Octopus Film Festival 2020 – PROGRAM

Nie przestraszyli się pandemii. Ułożyli ekscytujący program na 3. edycję Octopus Film Festival. Filmy, wydarzenia, spotkania, specjalne pokazy. Prezentujemy cały program na tegoroczną edycję festiwalu, który odbędzie się od 4 do 9 sierpnia w Gdańsku.

4 SIERPNIA – WTOREK

16:30 – AMBEREXPO – Hala C

Nocna jazda.  Jin to nielegalny imigrant z Pekinu, który pracuje w Paryżu jako kierowca taksówki. Pewnej nocy poznaje Noemi, striptizerkę i luksusową prostytutkę, która chce, by chłopak stał się jej prywatnym kierowcą. Choć z każdą nocą para zaczyna coraz bardziej się do siebie zbliżać, ich związek nie będzie łatwy – pochodzący z półświatka szef Jina nie należy bowiem do osób, u których można tak po prostu złożyć wymówienie.

Nocna jazda, pełnometrażowy debiut Frédérika Farrucciego, łączy inspiracje filmem noir z kinem zaangażowanym społecznie. Długie ujęcia skąpanego w mroku nocy Paryża, okraszone doskonale dobraną elektroniczną muzyką, są tu zaledwie sposobem, by opowiedzieć o ludziach odartych ze złudzeń i pozbawionych możliwości ucieczki, przepracowanych i zmuszanych do działalności przestępczej. Choć nie jest to kino łatwe i przyjemne, dzięki połączeniu gatunkowego sztafażu z chłodnym społecznym realizmem Farrucciemu udało się stworzyć film nie tylko boleśnie aktualny, ale też mrożący krew w żyłach. [Grzegorz Fortuna]

16:30 – Klub B90

Ona. Wiktoriański pisarz H. Rider Haggard (późniejszy autor Kopalni Króla Salomona) opublikował pierwszą część swego powieściowego cyklu o Niej już w 1887 roku — rozgrzewając tym samym do czerwoności wyobraźnię (głównie chłopięcych) czytelników, zafascynowanych sadomasochistycznym chłodem pięćsetletniej piękności wyczekującej reinkarnacji swego kochanka poprzez dotknięcie (jakże by inaczej) Płomienia Wieczności. Ona, znana także jako Ona-Wymagająca-Posłuchu, zagościła na ekranie już kilkakrotnie w kinie niemym (między innymi w wersji Georgesa Mélièsa z 1899 roku), zanim w roku 1935 producent Merian C. Cooper nie dojrzał w powieści Haggarda okazji na przeskoczenie własnego hitu kasowego z roku 1933, czyli King Konga. Wytwórnia RKO przyklasnęła i obsadziła w roli tytułowej teatralną gwiazdę Helen Gahagan, która tak bardzo zraziła się tym doświadczeniem, że na ekran już nie wróciła (a wkrótce potem została polityczką i kongresmenką). Akcję przeniesiono z bliskiej Haggardowi Afryki (służył tam jako urzędnik kolonialny) na głęboką Syberię (bliższą Cooperowi, który w 1920 roku walczył z bolszewikami jako lotnik po stronie polskiej).

Ona to nieprawdopodobnie kampowy wykwit kolonialnej wyobraźni egzo- i erotycznej, z tuzinami ekstrawagancko odzianych „dzikusów” demonstrującymi absurdalne (choć nominowane do Oscara!) układy choreograficzne — i ze scenografią mieszającą „plemienną” cepelię z jawnym art deco, godnym co najmniej fasady Empire State Building. Miłośnicy późniejszej o dwa lata disnejowskiej Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków odkryją w Niej inspirację do projektu postaci Złej Królowej. (Dla pełni tandetnego szczęścia warto po seansie sięgnąć do wersji o trzy dekady późniejszej, w której w rolę Jej wcieliła się bondowska blondyna, Ursula Andress, a także do naprawdę koszmarnej wersji post-apo, wypuszczonej na ekrany w 1984 roku, z Sandahl Bergman w roli tytułowej). [Michał Oleszczyk]

19:00 – AMBEREXPO – Hala C – FILM OTWARCIA

Niedosyt (Swallow). Niedosyt to najbardziej bolesny i niewygodny film od lat. To pewnik. Główną bohaterką jest Hunter (Haley Bennett), wyciszona dziewczyna, która stała się dopełnieniem idealnego świata Richiego. Richie Conrad buduje swój świat pod czujnym okiem rodziców, bogatego ojca i ułożonej matki. Hunter jest jak komponent, mały trybik, który raz wsadzony w maszynę powinien działać bez zarzutu. Dziewczyna nie powinna się przecież niczym martwić. Nie powinna nic czuć, przeżywać i nic nie powinno sprawiać jej problemów, a tym bardziej wpędzać w troski. Jej jedynym zadaniem jest mówienie “kocham Cię”, czekanie do wieczora z ciepłym posiłkiem, na dobry sen koniecznie seks, a w następstwie rzecz jasna ciąża. Co ma innego robić? Przecież nic nie potrafi, jak później usłyszy. Obrazek jest już prawie pełny. Jednak Hunter w tym życiu skopiowanym z okładek żurnali w jakiś nieświadomy sposób (być może to reakcja organizmu) zaczyna czuć się nieswojo. Buntuje się, stawia opór po to, by odzyskać kontrolę nad czymkolwiek i wpływ na cokolwiek. Zaczyna połykać przedmioty, kostkę lodu, małą kulkę, pinezkę. CAŁA RECENZJA TUTAJ

19:00 – Klub B90

Klasa 1984. Owszem, Klasa 1984 prezentuje punków w sposób mocno stereotypowy, jest jednak doskonałym rozrywkowym tytułem, który ciekawie pokazuje, jak ten nurt bywał postrzegany w ramach gatunkowego kina eksploatacji. Film Marka L. Lestera, późniejszego twórcy Komando, to ponadto jedna z pierwszych dorosłych ról Michaela J. Foxa, późniejszego Marty’ego McFly’a.

21:30 – Klub B90

Komando – na żywo czyta Piotr Cyrwus. Od kilku miesięcy wszyscy powtarzają Wam, żebyście umyli rączki. Czas, by tę wiadomość przekazał prawdziwy specjalista. Piotr Cyrwus, legendarny aktor z KlanuFanatyka i W lesie dziś nie zaśnie nikt, posiadacz jednego z najbardziej rozpoznawalnych głosów polskiej telewizji, przyjedzie na Octopusa, by na żywo przeczytać dialogi do Komando z Arnoldem Schwarzeneggerem – jednej z najpiękniejszych historii o ojcowskiej miłości w dziejach kina. Będzie to wydarzenie tak wspaniałe, że po seansie nie będziecie nawet wiedzieli, co się stao.

