Brutalna szczerość, uczciwość, twarda opowieść bez owijania w bawełnę. Paul Verhoeven nie potrafi inaczej. We współczesnym przemyśle filmowym jest jednym z ostatnich kinowych mavericków. I choć Czarna księga powstała prawie 20 lat temu, po prawdzie wciąż potrafi zranić i nigdy nie przestanie być aktualna.
Verhoeven nigdy nie skłaniał się ku uproszczeniom. Tym razem ponownie wierci dziurę w brzuchu, pokazuje brzydkie rzeczy, wyraża niepopularne opinie. Dlatego jest jednym z najlepszych w branży. Pokazać wojenne koszmary jest bowiem stosunkowo łatwo. Środki stylistyczne, filmowy formalizm, to wszystko pozwala na wiele rzeczy i wiele z nich już widzieliśmy. Tragedie, bombardowania, terapie szokowe od wielu twórców. Wydarzenia na froncie, w domu, w obozach. Znamy to i raz za razem dobrze spreparowane dzieło potrafi dokuczyć. To dobrze, o tym trzeba przypominać.
Verhoeven brutalnie o cnotach i ideałach.
Wojna więc zmienia ludzi. Filmowcy pokazywali i pokazują zło oraz wszystkie te wojenne konsekwencje. Verhoeven idzie dalej. Przedstawia na przykładzie wojny prawdę o ludziach. Pokazuje ten moment, gdy oprawca znajduje się w odwrocie i niegdysiejsze ofiary zamieniają się w bestie. Prezentują to samo, co naziści. Są może nawet i gorsi, bo przecież zło eskaluje, zemsta nie nasyci się tak łatwo. Unieść się ponad swoje cierpienie i zakończyć sprawę w cywilizowany sposób (sąd, więzienie, nawet najwyższy wymiar kary) jest czymś bardzo trudnym. Verhoeven mówi i o tym.
Na przykładzie losów młodej Żydówki z Holandii pokazuje cały dramatyzm związany z wojną. Rachel Stein była piosenkarką, SS wymordowało całą jej rodzinę. Jakim można stać się człowiekiem po takim wydarzeniu? Rachel zachowała w sobie ludzki pierwiastek, teraz pracuje na rzecz ruchu oporu. Wchodzi w niemieckie struktury, ma dostęp do dokumentów, może założyć podsłuch. Uwodzi również dowódcę lokalnych służb bezpieczeństwa. Igra z ogniem, wkłada rękę w płomień.
Czarna księga, wysokobudżetowy dramat wojenny.
Czarna księga łączy w sobie kilka gatunków. Przede wszystkim jest to thriller. Mamy tu wiele schematów znanych nam z kina tego gatunku. Jest napięcie, Rachel może zostać zdemaskowana. Są więc duże emocje związane z pracą pod przykrywką. Są i zaskoczenia, Verhoeven umieścił tu kilka zwrotów akcji. Ale Czarna księga to również romans i przede wszystkim dramat, który stawia na wspomnianą brutalną uczciwość. Jeżeli jest uczucie, to tylko wyrachowane (jak to przeważnie u holenderskiego reżysera bywa). Jeżeli są ludzie związani z ideałami, to przeważnie głoszą je tylko w związku z jakimś interesem. Nie kreuje więc Verhoeven przyjemnego świata. Dominuje hipokryzja, walka o swoje, czysty egoizm.
Czarna księga to film wysokobudżetowy. To widać. Bogate scenografię, zdjęcia w plenerze, pieczołowicie oddana charakteryzacja, kostiumy. No i akcja. Czarna księga to koronkowa robota, chociaż jest tu ściegów bardzo dużo. Dla niektórych widzów, może ich być zbyt dużo. Verhoeven bowiem opowiada długo, choć treściwie. Samo zakończenie jest rozłożone w czasie, film trwa ponad dwie godziny. Ma się wrażenie, że finałów jest co najmniej kilka. Czy to przeszkadza? Rozumiem zamysł Verhoevena, ta historia musiała dobrze wybrzmieć, główna bohaterka musiała przejść przez wszystkie stacje. Musiała cierpieć, być rozczarowana, pałać żądzą zemsty, w końcu dostać to, co najgorsze od bratniego narodu. Ostatecznie stanęła ponad tym wszystkim.
Czas trwania: 146 min
Gatunek: dramat, wojenny, thriller
Reżyseria: Paul Verhoeven
Scenariusz: Gerard Soeteman, Paul Verhoeven
Obsada: Carice van Houten, Sebastian Koch, Thom Hoffman, Halina Reijn
Zdjęcia: Karl Walter Lindenlaub
Muzyka: Anne Dudley