Koniec dzieciństwa

Dobrobyt, dostęp do wszystkiego, w końcu brak aspiracji. Czy można w ten sposób zniwelować u człowieka pierwiastek zdobywcy, by ten osiadł na laurach i wyzbył się wszelkiej kreatywności? Arthur C. Clarke, jeden z wizjonerów science-fiction napisał swój Koniec dzieciństwa w latach 50, a sam pomysł ewoluował od opowiadania. Wielu uważa ją za najlepszą powieść pisarza, chciał ją zekranizować Stanley Kubrick (ale wziął na warsztat Odyseję kosmiczną, miniserialu z 2015 roku nie widziałem). Mnie osobiście powieść bardzo przygnębiła i nie tylko dlatego, że opowiada o końcu, ale dlatego, że w znaczącym stopniu wydaje się być uniwersalna i prorocza.

Gdy nad kilkoma miejskimi aglomeracjami pojawiły się statki kosmiczne, ludzi ogarnęła panika. Ale obcy nie mieli złych zamiarów. Zwierzchnicy, jak ich później nazwano, mieli ludzkość na coś przygotować. To był konkretny plan, który szybko wprowadzono. Nikt nie dyskutował z obcą inteligencją, bo raz, że technologicznie przewyższali ziemian w sposób widoczny, dwa, że potrafili zaprezentować potencjał w spektakularny sposób. Zostały zniesione granice, ustanowiono wspólne prawo, wprowadzono powszechną demilitaryzacją i ustały wszelkie konflikty. Pięknie, prawda? Utopia zaprezentowana przez Arthura C. Clarke’a da się lubić, chociaż autor przedstawia również wszystkie konsekwencje takiego stanu rzeczy. Stajemy się przez to leniwi, ustał naturalny postęp naukowy, bo kilka usprawnień zostało po prostu podarowanych nam przez Zwierzchników. Okazali się rasą bardzo pragmatyczną i wydaje się, że bagatelizowali, a nawet ignorowali te ludzkie dziedziny, który miały ukształtować coś tak iluzorycznego jak „dusza”. Innymi słowy szeroko rozumiana sztuka nie była dla nich priorytetem. Ludzie więc trwali i czekali.

Koniec dzieciństwa zaskakuje pomysłem, bo samo bliskie spotkanie trzeciego stopnia, kontakt, a później prezentacja obcej rasy, ich zadanie, nastanie ery utopii to wciąż nie wszystko. To dopiero początek, koniec dzieciństwa. I wracamy do najważniejszego, czyli tytułu i interpretacji tegoż w odniesieniu do treści. Dzieciństwo to okres moim zdaniem (i tak to moim zdaniem zostało przedstawione w metaforze) okres dla nas najszczęśliwszy. Wszystko dalej jest tylko wyzwaniem. Dzieciństwo, czyli pełna ochrona, parasol bezpieczeństwa, baczenie na każdy krok dziecka to czas zabawy, eksperymentowania, czas przygody. My wciąż, ludzie, w skali całej galaktyki i powagi dotyczących losów wszechświata oraz przyszłych wyzwań znajdujemy się na pierwszym etapie. Czy ktoś nad nami czuwa? Niekoniecznie, ale koniec dzieciństwa z pewnością nastąpi i będzie to upadek z bardzo wysoka. Potłuczemy się, połamiemy, z otwartymi ranami będziemy wyglądać naszego końca. Zupełnie inaczej niż u Arthura C. Clarke’a, gdzie koniec dzieciństwa nastąpi w miarę łagodnie. Jednak to powieść, fikcja literacka, science-fiction w którym można ludzkiej rasie zagwarantować miękkie lądowanie i spokojny sen. Arthur C. Clarke przedstawił łagodny wymiar kary, bo miał ku temu doskonałe narzędzia, pióro, wyobraźnie i dryg do tworzenia fantastycznych światów. Nasz koniec dzieciństwa będzie brutalny. Książka wybitna.

Patryk Karwowski

Autor: Arthur C. Clarke
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki, Andrzej Sawicki
Ilość stron: 309
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: CIA-Books