21:45 – AMBEREXPO – Hala C

Ogień w czasach chłodu. Kanadyjski reżyser Justin Oakey udowadnia, że noir nigdy nie umarło i nadal może być inspiracją dla kina tylko pozornie odległego. W Ogniu w czasach chłodu zamiast prywatnego detektywa mamy samotnego kłusownika, rolę femme fatale przejmuje ciężarna wdowa po zamordowanym gangsterze, a wielkomiejski zgiełk zamieniony zostaje na ciszę kanadyjskich bezdroży. Historia opowiadająca o parze obcych sobie ludzi zmuszonych do stawienia czoła grupie przestępców ma jednak ciężar przywołujący na myśl „czarne” kino.

Największą zaletą Ognia w czasach chłodu jest jednak konsekwentnie budowana, wspierana przez wspaniałe zdjęcia i doskonały soundtrack atmosfera. Na nieco ponad półtorej godziny przenosimy się więc do małego kanadyjskiego miasteczka, w którym pick-up uchodzi za małe auto, a drogi ciągną się aż po horyzont, by poznać historię dwójki straceńców wplątanych w szemrane interesy. Jeśli uwielbiacie Drive, trafiliście pod właściwy adres. [Grzegorz Fortuna]

5 SIERPNIA – ŚRODA

17:00 – AMBEREXPO – Hala C

VHYes. Najdziwniejszy i najbardziej szalony tytuł w tegorocznej selekcji, będący jednocześnie filmem fabularnym i strumieniem świadomości dwunastolatka nagranym na kasecie VHS. Głównym bohaterem jest dorastający Ralph, który za pomocą kamery wideo dokumentuje swoje przygody i nagrywa ulubione programy telewizyjne, nie zważając na to, że używa do tego kasety z wesela swoich rodziców.

VHYes to połączenie rozbrajającej parodii tandetnych programów ery video boomu i opowieści o dorastaniu, która z czasem zaczyna uderzać w coraz mroczniejsze struny. Reżyser filmu, Jack Henry Robbins – prywatnie syn Tima Robbinsa i Susan Sarandon – stworzył nostalgiczny filmowy  eksperyment wymykający się klasyfikacjom i udowadniający, że „budyniowa” jakość kasety VHS może stać się tworzywem dla projektów znacznie ciekawszych niż Kung Fury. [Grzegorz Fortuna]

17:00 – Klub B90

Vinyan. Fabrice Du Welz niezmiennie udowadnia, że potrafi pokazywać ludzi z ich najbardziej osobistymi lękami, traumami. Wie również jak podszyć fabułę niepokojem, zagrożeniem, ale również uczuciem, że świat jest jaki jest, najczęściej bez szansy na happy end. Zakłada też, że z dala od szaleństwa, czy w najlepszym przypadku apatii lub depresji utrzymują nas rzeczy, które łatwo utracić. Momentem zwrotnym w życiu pary głównych bohaterów było tsunami, które zabrało im dziecko. Małego Josha, być może spoiwo związku, a na pewno nadzieję na życie poza granicami paranoi. CAŁA RECENZJA TUTAJ

19:15 – AMBEREXPO – Hala C

W lesie dziś nie zaśnie nikt. Piszą o W lesie dziś nie zaśnie nikt, filmie Bartosza M. Kowalskiego, że jest hołdem dla amerykańskich slasherów, ale też ich pastiszem. Przeczytacie również, że jest w pełni świadomą zabawą gatunkiem z odniesieniami do wszystkich znanych nam schematów klasycznego horroru włącznie z błędnie podejmowanymi decyzjami przez “niemądrych” nastolatków. Myślę, że każdy piszący o tym filmie ma poniekąd rację, ale ja wszedłbym głębiej w zamiary reżysera. Sądzę bowiem, że przy pierwszym podejściu do pomysłu, reżyser chciał zrobić pełnokrwisty horror, ale wiedział, że nie ma u nas na to szans. Nie chodzi o warsztat (tego twórcy nie brakuje) i nie chodzi o scenariusz czy dostępne środki, ale chodzi właśnie o widza i kulturę horroru w polskiej kinematografii. Pisanie ciągle o tej jednej Wilczycy jest już mało zabawne. Horroru u nas nie ma, a kilka filmów z elementami grozy nic w tym temacie nie zmienia. Dlaczego tak jest, stanowi temat na oddzielną dyskusję. Sytuacja kina gatunkowego u nas w kraju jest powszechnie znana i nie trzeba być ekspertem, by zauważyć niszę. Bartosz M. Kowalski podjął, moim zdaniem, bardzo odważną decyzję o wyważeniu drzwi i przyjęciu na siebie zadania najtrudniejszego. Zagrał schematami, by zachęcić innych. Bawi się gatunkiem, by kolejni mogli już podejść do czystej, bezkompromisowej grozy. Wiedział, że każda scena zahaczająca choćby w małym procencie o element humorystyczny zostanie wręcz wyniesiona przez odbiorców na szczyty komizmu, stąd pomysł (podjęty z przekory) na zatrudnienie Piotra Cyrwusa czy epizod Wojciecha Mecwaldowskiego z zabawnym wyglądem podstarzałego skauta. CAŁA RECENZJA TUTAJ


