. I po raz kolejny. I po raz kolejny. Alkoholik do końca życia jest alkoholikiem.
MIEJSCE 5
Wesele (2004)
To właśnie Wesele wyraźnie pokazało jaki chce być Wojciech Smarzowski jako twórca. Otóż w kolejnych etapach swojej kariery (zaczynając od Wesela) będzie okładał wszystkie polskie przywary po mordzie tak długo, aż zrozumiemy, że przy niektórych naszych zachowaniach warto odpuścić. W Weselu dostaje się wszystkim, którzy byli na tym filmowym weselu (a nie ukrywajmy… na weselu przywar wychodzi bez liku). No i Smarzowski bierze każdego z osobna pod mur. Stawia w świetle reflektorów, wytłuszcza grzechy, wyśmiewa, piętnuje i kopniakiem posyła na koniec kolejki. Trzeba napisać, że to proces który trwa przez cały seans. A materiał ma rzeczywiście pan Wojciech dobry. Bogaty Wiesław Wojnar (Marian Dziędziel) chce wyprawić córce zacną imprezę. Zacną to mało powiedziane. Ma być po prostu z przytupem. I było.
MIEJSCE 4
Kler (2018)
Kler to przemyślana, wyjątkowa próba przybliżenia figury księdza ludziom, sprowadzenie go z ambony w szeregi owiec, ściągnięcie go w końcu z tego stopnia, na który tak usilnie wciąga go kościół i próba zmiany czegoś u hierarchów, czegokolwiek. Patologii nie da się wyplenić, gdy na górze wciąż znajdują się ci, którzy sprawy wyciszają. Co ważne, nie można wyciszać również tam gdzie jednak jest szansa, że ksiądz jest niewinny. Innymi słowy, należy się uczciwość i równe traktowanie wszystkich i wszystkiego. Jak zawsze.
MIEJSCE 3
Dom dobry (2025)
Co mam napisać o tym filmie? Że wywleka na lewą stronę i rozdziera? Że w trakcie seansu masz pełne usta i chciałbyś wymiotować, ale miski to raczej nie dostaniesz w kinie? To wszystko się zgadza. Wszyscy przeżywamy ten seans, bo przecież horror przemocy domowej istnieje, a statystyki są przerażające. O tym wszystkim jest film Smarzowskiego.. O wspaniałych zdjęciach z wakacji, o uśmiechach i o wesołych relacjach na Instagramie. Dom dobry to opowieść o Gośce, która zakochała się w Grześku. Normalna sprawa. Ale to chwile, bo za nimi zawsze może kryć się zło, więc proszę bądźmy czujni. To nic złego zadzwonić po policję.
MIEJSCE 2
Róża (2011)
Wojna, a raczej jej następstwa. Róża to prawie postapo i próba budowania czegoś, czegokolwiek na wojennych zgliszczach. Jeżeli chodzi o wydźwięk wśród pozostałych obrazów Smarzowskiego, to Róża wypada na tym tle zdecydowanie jako najbardziej pesymistyczna wizja reżysera. Tu nie ma nic śmiesznego. Dodatkowo sposób przedstawienia wojennego piekła ze scen otwierających pozwala widzowi wysnuć twierdzenie, że w Wołyniu przelewek nie będzie. W Róży poznajemy oficera AK Tadeusza (Marcin Dorociński) oraz Różę (Agata Kulesza). Oboje ciężko doświadczeni przez wojenną pożogę próbują ułożyć życie od początku. Najgorsze jest to, że o ile wojna się niby skończyła, to zło wcale nie zostało zamknięte do szafy. Nie trzeba za dużo opowiadać. Zmęczona twarz Róży to prawdziwe zwierciadło ludzkich niegodziwości. Smarzowski uderzył tutaj mocniej niż zwykle.
MIEJSCE 1
Dom zły (2009)
To był nie tylko zły dom, to był przede wszystkim zły film. Zły w znaczeniu tła historii, ludzi, klimatu. Zło wychodziło z ekranu w momencie rozpoczęcia film i przez cały seans towarzyszyło widzowi w sposób namacalny. Przybijający do ziemi mrok czułem na całym ciele. Źli ludzie, złe zamiary, zło jako filary pod całą planetą. No i alkohol! Alkohol jako budulec pod tragedię. Deszczowa noc i Edward Środoń (Arkadiusz Jakubik), który pojawia się w chacie należącej do małżeństwa Dziabasów (Kinga Preis i Marian Dziędziel). Jedna zakrapiana noc. Tradycyjna polska gościna i w końcu przeskok o kilka lat w wydarzeniach. I ponownie Edward Środoń na progu chaty. Jednak nie sam. Tym razem towarzyszy mu ekipa śledcza, a sama wizyta to nic innego jak rekonstrukcja wydarzeń i kryminalne dochodzenie. Nie wszystkim jednak zależy na dojściu do prawdy. Smarzowski zbudował klimat o wadze tony i cały ten ciężar spuścił na nas kilkukrotnie w trakcie filmu. Seans kończymy z rewelacyjnym uczuciem obitej mordy.










