Adoracja

Fabrice Du Welz ma wyraźną słabość do bohaterów potłuczonych, poranionych i tych, którzy najwyraźniej nigdy nie dostaną swojego happy-endu, przynajmniej takiego w hollywoodzkim rozumieniu. Czy można więc napisać, że belgijski reżyser i scenarzysta nie zna litości i specjalnie skazuje wykreowane przez siebie postaci na cierpienie? Zdecydowanie nie. Du Welz stoi po prostu w opozycji do tego całego pokrytego lukrem mainstreamu i przedstawia drugą stronę życia. Ciemną, pozbawioną złudzeń, często niezwykle bolesną (prawdziwą). Taka też jest Adoracja. To również najbardziej liryczny i po prostu piękny w swoim smutku film o miłości, która nie ma szans się spełnić. To zresztą jeden z ulubionych tematów Belga. Uczucie, które jest na wyciągnięcie ręki, ale jednocześnie niemożliwe do uchwycenia na zawsze. Można się nim zaciągnąć, nawet zachłysnąć, ale tak jak każdy łyk powietrza, trzeba go w końcu wypuścić.

Jeden z moich ulubionych filmowych gatunków, coming of age, w wykonaniu Fabrice’a Du Welza jest pociągnięty farbami bardzo wyrazistymi, praktycznie tonie w szczerości, daje posmak nieuchronnej zagłady młodości, miłości, nawet przyjaźni. „Skazańcem” Du Welza jest Paul, dwunastolatek, który mieszka samotnie z matką. Czas spędza włócząc się po okolicy w pobliżu szpitala psychiatrycznego, w którym pracuje jego matka. To tutaj właśnie, nieopodal szpitala, spotyka o kilka lat starszą Glorię, pacjentkę tego mało urokliwego miejsca. Zakochuje się w niej i jako dwunastolatek nie zdaje sobie sprawy z jakim obciążeniem wiąże się choroba dziewczyny. Zgodnie jednak z tytułem i jego definicją, ale też naturalnie pojawiającą się „pierwszą miłością”, podnieceniem, chłopak (ciągle jednak walcząc ze zdrowym rozsądkiem, bo przecież głupi nie jest) szybko okazuje Glorii swoje uwielbienie. Wpada w sidła miłości do tego stopnia, że wyrywa dziewczynę ze szpitalnych jarzm i ucieka. Bez planu (z jakąś iluzoryczną figurą dziadka dziewczyny, u którego kiedyś była i czuła się tam dobrze) ruszają w podróż ku niewiadomej, a raczej, z perspektywy dorosłego widza, w kierunku brutalnie przewidywalnemu finałowi. Jak może skończyć się podróż dwójki nastolatków, wyciszonego, fanatycznie wręcz oddanemu dziewczynie chłopaka i Glorii, wybuchowej, nieprzewidywalnej, z wyraźnymi oznakami schizofrenii, zapewne się domyślacie. Wszyscy to wiedzą, tylko nie oni, młodzi, którzy zanurzają się w rzekę zapomnienia.


To bolesny, trudny i bardzo gorzki obraz o świecie, który nie ma szans przetrwać. Ale też bardzo melancholijny i wspaniale zagrany przez dwójkę małoletnich aktorów (Thomas Gioria i Fantine Harduin). Droga Paula i Glorii jest zarejestrowana w taki sposób, że niemal stoimy koło nich, biegniemy z nimi, jesteśmy trzecią osobą, którą Gloria, lub Paul trzymają za rękę. Nie pomożemy im, bo młodzi przesiąknięci są naiwnym przekonaniem, że chwila będzie wieczna.

Pomijając ten gorzki przekaz jesteśmy w końcu zachwyceni obrazem i zdjęciami Manuela Dacosse, zauroczeni muzyką Vincenta Cahaya, ale przede wszystkim trwamy w ciągłym napięciu dzięki reżyserii Fabrice’a Du Welza. Wyczekujemy nieustannie z każdą chwilą czegoś brutalnego. Być może twórca zaserwuje coś gwałtownego rodem z Kalwarii, albo w takim grobowym nastroju jak w Vinyan? Na pewno będzie dramatycznie. I nawet ten urwany w pół słowa finał nie przynosi wytchnienia. a tym bardziej spokoju. To tylko przeciągnięty w czasie ostatni dzień na wolności dwójki nieletnich kochanków, niepewnego już niczego chłopca i tak samo niepewnej, nieobliczalnej dziewczyny.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 98 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Fabrice du Welz
Scenariusz: Fabrice du Welz, Romain Protat, Vincent Tavier
Obsada: Thomas Gioria, Fantine Harduin, Benoît Poelvoorde, Anaël Snoek
Zdjęcia: Manuel Dacosse
Muzyka: Vincent Cahay