19:30 – Klub B90

Kolor z przestworzy. “Na zachód od Arkham wznoszą się dzikie wzgórza, w dolinach zaś wznoszą się lasy nietknięte siekierą drwala. W ciemnych, wąskich jarach rosną fantastycznie pochylone drzewa i płyną wąziutkie strumyki, których nigdy nawet nie musnął promyk słońca.”. Tak zaczyna się opowiadanie Kolor z innego wszechświata H.P. Lovecrafta (ze zbioru Zew Cthulhu, który ukazał się nakładem wydawnictwa Vesper w doskonałym tłumaczeniu Macieja Płazy) i tymi samymi słowami rozpoczyna się film Color out of space (Kolor z przestworzy) Richarda Stanleya. Wykorzystanie oryginalnego wstępu świadczy nie tylko o tym, z jakim szacunkiem Stanley odnosi się do literackiego pierwowzoru, ale również przypomina fanom twórczości reżysera o jego ostatnim pełnometrażowym filmie nakręconym 27 lat temu. Mowa tu o Dust devil (Diabelski pył). Również wtedy, w 1992 roku opowieść rozpoczynała się od podobnego, pełnego stonowanej powagi głosu. Trzeba być więc wyjątkowo świadomym swojego stylu twórcą, by po 27 latach zacząć podobnie i opowiedzieć całość w równie odrealnionym klimacie. Czy w dzisiejszym kinie autor, który wyszedł spod tak zmurszałego kamienia, ma szansę zaprezentować się intrygująco? Moim zdaniem ten rodzaj autorskiego języka zasługuje tylko na uznanie, a w dobie, gdy większość próbuje zadowolić przede wszystkim widzów, Stanley chciałby pozostać głównie zgodnym ze swoją naturą. CAŁA RECENZJA TUTAJ

22:00 – Stocznia Centrum Gdańsk (plener)

Guns Akimbo. To doskonale zmontowany, przepełniony energią film akcji z protagonistą, którego czujemy i rozumiemy. Jego niezdarność nie jest nam obca, a wszystkie zagrania w mig przyswajamy, jednocześnie kibicujemy temu nieporadnemu życiowo bohaterowi. Zabawne perturbacje i problemy Miles’a wynikają naturalnie z jego aktualnego położenia i tych przytwierdzonych na amen spluw. Zwykłe czynności są co najmniej problematyczne, a dochodzi przecież pościg pierwszoligowej zawodniczki i próba ponownego rozpalenia serca u byłej dziewczyny. Guns Akimbo zręcznie lawiruje pomiędzy satyrą (jest jasna i klarowna, widzowie oddają się coraz bardziej agresywnym rozrywkom, a model pay per view wymusza na producentach coraz wulgarniejszą i bardziej krwawą wymowę własnych produktów), a solidnym kinem akcji, które, co ważne, nigdy nie opuszcza konwencji i nie staje się autoparodią (jak chociażby seria Za szybcy za wściekli). Jason Lei Howden wie jak stworzyć sympatycznego bohatera (wielka zasługa Daniela Radcliffa, który owszem, kontynuuje ciąg swoich dziwnych ekranowych osobowości, ale tym razem nie czuć tu ani grama fałszu), jak wymieszać gatunki i wykorzystać potencjał zaangażowanych pionów technicznych. Guns Akimbo wygląda świetnie, łączy style, wykorzystuje świetne muzyczne przeboje, bawi się odniesieniami, które wypadają wręcz porażająco upiornie (w trakcie sceny z młotkiem usłyszymy „Can’t touch this” Mc Hammera), a Samara Weaving nie jest wcale tutaj umieszczona na dokładkę, ale stanowi świadomą bohaterkę, pełną ikry, twardą sztukę, która w mig zakumplowałaby się z Harley Quinn.

22:00 Parking przy AMBEREXPO (kino samochodowe)

Action U.S.A. Jeśli myśleliście, że Szybcy i wściekli ustawili wysoko poprzeczkę dla kina samochodowego, to musicie obejrzeć Action USA. Vin Diesel i jego rodzina to banda leszczy w porównaniu do Johna Stewarta z ekipą – kaskaderskiego mistrza, który postanowił skrzyknąć kolegów i nakręcić taki film, jaki sam chciałby obejrzeć.Fabuła opowiada o dwóch agentach FBI, którzy chronią dziewczynę zamordowanego złodzieja przed zemstą gangsterów, ale szybko o tym zapomnicie. W Action USA nie chodzi bowiem o śledzenie historii, ale o czystą przyjemność płynącą z oglądania filmowej rozpierduchy. Kraks jest tu więcej niż na rosyjskiej autostradzie w deszczowy poranek, a gonitwy walczą o palmę pierwszeństwa ze strzelaninami. [Grzegorz Fortuna]

Film zaprezentujemy – a jakże! – w kinie samochodowym. TYLKO UWAŻAJCIE PRZY WYJEŻDŻANIU.

6 SIERPNIA – CZWARTEK

16:30 – AMBEREXPO – Hala C

Gniazdo. Zaczyna się od próby ucieczki z tego, jak się wydaje, złowrogiego miejsca. Potajemnie, bez wiedzy reszty domowników, ojciec próbuje wyrwać śpiące dziecko z opresji. Wyciąga je w środku nocy z ogromnej posiadłości, odpala samochód i znika w ciemności. To się nie udaje, dochodzi do wypadku, chłopiec zostaje sparaliżowany. Do domu wracamy po latach. Porządki jakie tu panują zakrawają do miana rygorystycznego matriarchatu. Jest więc ona, Elena (Francesca Cavallin), niech będzie królowa tego gniazda. Wszyscy pracują na wspólne dobro, nie można opuszczać posiadłości, każdy ma działać w imię wyższego dobra, który tutaj nazywany jest “celem”. Nie do końca wiadomo jaki jest motyw tego działania, ale przedsięwzięte środki do utrzymania rygoru są co najmniej bezwzględne. Określenie włoski horror gotycki z pewnością nie wystarczy do złapania w nawias tego czym Gniazdo jest. Sam film wymyka się jasnej próbie zdefiniowania, chociaż widać liczne inspiracje europejskimi twórcami. Jest i trochę z Kła Giorgosa Lanthimosa, estetyka i tonacja zahacza o dokonania Guillermo del Toro, a przez naturalne powinowactwo z grozą przebija tu opowieść inicjacyjna. Samuel, chłopiec na wózku, który jest w centrum opowieści ma szansę poznać świat zewnętrzny i jego uroki dzięki nowo przybyłej Dominice. Są rówieśnikami, ale o wiele bardziej dojrzała i doświadczona dziewczyna jest jak dynamit w uporządkowanym, pełnym obostrzeń świecie wycofanego chłopaka. CAŁA RECENZJA TUTAJ

17:00 – Klub B90

Alleluja. Główną inspiracją dla filmu Alleluja była popularna w USA historia Raymonda Fernandeza i Marthy Beck, pary morderców, którzy między 1947 a 1949 rokiem zabili około dwudziestu kobiet. Fernandez, były żołnierz, wyznawca voodoo i czarnej magii, wykorzystywał fakt, że w powojennych Stanach roiło się od wdów po zabitych żołnierzach. Umawiał się z nimi za pośrednictwem klubów samotnych serc, uwodził je i okradał. Beck początkowo miała być jedną z jego ofiar, ale ostatecznie została jego wspólniczką, kochanką i jednocześnie prowodyrem morderstw popełnianych z powodu szaleńczej zazdrości o Fernandeza. Para została złapana w 1949 roku i stracona ósmego marca 1951 roku w Nowym Jorku. „Moja historia to historia miłosna. Ale tylko ci, którzy doświadczyli tortur z powodu miłości, zrozumieją, o czym mówię. Zamknięcie w celi śmierci tylko wzmocniło moje uczucie do Raymonda” – mówiła ponoć Martha tuż przed usmażeniem na krześle elektrycznym.

