Michael Mann – 12 filmów – ranking

Scenarzysta, producent, reżyser (tak naprawdę Mann zaliczył chyba każdy możliwy etat w branży filmowej). Urodzony w 1943 roku, jeden z moich ulubionych współczesnych twórców kinowych. Jako jeden z nielicznych obok doskonałych scenariuszy, przy zawsze dobrze dobranej obsadzie, idealnie współgrającej muzyce, pokazuje widzowi coś szczególnego i magicznego.

Jego obrazy hipnotyzują, zostają w głowie. Twórca na pewno jest jakimś ewenementem na filmowej mapie świata. Pomimo tego, że kręci kino gatunkowe, wciąż zachowuje w nim element swojego autorskiego języka. Można rozpoznać ten podpis, parafka jest charakterystyczna. Filmy Manna wychodzą albo z podobnej atmosfery, poruszają się w obrębie bliźniaczej estetyki, albo, ostatecznie, portretują pewną charakterystyczną postać mężczyzny. Samotnik, z własnymi demonami, jednak honorowy.

 Dwanaście pełnometrażowych filmów w jednym subiektywnym rankingu.

MIEJSCE 12

The Keep

The Keep – Twierdza (1981)

Niemiecki oddział żołnierzy w rumuńskiej wiosce. Tytułowa twierdza miała być ich przyczółkiem, została jednak cmentarzem. Całkowicie zmarnowany potencjał. Materiał na świetny film. The Keep został okrutnie zmielony przez studio filmowe. Mann wycofał się i nigdy nie wyraził zgody na wydanie edycji zremasterowanej. Jedyna słuszna ekranizacja miała mieć 180 minut. Niestety twórca przegrał walkę z producentami i widzowie nie mieli szansy zobaczyć pełnych trzech godzin materiału. Do zapamiętania kilka świetnych ujęć i fantastyczna ścieżka dźwiękowa w wykonaniu Tangerine Dream.

MIEJSCE 11

Ali

Ali (2001)

Muzyka, zdjęcia, czuć też tutaj budżet i widać wydane pieniądze. A jednak film nie odniósł sukcesu finansowego, studio straciło, chociaż nagrody filmowe były. Cóż z tego, w tej branży chodzi przecież o zysk, zarobek za ciężką pracę dla całej ekipy. A ta, praca, jest tutaj bardzo widoczna. Natrudził się Mario Van Peebles by jego Malcolm X wypadł wiarygodnie. To najjaśniejszy punkt obsady, nawet jeżeli to epizod. Natomiast Ali, czyli Will Smith jest przede wszystkim sobą, nawet jeżeli dwoi się i troi, by chociaż przez chwilę stać się Muhammadem Alim. Docenili jego występ (nominacja do Oscara) jurorzy odpowiedzialni za przyznanie najważniejszej nagrody filmowej (pod względem prestiżu). Dla mnie to jednak wciąż Will Smith, za którym jednak nie przepadam.

To nie była dla mnie porywające historia, to film biograficzny w nieco innym niż zazwyczaj stylu, dokładny, z ciekawym tłem, docięty na wymiar. Ale to nie mój ogień.

MIEJSCE 10

Public Enemies

Public Enemies – Wrogowie Publiczni (2009)

Dramat gangsterski z napadami na banki w tle. Świetny Depp w roli Dillingera wypadł rewelacyjnie. Tak dobrze, że zapomniałem o głośnych nazwiskach na drugim planie. Christian Bale, Channing Tatum, Stephen Dorff, żaden nie był w stanie zagrozić Deppowi. No cóż, fascynacja Manna nowym sposobem kręcenia poszła w złym kierunku (według mnie oczywiście:). Zdjęcia z ręki, cyfrowy obraz. Wszystko wyglądało zbyt surowo, mało tu było kina. Szanuję jednak decyzję, Mann po prostu miał taki etap, skłaniał się ku nowinkom. Finałowe sceny bardzo mocne, gangsterski etos to żaden honor. Na końcu zawsze pozostaje krew i pył.

MIEJSCE 9

Blackhat

Blackhat – Haker (2015)

Zaliczając się do fanów Manna oceniam Hakera jako niezłą opowieść. Wyciągnięty z więzienia Nick musi przelecieć pół świata, by złapać cyber terrorystę. Pomaga mu w tym międzynarodowa ekipa. Kolejna zabawa kamerą cyfrową, w której (po dłuższym czasie) widzę już więcej plusów niż minusów. Mniej mi się podobał Chris Hemsworth, który nie do końca pasował mi do tego klasycznego Mannowskiego mężczyzny. Podobał mi się finał, bo zemsta znalazła swoje krwawe ujście. No i cieszyłem się, że reżyser tchnął duszę w postacie drugoplanowe (jak aktor Holt McCallany, który miał świetną rundę z terrorystami). Pulsujące serce wielkiej metropolii przy blasku neonów w scenie, gdy Nick jedzie taksówką, to jak autograf Michaela. Pomimo tego, że kompozytorem nie jest Elliot Goldenthal (zaangażowany przy Gorączce), to trio Harry Gregson-Williams, Atticus Ross i Leopold Ross w mig odnalazło się w muzycznych klimatach reżysera.

