451 stopni Fahrenheita

Tekst Bradbury’ego jest potężny bez względu na to, na łamach jakiego medium się ukaże. Najważniejszą kwestią jest to, czy dane medium przekazuje istotę niekwestionowanego dzieła jakim jest 451 stopni Fahrenheita.

Powieść Raya Bradbury’ego ukazała się po raz pierwszy w 1953 roku. Zawiera w sobie krytykę totalitaryzmu i krytykę telewizji jako środka służącego do otępienia ludzi. To motywy przewodnie. Na froncie do walki z ludźmi, którzy odważą się krytycznie myśleć i sięgają po książki, są strażacy. Kiedyś strażacy gasili pożary, teraz je wzniecają. Książki są niebezpieczne, bo książki zadają pytania.

Tym, który zaczął się zastanawiać (to śmiertelny grzech w tym świecie) jest Guy Montag. Jest strażakiem i sumiennie wykonuje swoje obowiązki, bo

„Przyjemnie było palić. Szczególną przyjemność sprawiało patrzenie jak ogień pożera wszystko… jak wszystko czernieje i się zmienia”.Czy Montag zaczął zmieniać się sam z siebie? Tutaj jest to chyba niemożliwe, zadawanie pytań tak po prostu też nie może się zdarzyć. Coś musi zaintrygować, lub ktoś, jak w przypadku Montaga.

451 stopni FahrenheitaAdaptacja na dobrym poziomie. Warto mieć w kolekcji.

Napisałem we wstępie, że tekst Bradbury’ego jest potężny bez względu na medium. Tutaj mamy do czynienia z komiksem, czyli adaptacją którego twórcą jest Tim Hamilton. W polskim wydaniu posłużono się przekładem Adama Kaski z 1960 roku. I ten tekst jest tak samo mocny, nic nie stracił ze swojej siły, wciąż dostarcza emocji. Ale mam wrażenie, że Hamilton nie był w stanie dostarczyć czegoś więcej niż poprawny rysunek. Ja jako czytelnik wciąż skupiam się na słowie. To ono, słowo, zdania i motywy przewodnie przebijały się do świadomości. Z rysunku Hamiltona najlepiej zapamiętam wszystkie spotkania z dziewczyną z sąsiedztwa, To są bardzo dobre momenty w ilustracjach, gdy ta dwójka rozmawia na ulicy podczas rzęsistego deszczu. Tu tutaj Hamilton spisuje się lepiej niż w pozostałej części.

Tekst Raya Bradbury’ego jest wciąż uniwersalny i przyprawia o dreszcze.

Kaska bowiem był wybitnym tłumaczem. Ma w swoim dorobku wspaniałe przekłady, więc wykorzystanie tutaj jego pracy odbiło się tylko pozytywnie na całości. Jest to zatem dobra adaptacja, ale moim zdaniem zasługiwałaby na mocniejszy przekaz graficzny. I na pewno w przypadku takiego materiału (a mówimy o klasyku wśród powieści dystopijnych) lepszego wydania. Ten wstęp Raya Bradbury’ego, który jest w komiksie (a informacja o nim widnieje na okładce), to raptem dwie strony od pisarza, który wspomina w jaki sposób wpadł na pomysł napisania powieści. I tyle. To za mało.

Miałem bowiem ostatnio kontakt z kilkoma innymi adaptacjami (Grabiński na ten przykład) i wiem w jaki sposób można podejść do sprawy. Wiem, jakiego rodzaju materiały można dodać do wydania (wywiady, wstępy, teksty analityczny). Szkoda. Oczywiście to wciąż dobra adaptacja, ale 451 stopni Fahrenheita powinna być prawdziwą wydawniczą perłą.

Patryk Karwowski
Rysunki: Tim Hamilton
Przekład: Adam Kaska
Ilość stron: 160
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Rebis
Format:153 x 228 mm

KOMIKS UDOSTĘPNIONY PRZEZ WYDAWCĘ. ZNAJDZIESZ GO NA PÓŁKACH

Rebis