Fabrice Du Welz przenosi tę historię do współczesnej Europy, ale pozostaje wierny duchowi przerażającej opowieści o parze kochanków-morderców. Jego film – czerpiący jednocześnie z horroru, thrillera, dramatu, a także… komedii romantycznej i musicalu! – w niezwykły sposób przenosi na ekran uczucie chore i obłąkańcze, ale w jakimś sensie spełnione. Alleluja jest dzięki temu emocjonalnym walcem, który po seansie niełatwo przepracować. [Grzegorz Fortuna]

19:00 – Dok Cesarski (plener)

Hardware. “To mój film! Zaklepuję go!” – powiedziałem do siebie tuż po seansie. Czasami jest tak, że dany tytuł znajduje w sercu widza idealne dla siebie miejsce. Pasujesz do niego. Odpowiada Tobie muzyka, stylistyka, historia, wykonanie, praktycznie wszystko. Czasami jest nawet tak, że po pierwszych minutach wiesz, że to jest Ten film. Tak było z moim spotkaniem z Hardware. Z filmem, który Richard Stanley nakręcił 25 lat temu. Wiecie co po czasie przypomniał mi obraz Stanleya? Zespół muzyczny, który potrafi zagrać wszystko, ale nie potrzebuje do tego profesjonalnych instrumentów. Wiecie… rury, krzesła, stoliki, butelki i wielkie serce, a przede wszystkim umiejętności. To tylko porównanie, bo biedy tu nie uświadczysz. Jeżeli taka by nawet chciała wyjść przed szereg, to została doskonale zakamuflowana przez ludzi z odpowiednim talentem. CAŁA RECENZJA TUTAJ

19:15 – AMBEREXPO – Hala C

Relikt. Nagłe zniknięcie nestorki rodu, Edny (Robyn Nevin), zmusza jej córkę (Emily Mortimer) i wnuczkę (Bella Heathcote) do powrotu do rodzinnego domu. Podczas gdy obie kobiety desperacko szukają śladów, które mogłyby naprowadzić je na miejsce pobytu Edny, ta niespodziewanie wraca do domostwa. Radość córki i wnuczki przerywa jednak zachowanie staruszki – Edna nie zamierza powiedzieć, gdzie była, zapomina imion członków rodziny i z każdym dniem staje się coraz bardziej agresywna.

Debiutancki horror Natalie James to największe tegoroczne objawienie gatunku i film, który zdążył już przerazić amerykańską publiczność, wspinając się na pierwsze miejsce tamtejszego box office’u. Relikt nie jest kolejnym horrorem o nawiedzonym domu – to mroczna, posępna, wgryzająca się w umysł opowieść o przekazywanej z pokolenia na pokolenie chorobie, która nie pozwoli Wam się otrząsnąć przez kilka następnych nocy. [Grzegorz Fortuna]

19:15 – Klub B90

Blair Witch Project. Choć czarownica gra tutaj rolę drugoplanową, żaden przegląd filmów o wiedźmach nie mógłby się obyć bez Blair Witch Project. Oto film, który przed dwiema dekadami stał się prawdziwą horrorową bombą, zarabiając ćwierć miliarda dolarów przy kilkusettysięcznym budżecie i zmuszając wielu producentów, by schowali drogie, profesjonalne kamery i zainwestowali w tani sprzęt, który pozwoli stworzyć na ekranie iluzję realności.

Owszem, można zarzucić twórcom Blair Witch Project, że skorzystali z pomysłów realizacyjnych i marketingowych, które nie były w stu procentach oryginalne (bo należy pamiętać, że prekursorem formuły found footage był Kanibalistyczny holokaust w reżyserii Ruggera Deodata). Byłoby to jednak nieuczciwe. Konsekwencja, upór i pomysłowość Daniela Myricka i Eduarda Sáncheza pozwoliła im bowiem nakręcić film tak sugestywny, że cały świat uwierzył na chwilę w istnienie wiedźmy z Blair. I nawet jeśli dzisiaj możemy spojrzeć na ich wizję kina ze szczyptą sceptycyzmu, warto przypomnieć sobie, czego jeszcze niedawno bali się widzowie na całym świecie. [Grzegorz Fortuna]

21:30 – AMBEREXPO – Hala C

Adoracja. W wypełnionej upiornymi makabreskami filmografii Fabrice’a Du Welza nie było jeszcze filmu tak lirycznego i poetyckiego. Oto Paul, wrażliwy dwunastolatek mieszkający samotnie z matką, która pracuje w pobliskim szpitalu psychiatrycznym, zakochuje się w starszej o kilka lat Glorii, będącej pacjentką tegoż przybytku. Zaniepokojony o zdrowie ukochanej chłopak postanawia pomóc jej uciec – nie wiedząc, że przez to sam będzie musiał porzucić dotychczasowe życie i na każdym kroku wybierać między uczuciem do dziewczyny a zdrowym rozsądkiem.

Doceniona na festiwalach w Sitges, Locarno i Montrealu Adoracja to zawieszona poza czasem baśń i historia o dorastaniu w jednym. Mimo że Du Welz snuje tym razem niezwykle prostą historię, oplatająca zmysły muzyka Vincenta Cahaya i posiadające niemal namacalną fakturę zdjęcia Manuela Dacosse sprawiają, że o Adoracji trudno zapomnieć; bo choć belgijski reżyser nie epatuje tym razem obrazami wykręcającymi wnętrzności, to po raz kolejny porusza swój ulubiony temat – miłości i niemożliwości jej spełnienia. [Grzegorz Fortuna]

21:30 – Klub B90

Interzone. W latach osiemdziesiątych Włosi napotkali na niemały problem. O ile wcześniej z powodzeniem przenosili na własny grunt popularne za granicą gatunki (jak western, horror gotycki czy krwawy thriller), o tyle teraz nie było już ich na to stać – trudno było bowiem nakręcić lokalną podróbkę Gwiezdnych wojen czy serii o Indianie Jonesie za garść lirów. Ratunkiem okazało się kino postapokaliptyczne inspirowane Mad Maxem. W tym przypadku wystarczyło przecież znaleźć pustynię, ubrać aktorów w łachmany i obkleić kilka samochodów blachą. I już, gotowe, można iść na cappuccino!