MIEJSCE 8

Ferrari

Ferrari (2013)

Fabularnie to skrót z życia. Ferrari bowiem to wycinek z biografii, naciski Enzo na sztab mechaników, na kierowców i utarczki z żoną. Ferrari chciał lepszych wyników na wyścigowym torze, wygłaszał płomienne przemowy, był przedsiębiorcą dla którego liczyło się dobro firmy. Życie prywatne to tylko przeszkoda. Myślę, że to nie był film dla Manna. Po prostu. Adam Driver robił swoje, Penélope Cruz też stanęła na wysokości wyznaczonego zadania. Mówili po angielsku z włoskim akcentem, mieli szykowne ubrania, czuło się czas i miejsce. Jeżeli ten film miał być wyrazem miłości do samochodów tej konkretnej marki, to być może entuzjaści dźwięku silnika będą wniebowzięci. Ja wyciągnąłem z filmu tylko to, że Enzo zdradzał żonę, miał za nic ludzkie życie, a najważniejsze dla niego było dobrze uchwycone logo z wierzgającym czarnym koniem. Reszta to bałagan. Żona w domu, druga rodzina ukryta w posiadłości. Podwójne życie u życiowego lawiranta, który dał fanom motoryzacji dużo radości, ale najbliższych ranił.

MIEJSCE 7

The Insider

The Insider – Informator (1999)

Michael Mann kontra korporacje. Wielki przegrany w drodze po Oscary. Siedem nominacji, zero statuetek. Akademia powinna uhonorować przede wszystkim Russela Crowe’a za główną rolę. No cóż, przegrał z Kevinem Spaceyem. W filmie Crowe wraz z Pacino występują w nierównej walce z gigantem przemysłu tytoniowego. Szantaże, strach, głuche telefony i permanentna inwigilacja. Świetny film.

MIEJSCE 6

Thief

Thief – Złodziej (1981)

Debiut kinowy Manna i bardzo pozytywne zaskoczenie. Twarde, męskie kino ze świetnym Jamesem Caanem w roli głównej. Tangerine Dream jako tło muzyczne. Złodziej skuszony większymi pieniędzmi szykuje się do kolejnego sejfu. Film pokazał jaki typ bohatera będzie funkcjonować w obrazach Manna. Samotnik, jeżeli będzie mu towarzyszył przyjaciel, to na śmierć i życie. Kobiety? Ważne, ale trochę na marginesie. Złodziej to ważny film będący inspiracją dla wielu późniejszych obrazów reżysera. Sam Mann w swojej Gorączce tworzy postać bardzo bliską Frankowi. U innych twórców przykładów można odnaleźć równie wiele. Chociażby Drive, w reżyserii Nicolasa Refna w swojej strukturze przypomina bardzo Złodzieja. Gosling, kryminalista, za dnia zwykły obywatel. Wrobiony w szemrany biznes. Kobieta, która musi uciekać i krwawy finał. Odniesień we współczesnej kinematografii jest z pewnością więcej. Co z tego wynika? To, że Michael Mann nakręcił film, który po ponad 40. latach ogląda się wciąż wyśmienicie.

MIEJSCE 5

The Last of the Mohicans

The Last of the Mohicans – Ostatni Mohikanin (1992)

Udana ucieczka reżysera od wielkich metropolii, huku wystrzałów broni, pisku opon. Choć biorąc pod uwagę całą jego filmografię, to trup ściele się najgęściej właśnie tutaj. XVIII-wieczna Ameryka i wojna pomiędzy Anglią i Francją. Biały Indianin, Daniel Day-Lewis wychowany przez plemię Mohikanów. W tle historia miłosna i dużo łez. Ostatni Mohikanin to jednocześnie jedna z lepszych ścieżek dźwiękowych w historii kinematografii. To też potężny film z wieloma epickimi scenami. Finał na skałach to już dzisiaj szlagier.

MIEJSCE 4

Manhunter

Manhunter – Łowca (1986)

W 1986 roku Michael Mann był już po wybitnym Złodzieju i Twierdzy, która wybitna być mogła, ale została poszarpana na stole montażowym bez udziału reżysera. Mann nie przyszedł jednak do Hollywood na chwilę, miał zamiar zostać tu na stałe i te dramatyczne wątki z produkcji Twierdzy nie mogły go zniechęcić. Miał już zresztą sporo sukcesów na polu telewizyjnym. Sygnowane między innymi jego nazwiskiem Miami Vice odniosło ogromny sukces, Mann mógł wziąć na warsztat to, co sobie życzył. Zmierzył się z prozą Thomasa Harrisa i jego Czerwonym smokiem, który w Stanach Zjednoczonych wszedł na rynek wydawniczy w październiku 1981 roku. Powieść, której wspólnym mianownikiem z następnymi z cyklu był Hannibal Lecter, odniosła spory sukces. W 1988 roku Harris opublikował Milczenie owiec, ale Mann, jak wszyscy wiemy, do kontynuacji nie podszedł.

