Sześcioletni Riad jest już w rodzinnej wiosce Abdela, swojego ojca. Tutaj, razem z małym braciszkiem i matką, żyje na obrzeżach iluzorycznego przeświadczenia Abdela o świetności Syrii. Tu jest tak samo jak we Francji, prawi mężczyzna. „Niczego nam nie brakuje!”, krzyczy, a tym samym chce chyba zakłamać rzeczywistość. Tonie w ciszy tylko wtedy, gdy widać ogromne dziury w tych zdaniach. Bo nic tak naprawdę w tej narracji się nie zgadza. Jest zupełnie inaczej niż Abdel twierdzi.
Rodzina, choć w jakimś stopniu uprzywilejowana (bo Abdel jest wielkim panem naukowcem z uniwersytetu), wciąż żyje na walizkach, na granicy ubóstwa w rozklekotanym domostwie. Prąd odcinają na pięć godzin dziennie, nie ma pralki (pojawi się w końcu), pękają ściany, gotuje się na palniku na podłodze.
Arab przyszłości, czyli sztuka przetrwania w Syrii.
A Riad? Riad chodzi do szkoły, w której dostaje po łapach kijem. Bo zapomniał czapeczki i szarfy patriotycznej, bo się spóźnił. Wszyscy patrzą podejrzliwie, czy sześcioletni Riad nie jest przypadkiem Żydem, bo wtedy można by mu przecież bez ogródek poderżnąć gardło. Indoktrynacja dzieci trwa w najlepsze od maleńkości, kobiety są od dziecka odsuwane na boczny tor (nie ma ich w szkole). Państwo rośnie w sile głupoty najuboższej części ludności, a reżim śmieje się do rozpuku pijąc whisky za ścianą. Tak się właśnie dzieje w Arabie przyszłości. Hipokryzja, podlewanie wodą ciemnego narodu, wciskanie pustych słów do chłonnych dziecięcych umysłów.
Druga część Araba przyszłości to rodzina wciąż razem i ja się mogę oczywiście tylko dziwić, co się dzieje i dlaczego ta biedna kobieta mając alternatywę i kochającą rodzinę we Francji wciąż wraca do tego idioty w Syrii? Wybaczcie te kolokwializmy, ale naprawdę, lektura Araba przyszłości dostarcza takich właśnie emocji. Przyznaję, czasem wręcz niezdrowych. Ciężko tutaj usiedzieć w miejscu, nie oderwać czasem oczu od strony, nie złapać się za głowę i nie wyszeptać „dlaczego?”.
Niezwykła opowieść z odległego i egzotycznego kraju.
Jest taki wątek, gdy Abdel wybiera się na polowanie z synem. Jest mroźno i po prawdzie to nie wiadomo, na co mężczyzna liczył na tej prowincji, na której nie ma lasu i dorodnych okazów zwierząt w obrębie co najmniej kilkunastu kilometrów. Wypatrzył w końcu gromadę wróbli, które ogrzewały się tuląc się do siebie. Siedziały na rozpostartym drucie, który robił za płot. Abdel wypalił ze strzelby. Pozbierał miazgę, w której było pewnie kilka trucheł ptaków i przyniósł zadowolony na obiad. Rozumiecie? Sądził, że kobieta rzuci mu się na szyje, bo przyniósł krwawą papę w worku foliowym. Oczywiście skończyło się na kłótni, bo kobieta miała w sobie coś jeszcze z Europejki, więc Abdel musiał sam przygotować wykwintne danie. To, co udało się odzyskać z piór podsmażył i położył na kromce chleba. Napisać, że to nienormalne, to naprawdę nic nie napisać. I dlaczego tak się stało?
Jak doszło do tego, że dorosły mężczyzna wyszedł ze strzelbą z sześciolatkiem na polowanie na wróble? Facetom przychodzą do głowy głupie pomysły, ale na szczęście tutaj, w zachodniej kulturze, większość jest torpedowanych przez kobiety. Wciąż wybitny komiks, nawet jeżeli nie ma tu jednego głównego wątku. To po prawdzie perypetie, powidoki autora, luźne wtręty i próba przeżycia w Syrii.
Rysunki: Riad Sattouf
Scenariusz: Riad Sattouf
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Redakcja: Michał Olech
Ilość stron: 160
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 170 x 240 mm