Jednym z filmów powstałych według podobnej logiki jest Interzone, kuriozalna ejtisowa taniocha opowiadająca o ludziach walczących z mutantami w świecie po nuklearnym holokauście. Jeśli dodamy do tego fakt, że główną rolę z jakiegoś powodu zgodził się zagrać znany z Reanimatora Bruce Abbott, a scenariusz współtworzył Claudio Fragasso – legendarny twórca Trolla 2 – otrzymamy miksturę, którą głupio byłoby przegapić. Nawet jeśli spóźnimy się przez to na wieczorne limoncello. [Grzegorz Fortuna]

Film pokażemy w klubie B90 z Mateuszem Gołębiowskim w roli lektora.

22:00 – Plenum

PredatorPodczas tej edycji Octopusa nie będziecie mieli czasu krwawić. Na dwie festiwalowe noce stoczniowa hala Plenum zamieni się w dziką dżunglę, w której czyhać będzie jedyny w swoim rodzaju łowca. Kultowego Predatora, jeden z najwspanialszych filmów w karierze Arnolda Schwarzeneggera, zaprezentujemy w scenerii, która spowoduje, że sami poczujecie się jak zwierzyna łowna rzucona na żer kosmicznego drapieżnika. Nie ma sensu mówić nic więcej, po prostu… GET TO THE PLENUM!

22:00 – Parking przy AMBEREXPO (kino samochodowe)

Powrót żywych trupów. Jeśli George A. Romero w Nocy żywych trupów sprawił, że zombie zaczęły przerażać Amerykę, to Dan O’Bannon w Powrocie żywych trupów jako pierwszy pozwolił im być też zabawnymi. Ten kultowy horror o grupie punków walczących z truposzami to też idealna propozycja do kina samochodowego, dzięki której poczujecie się jak w prawdziwym amerykańskim drive-inie.

7 SIERPNIA – PIĄTEK

13:45 – Klub B90

Upadek zachodniej cywilizacjiNie ma lepszego dokumentu o punk rocku niż Upadek zachodniej cywilizacji i właściwie na tym stwierdzeniu można by zakończyć opis tego filmu. Penelope Spheeris stworzyła niemal kompletną kronikę punkowej sceny w Los Angeles przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Udało się jej uchwycić fenomen, którego sama była częścią – zanim podjęła się pracy przy pełnometrażowym dokumencie, tworzyła teledyski i przyjaźniła się z większością muzyków, którzy wystąpili w jej filmie. W Upadku… zobaczycie nagrania koncertowe i wywiady z takimi zespołami, jak: Black Flag, Circle Jerks, X, Fear, The Germs i mniej znanymi Alice Bag czy Catholic Discipline. Ten dokument nie jest jednak zwykłą kompilacją muzyki i “gadających głów”. Spheeris miała bowiem szczęście być bardzo blisko z kamerą, kiedy tworzyła się nowa subkultura, a to nie zdarzało się często w historii kinematografii.

16:15 – Klub B90

Diabelski pył. Zawsze sądziłem, że jestem odporny na hipnozę, ale podczas oglądania Diabelskiego pyłu miałem wrażenie, że Richardowi Stanleyowi, twórcy, który autorski język wzniósł na wyjątkowy poziom, udało się mnie zahipnotyzować. Jak inaczej tłumaczyć fakt, że tytuł wyglądający na pierwszy rzut oka na taniutką B klasę kupiłem jako epicki wielowymiarowy obraz o walce dobra ze złem? Odebrałem go jako film o wielkich ambicjach nakręcony niczym prorocza wizja, mocno zakorzeniony w najnowszej historii Czarnego Lądu z akcją osadzoną w czasach Apartheidu, ale i odwołujący się do lokalnego mistycyzmu.Richard Stanley prowadzi fabułę na pograniczu snu (odwołując się choćby do wstępu zaczerpniętego wprost ze słów narratora), a przepowiednia do snu nas wprowadza. Od momentu, gdy na teren Namibii wkracza diabeł pod postacią odzianego w zniszczony prochowiec przystojnego, postawnego mężczyzny, we śnie będziemy brodzić razem z kilkoma filmowymi bohaterami.Diabeł nie na darmo wybrał tę część globu. “Módlcie się o wodę” – głoszą napisy, bydło pada, ludzie uciekają, kraj targany jest przewrotami, ONZ się wycofuje. Z Bethany, w którym rozegra się akcja, raczej się wyjeżdża, niż do niego zmierza. Ale nie on, bo książę ciemności szuka właśnie takich miejsc. Szuka zwątpienia, ludzi na krawędzi, takich jak Wendy (Chelsea Field), która ucieka od męża i próbuje targnąć się na życie. Przemierzając spaloną słońcem krainę Wendy zabiera kroczącego po krawędzi szosy mężczyznę w prochowcu. CAŁA RECENZJA TUTAJ

17:00 – AMBEREXPO – Hala C

The Bloodhound. Pozbawiony środków do życia chłopak zgadza się zaopiekować bajecznie bogatym, ale podupadającym na zdrowiu przyjacielem z młodości. Gdy jednak przyjeżdża do jego ekscentrycznej willi, wszystko zdaje się wymykać spod kontroli – zachowanie znajomego okazuje się co najmniej dziwne, a jego siostra błąka się nocami po korytarzach. Przyjacielska przysługa szybko zamienia się więc w walkę o to, by zachować resztki trzeźwego umysłu.