Łowca Michaela Manna to jego drugie po Złodzieju zwycięstwo formy nad treścią. Nie, nie mam nic do zarzucenia scenariuszowi, który Mann spreparował pod swój filmowy obraz. Chcę tylko napisać, że właśnie styl (jak zwykle, co wiemy z następnych produkcji) mocno wychodzi przed fabułę. Ta oczywiście (fabuła) dostarcza wielu emocji, ale są one, znowu, windowane przez decyzje reżysera, który wespół z operatorem, kręci tak zjawiskowe kino. Zjawiskowe, z doskonałą atmosferą i niebanalną muzyką. Czy te wszystkie składowe, niesamowita sfera wizualna, świetny gust muzyczny, właśnie formalizm, sprawiają że intryga gdzieś ucieka? Być może niektórzy widzowie tak uważają, ja odbieram Łowcę i późniejsze filmy Manna jako dzieła kompletne.

MIEJSCE 3

Collateral

Collateral – Zakładnik (2004)

Dobra, mocna sensacja. Prawdopodobnie wciąż niedoceniany. Nominacja za rolę drugoplanową dla Jamiego Foxxa, chociaż Tom Cruise i tak nad nim górował. To jedna z jego lepszych ról. Świetny scenariusz. Historia taksówkarza, który musi pomóc płatnemu zabójcy przy jego zleceniach. Na pierwszym planie noc – ulubiona pora reżysera, tym razem dopieszczona jak nigdy.

MIEJSCE 2

Miami Vice

Miami Vice (2006)

Nie zawiodłem się. Film napakowany akcją, mistrzowskimi zdjęciami, genialnym montażem. To kwintesencja kina Michaela Manna. Gdy mówimy o całym autorskim podejściu do kina gatunku u reżysera, warto zacząć od przywołania Miami Vice z 2006 roku. To tutaj mamy całą esencję. Muzyka, zdjęcia i oni, policjanci na tle budzącej się do nocnego życia metropolii. Historia brudna i piękna zarazem. Niebezpieczni przemytnicy, piękna kobieta, pędząca na złamanie karku akcja. To właśnie tutaj przedstawiona jest ta ciągła i nieustanna walka stróżów prawa z ciemną stroną mocy. Nikt tutaj nie stosuje taryfy ulgowej. Wspaniały film.

MIEJSCE 1

Heat

Heat – Gorączka (1995)

Gorączka to jeden z filmów – symboli lat dziewięćdziesiątych. To również szczytowe osiągnięcie Michaela Manna, obraz, wokół którego, w pewnym sensie, koncentruje się cała jego bogata kariera. To doskonały film akcji, jeden z lepszych, jakie w tym gatunku powstały – w bardzo znacznej mierze dzięki ponadprzeciętnej dawce fabularnego realizmu. Długie tygodnie przygotowań, jakie ekipa Manna poczyniła wraz z ekspertami od balistyki, funkcjonariuszami policji, a nawet – byłymi kryminalistami, takimi, jak choćby Edward Bunker, opłaciły się – Gorączka istotnie, po dziś dzień, wywołuje wrażenie niemal całkowitej przezroczystości. Od sposobu zaplanowania i przeprowadzania skoków, przez przebieg strzelanin, aż po sam huk wystrzałów, w utworze tym nie doświadczamy umowności oraz wysilonego efekciarstwa, znanych z tak wielu współczesnych filmów sensacyjnych. Ów perfekcjonizm wykonania oraz nadzwyczaj realistyczny ton (jak również faktograficzna podbudowa fabuły) okazują się wydatnie wspomagać precyzyjnie prowadzoną, niezwykle intensywną narrację i błyskotliwie napisane kwestie dialogowe.

Udaje się, jednak, osiągnąć Gorączce jeszcze więcej: to bowiem, o paradoksie, zaskakująco liryczne kino. Wspaniała oprawa muzyczna oraz – w szczególności – wizualna, sprawiają, iż obraz Manna zatopiony jest we wszystkich kolorach i odcieniach wielkomiejskiej nocy. Amerykański twórca odnajduje szczególny klimat miejsc, które wielu innych reżyserów potraktowałoby marginalnie, jako słabo widoczne tło rozpędzonej akcji. Kolejne kadry dzieła to pieczołowicie uformowane kompozycje, w których zarysowane grubą kreską sylwetki ludzkie toną w oceanie chłodnych, metalicznych barw. Arcydzieło.