Pierwsze sceny filmu. Zblazowany były matador siedzi na krześle i ogląda Sześć kobiet dla zabójcy Mario Bavy (Sei donne per l’assassino z 1964 roku). Krwawe giallo włoskiego mistrza przyprawia o szybsze bicie serca niegdysiejszego mistrza zabijania byków na arenie. Widzimy na ekranie brutalne mordy, a Diego, bo o nim mowa, masturbuje się przy nich.
Połączenie seksu i śmierci daje zapewne niezwykły aromat. Wczesne arcydzieło Almodovara oferuje to, czego rzadko można doświadczyć w kinie. To ten moment, gdy wspomnianą mieszanką będziemy mogli zaciągnąć się bardzo mocno, bo ten seks i ta śmierć będzie nam towarzyszyć przez cały seans. Niejednokrotnie połączą się w krwawym uścisku. Ekstaza i przerwana linia życia, czy jest coś bardziej podniecającego? Almodovar prowokuje jak nigdy.
Almodovar jako król kiczu.
Każdy kraj ma swojego filmowca skandalistę, reżysera który wchodzi ze ścianą i nawet nie otrzepuje się z kurzu. W Wielkiej Brytanii mógłbym wskazać Kena Russella, w Polsce Andrzeja Żuławskiego, w Hiszpanii rzecz jasna byłby to Pedro Almodovar, a Matador jest tym dziełem, które mogłoby być wizytówką stylu mistrza kiczu i podniety.
Ta pierwsza opisana sekwencja to raptem wstęp do emocjonującej rozgrywki pomiędzy kilkoma osobami, ale nie warto na etapie opisywania filmu zdradzać szczegółów.
Warto natomiast wskazać kluczowe wątki i motywy, które sprawiają że Matador to film niezwykły. To, że jest utrzymany w estetyce kiczu, jest brutalny, rozerotyzowany, to jedno, ale za wszystkim kryją się ważne psychologiczne aspekty. Relacja mistrz i uczeń to jeden z wątków. Uczniem, który uczęszcza do szkoły walki z bykami jest Angel Gimenez (Antonio Banderas). Nieśmiały chłopak, który siedzi w kleszczach bogobojnej matki, a pod czujnym okiem kulawego Diego rozwija swój instynkt zabójcy. Angel wielbi mistrza i chciałby mu się przypodobać. Żeby udowodnić swoją męskość dopuszcza się gwałtu na dziewczynie Diego.
Odważny i bezkompromisowy. Matador to film wybitny.
Szalone i bezwzględne kino Almodovara łączy te wulgarne partie, a jednocześnie wciąż krąży wokół narodowych pięknych atrybutów (kolor, stroje, architektura). Nie jestem natomiast w stanie zrozumieć potrzeby zabijania byków, ani potrzeby zabijania zwierząt w ogóle, ale rozumiem status kultu samej corridy. Taka narodowa hiszpańska przypadłość dzisiaj jest już w odwrocie, chociaż wciąż można ją oglądać na terenie Hiszpanii. Ale wówczas, w 1986 roku, w momencie powstania filmu, wciąż jeszcze była sportem narodowym. I mamy tu kolejne metaforyczne ujęcie opowieści. Wątek z morderstwami mężczyzn kochanków to jak zabijanie byków, czyli poskromienie nieokiełznanej siły przy wtórze kwitnącej rozkoszy.
To uwielbienie do wbijania szpady w kark byka ma tu więcej znaczeń. W filmie Almodovara pokusa obcowania ze śmiercią wiąże się nieustannie z kilkoma postaciami. Na tym tle twórca przedstawił całą gamę fetyszów związanych z corridą, seksem, cały czas ze śmiercią.
To trudny seans, jego kwintesencją wydaje się świadome operowanie złym smakiem, a Almodovar wręcz upaja się potrzebą nagromadzenia kiczu. Ale potrafi być przy tym zabawny, a jego film, choć miejscami krwawy i mroczny, zgrabnie lawiruje pomiędzy sekwencjami ponurymi, a tymi z pogranicza czarnego humoru. Sam finał, choć upiorny, to jest jednak, moim zdaniem, wyjątkowo komiczny, choć jednocześnie bardzo poruszający. Definicja kiczu? Najwyraźniej, bo przecież jak nazwać taką huśtawkę nastrojów, stylów, motywów przewodnich przechodzących płynnie między powagą, a niepowagą? Almodovar w 1986 roku był absolutnym mistrzem.
Gatunek: dramat
Reżyseria: Pedro Almodóvar
Scenariusz: Pedro Almodóvar, Jesús Ferrero
Obsada: Assumpta Serna, Antonio Banderas, Nacho Martínez
Zdjęcia: Ángel Luis Fernández
Muzyka: Bernardo Bonezzi