The Bloodhound to prawdziwy szczyt horrorowego hipsterstwa – inspirowana Zagładą domu Usherów Edgara Allana Poego opowieść utrzymana w stylistyce przywołującej na myśl filmy Wesa Andersona. Minimalistyczną grę aktorską i klaustrofobiczne scenografie wspierają tu kadry tak perfekcyjnie skomponowane, że aż chciałoby się je powiesić nad łóżkiem, by śnić wyjątkowo estetyczne koszmary. [Grzegorz Fortuna]

19:00 – AMBEREXPO – Hala C

Nocna jazda. Jin to nielegalny imigrant z Pekinu, który pracuje w Paryżu jako kierowca taksówki. Pewnej nocy poznaje Noemi, striptizerkę i luksusową prostytutkę, która chce, by chłopak stał się jej prywatnym kierowcą. Choć z każdą nocą para zaczyna coraz bardziej się do siebie zbliżać, ich związek nie będzie łatwy – pochodzący z półświatka szef Jina nie należy bowiem do osób, u których można tak po prostu złożyć wymówienie.

Nocna jazda, pełnometrażowy debiut Frédérika Farrucciego, łączy inspiracje filmem noir z kinem zaangażowanym społecznie. Długie ujęcia skąpanego w mroku nocy Paryża, okraszone doskonale dobraną elektroniczną muzyką, są tu zaledwie sposobem, by opowiedzieć o ludziach odartych ze złudzeń i pozbawionych możliwości ucieczki, przepracowanych i zmuszanych do działalności przestępczej. Choć nie jest to kino łatwe i przyjemne, dzięki połączeniu gatunkowego sztafażu z chłodnym społecznym realizmem Farrucciemu udało się stworzyć film nie tylko boleśnie aktualny, ale też mrożący krew w żyłach. [Grzegorz Fortuna]

19:00 – Klub B90

Suspiria. Przepięknie zrealizowany film, z dbałością o każdy szczegół. Uderza (w pozytywnym znaczeniu) kontrast jaki Argento uzyskał stawiając naprzeciw siebie brutalność i piękno. Wyobraźcie sobie dziewczynę z poderżniętym gardłem na tle pomieszczeń, od których ciężko oderwać wzrok. Lokalizacje, to druga rzecz po oświetleniu, które powalają swoim artyzmem. Tu nie chodzi o przepych, ale o użyte faktury i śmiałe tonacje przy wystroju wnętrz. Takich miejsc nie ma! – chciałoby się powiedzieć podczas seansu. Napisałbym nawet, że dekoratorzy byli wyjątkowo bezczelni i wulgarni przedstawiając takie wizje. Idzie to oczywiście na kolejny duży plus dla produkcji. Atmosfera zła i surrealistyczne momenty wysuwają Suspirię na czołówkę wśród moich ulubionych tytułów budzących niepokój. Dzieciak, który ciągle łazi za wicedyrektorką w mundurku żywcem skrojonym z mieszkańca Bawarii. Lokaj niemowa, który dopiero co zszedł z kart powieści Mary Shelley. Nadzorująca cały folwark, jest jak dyrygująca towarzystwem jak Elza, wilczyca z SS. Choć powierzchownością nie przypomina Dyanne Thorne, to drygiem i skłonnościami z pewnością. Niewidomy pianista, który codziennie niestrudzenie zmierza z psem przewodnikiem, by przygrywać na zajęciach. W końcu koleżanki i koledzy Suzy z parkietu baletowej szkoły. Urokliwi i ze spojrzeniami pełnymi pożądania, jakby wieczorem mieli grać u Joe D’Amato. Te wszystkie postacie to nasi podejrzani. Niebezpieczni, mroczni, intrygujący. David Lynch cieszyłby się z takich mieszkańców w swoim miasteczku…

19:00 – Dok Cesarski (plener)

Noc żywych trupów. Trzy lata temu odszedł George A. Romero, jeden z najważniejszych twórców w dziejach horroru. Na tegorocznej edycji Octopusa chcemy przypomnieć jego ikoniczne dzieło – Noc żywych trupów, czyli tytuł, który nie tylko przeraził widzów, ale też samodzielnie zapoczątkował modę na filmy o zombie: najbardziej plugawą kreaturę, jaką zna ten gatunek.

Choć Noc żywych trupów doczekała się licznych sequeli, remake’ów i hołdów, oryginał wciąż pozostaje filmem brudnym, nieprzyjemnym, pozbawiającym nadziei i w konsekwencji niedoścignionym. I choć postać żywego trupa została w ostatnich dekadach oswojona przez popkulturę, na chropowatej, czarno-białej taśmie George’a A. Romero przeraża nawet po ponad półwieczu. [Grzegorz Fortuna]

21:30 – AMBEREXPO – Hala C

Relikt. Nagłe zniknięcie nestorki rodu, Edny (Robyn Nevin), zmusza jej córkę (Emily Mortimer) i wnuczkę (Bella Heathcote) do powrotu do rodzinnego domu. Podczas gdy obie kobiety desperacko szukają śladów, które mogłyby naprowadzić je na miejsce pobytu Edny, ta niespodziewanie wraca do domostwa. Radość córki i wnuczki przerywa jednak zachowanie staruszki – Edna nie zamierza powiedzieć, gdzie była, zapomina imion członków rodziny i z każdym dniem staje się coraz bardziej agresywna.

Debiutancki horror Natalie James to największe tegoroczne objawienie gatunku i film, który zdążył już przerazić amerykańską publiczność, wspinając się na pierwsze miejsce tamtejszego box office’u. Relikt nie jest kolejnym horrorem o nawiedzonym domu – to mroczna, posępna, wgryzająca się w umysł opowieść o przekazywanej z pokolenia na pokolenie chorobie, która nie pozwoli Wam się otrząsnąć przez kilka następnych nocy. [Grzegorz Fortuna]

21:30 – Plenum

Predator. Podczas tej edycji Octopusa nie będziecie mieli czasu krwawić. Na dwie festiwalowe noce stoczniowa hala Plenum zamieni się w dziką dżunglę, w której czyhać będzie jedyny w swoim rodzaju łowca. Kultowego Predatora, jeden z najwspanialszych filmów w karierze Arnolda Schwarzeneggera, zaprezentujemy w scenerii, która spowoduje, że sami poczujecie się jak zwierzyna łowna rzucona na żer kosmicznego drapieżnika. Nie ma sensu mówić nic więcej, po prostu… GET TO THE PLENUM!

22:00 – Parking przy AMBEREXPO (kino samochodowe)

Poza doliną lalek. Pewnego razu w Hollywood… powstał film, jak żaden inny (wcześniej i później). Kiedy znajdująca się w tarapatach wytwórnia 20th Century Fox podjęła decyzję o kontynuacji Doliny lalek (1967), czyli dochodowego romansidła romansideł, opartego na powieści Jacqueline Susann (którą pod względem nakładu prześcigała wówczas jedynie Biblia), miał to być zwykły, nakręcony po bożemu sequel. Stało się jednak zupełnie inaczej, kiedy reżyserskie stery oddano Russowi Meyerowi (Faster, Pussycat! Kill! Kill!), koneserowi wielkich biustów i zarazem autentycznie oryginalnemu filmowcowi, którego (nie)cnoty jako pierwszy dostrzegł krytyk Roger Ebert. I to właśnie Ebertowi powierzono napisanie scenariusza. Świeżo upieczony scenarzysta powieści Susann co prawda nigdy nie przeczytał, ale wspólnie z Meyerem postanowili zaszaleć tak jak nikt przed nimi. Korzystając z dobrodziejstw wielkostudyjnej machiny produkcyjnej i wysokiego budżetu, Ebert i Meyer stworzyli film celowo monstrualny, przegięty, przeładowany i radioaktywny. Wedle słów samego Eberta: „byliśmy szaleńcami, którzy przejęli kontrolę nad wariatkowem”. Meyer doda po latach, że jego film był prostą mieszanką kilku konwencji: „satyry, melodramatu serio, musicalu rockowego, komedii, brutalnej eksploatacji, pornosa i moralizatorskiego oskarżenia Hollywoodu”. Proste…? Dość powiedzieć, że film wchodził na ekrany zaledwie w kilka miesięcy po masakrze przy Cielo Drive, w której zginęła jedna z gwiazd pierwszej Doliny lalek, Sharon Tate. Dekada ekscesu dobiegła kresu — ale najpierw wydała z siebie ten finalny, szalony fajerwerk, który do dnia dzisiejszego zarobił 40 milionów dolarów na całym świecie. [Michał Oleszczyk]

8 SIERPNIA – SOBOTA

14:00 – Klub B90

Lost Soul: The Doomed Journey of Richard Stanley’s Island of Dr. Moreau. Jeśli Richard Stanley uchodzi za jednego z najbardziej pechowych twórców w historii kina, to źródeł jego nieszczęść można doszukiwać się w osławionej adaptacji Wyspy doktora Moreau, którą reżyser przygotowywał w latach dziewięćdziesiątych. Po sukcesach Hardware i Diabelskiego pyłu Stanley otrzymał możliwość zrealizowania wymarzonego projektu i poświęcił kilka lat na przygotowania. Problem w tym, że od pierwszego dnia zdjęć wszystko szło nie tak – warunki atmosferyczne uniemożliwiały filmowanie, a spięcia z producentami i aktorami doprowadziły do zwolnienia reżysera.

Lost Soul: The Doomed Journey of Richard Stanley’s Island of Dr. Moreau w reżyserii Davida Gregory’ego to fascynująca opowieść o powstawaniu tego pechowego filmu i jednocześnie dokument, który pozwala zajrzeć za kulisy jednej z największych Hollywoodzkich klap lat dziewięćdziesiątych. [Grzegorz Fortuna]

14:30 – AMBEREXPO – Hala C

Slasherman. Todd to ceniony autor serii komiksowych horrorów pod wymownym tytułem Slasherman, które bazują na poczynaniach prawdziwego seryjnego mordercy. Gdy przychodzi czas, by finalizować popularną serię, rysownik postanawia odwiedzić rejony, w których grasowała jego psychopatyczna muza. Problem w tym, że gdy tylko pojawia się na miejscu, prawdziwy Slasherman zaczyna kontynuować swe dzieło – odwzorowując przy tym kropka w kropkę komiksy Todda.

Bazujący na serii komiksów Slasherman to reżyserski projekt aktora Jaya Baruchela, znanego do tej pory przede wszystkim z komedii i filmów familijnych. W swoim horrorze Baruchel odreagowuje z nawiązką lata spędzone na planach rodzinnych filmów, tworząc ekstremalnie krwawe i brutalne widowisko. Jego film nie jest jednak tylko festiwalem gore, ale też pomysłowym ożywieniem skostniałej formuły slashera i ciekawym komentarzem na temat przenikania się fikcji i rzeczywistości. [Grzegorz Fortuna]

16:30 – Klub B90

Suburbia. Film Penelope Spheeris, nieoglądalny dla estetów i malkontentów, którzy wytykają “taniochę”, zajmie w moim sercu szczególne miejsce. Z jednej strony dostajemy poszarpany montaż, słaby dźwięk, z drugiej szczerą, autentyczną i pełną empatii opowieść o punkach mieszkających na squacie w jakiejś zapadłej mieścinie w Kalifornii. Nie są to jednak tylko wycinki z ich życia z unoszącym się zapachem no-future w powietrzu. To pełnoprawne coming-of-age, dające i trochę nadziei, ale w ostatecznym rozrachunku będące bardzo ponurym traktatem o nietolerancji i uprzedzeniach. Nadzieja spływa przy obrazie młodych ludzi, którzy porzuceni przez wszystkich mają ostatecznie siebie. I są to więzi bardzo silne, braterskie i uczuciowe. Żyją na squacie, bo uciekli z domu. Z różnych powodów. Od wykorzystywania przez pijanego ojca, po totalny brak opieki, aż po ciągłe nękanie. Rodzice w Suburbii nie stanęli na wysokości zadania. To zajęci sobą ludzie, którzy zapomnieli o dzieciach, albo uwikłani we własne problemy, również uzależnienia, na dzieci nie mają czasu. Przeszkadzają im i, co znamienne dla filmowej wymowy, nie przejmują się ich ucieczkami, zaginięciem etc. Dla tych dzieciaków subkultury i wspólne życie w zdemolowanym domu to ostatni bastion anarchii, wolności, dla niektórych dzieciństwa. Tylko tak mogą powiedzieć “dość”. Dość upokarzania, wytykania i poniżania. To nie jest substytut, a najczęściej jedyna prawdziwa rodzina. CAŁA RECENZJA TUTAJ

17:00 – AMBEREXPO – Hala C

Gniazdo. Zaczyna się od próby ucieczki z tego, jak się wydaje, złowrogiego miejsca. Potajemnie, bez wiedzy reszty domowników, ojciec próbuje wyrwać śpiące dziecko z opresji. Wyciąga je w środku nocy z ogromnej posiadłości, odpala samochód i znika w ciemności. To się nie udaje, dochodzi do wypadku, chłopiec zostaje sparaliżowany. Do domu wracamy po latach. Porządki jakie tu panują zakrawają do miana rygorystycznego matriarchatu. Jest więc ona, Elena (Francesca Cavallin), niech będzie królowa tego gniazda. Wszyscy pracują na wspólne dobro, nie można opuszczać posiadłości, każdy ma działać w imię wyższego dobra, który tutaj nazywany jest “celem”. Nie do końca wiadomo jaki jest motyw tego działania, ale przedsięwzięte środki do utrzymania rygoru są co najmniej bezwzględne. Określenie włoski horror gotycki z pewnością nie wystarczy do złapania w nawias tego czym Gniazdo jest. Sam film wymyka się jasnej próbie zdefiniowania, chociaż widać liczne inspiracje europejskimi twórcami. Jest i trochę z Kła Giorgosa Lanthimosa, estetyka i tonacja zahacza o dokonania Guillermo del Toro, a przez naturalne powinowactwo z grozą przebija tu opowieść inicjacyjna. Samuel, chłopiec na wózku, który jest w centrum opowieści ma szansę poznać świat zewnętrzny i jego uroki dzięki nowo przybyłej Dominice. Są rówieśnikami, ale o wiele bardziej dojrzała i doświadczona dziewczyna jest jak dynamit w uporządkowanym, pełnym obostrzeń świecie wycofanego chłopaka. CAŁA RECENZJA TUTAJ

19:00 – Klub B90

Czarownica miłości. Elaine (epicka w tym wydaniu Samantha Robinson) jest czarownicą. Ma jeden cel, misję – znaleźć mężczyznę, samca, ogiera, faceta z krwi i kości. By przyspieszyć co nieco proces “rekrutacji”, używa magii, halucynogennych naparów etc. Nie wszystko jednak idzie po jej myśli. Upragniony męski narybek coraz częściej okazuje się wybrakowany.

The Love Witch, czyli Czarownica Miłości to pozycja doskonała. Reżyserka Anna Biller w sposób perfekcyjny opanowała stylistykę retro bawiąc się jednocześnie konwencjami. The Love Witch to w dużym skrócie komediowy horror zanurzony w ciepłej erotycznej kąpieli. Erotyzm w wydaniu soft mieni się tu w blasku luksusowo wyglądających kolorów. Natomiast historia wiedźmy, która pragnie miłości wygląda jak polany soczystym lukrem thriller z lat 60. z akcją rozgrywającą się w czasach współczesnych. To film w filmie, wewnętrzne uniwersum z cudowną, hipnotyzującą zmysły aranżacją wnętrz, interesującymi bohaterami i wymuskanymi zdjęciami Davida Mullena. Prowadzona fabuła nigdy nie wychodzi poza wielogatunkowy pastisz. Anna Biller zahacza tym samym o mydlaną operę, dzieci kwiaty, sekciarskie kulty, giallo. Zawsze odbywa się to przy udziale erotycznych, nierzadko pompatycznych uniesień, nigdy wulgarnych, zawsze apetycznych. CAŁA RECENZJA TUTAJ

19:45 – AMBEREXPO – Hala C

The Bloodhound. Pozbawiony środków do życia chłopak zgadza się zaopiekować bajecznie bogatym, ale podupadającym na zdrowiu przyjacielem z młodości. Gdy jednak przyjeżdża do jego ekscentrycznej willi, wszystko zdaje się wymykać spod kontroli – zachowanie znajomego okazuje się co najmniej dziwne, a jego siostra błąka się nocami po korytarzach. Przyjacielska przysługa szybko zamienia się więc w walkę o to, by zachować resztki trzeźwego umysłu.

The Bloodhound to prawdziwy szczyt horrorowego hipsterstwa – inspirowana Zagładą domu Usherów Edgara Allana Poego opowieść utrzymana w stylistyce przywołującej na myśl filmy Wesa Andersona. Minimalistyczną grę aktorską i klaustrofobiczne scenografie wspierają tu kadry tak perfekcyjnie skomponowane, że aż chciałoby się je powiesić nad łóżkiem, by śnić wyjątkowo estetyczne koszmary. [Grzegorz Fortuna]

21:30 – Dok Cesarski (plener)

Duchy tego nie robią. Niejedna bywalczyni i niejeden bywalec Octopusa potrafi nie tylko bezbłędnie zanucić Bolero Ravela, ale i przypomnieć sobie salwy śmiechu, jakimi witaliśmy rok temu erotyczne przygody pragnącej stracić dziewictwo Bo Derek w filmie pod tym właśnie tytułem. Duchy tego nie robią to zamknięcie swoistej trylogii erotycznej żenady otwartej w roku 1981 filmem Tarzan – człowiek małpa. Bo Derek zdobyła Złote Maliny za występy w nich wszystkich, a reżyserował ją jej mąż — starszy o ćwierć wieku John Derek. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, Duchy tego nie robią to najbardziej autobiograficzny i osobisty z tych trzech filmów: tematem jest relacja młodej kobiety ze znacznie starszym mężczyzną i strach przed przyszłością, w której erotyczne możliwości kochanków się rozminą, a następnie śmierć zabierze jedno z nich.

Partnera Bo gra tu sam Grek Zorba, czyli Anthony Quinn, którego kariera zbudowana była na graniu mężczyzn zmysłowych i impulsywnych (w typie Paula Gaughina z Pasji życia, za którą aktor otrzymał drugiego w karierze Oscara). Kochankowie nie tylko, że mają wyjątkowy sposób na okazywanie sobie czułości za pośrednictwem jednej z bardziej creepy technik całowania, jakie zobaczycie na ekranie (nie próbujcie tego w domu!), to pozostają w kontakcie nawet po śmierci mężczyzny. Duch Quinna aktywnie partycypuje w wymyślnym i ambitnym castingu na młode męskie ciało, w które będzie mógł wstąpić, by kontynuować erotyczną utopię z ukochaną. Poza wszystkim innym dostajemy tu między innymi jedną z najsłabiej uzasadnionych scen topless w historii kina, a także pamiętny epizod kogoś, kto także doczeka się za swój występ Maliny — przez kilka minut na ekranie partneruje Bo sam Donald Trump, pouczający ją w „sztuce dobijania targu”. [Michał Oleszczyk]

22:00 – AMBEREXPO – Hala C

VHYes. Najdziwniejszy i najbardziej szalony tytuł w tegorocznej selekcji, będący jednocześnie filmem fabularnym i strumieniem świadomości dwunastolatka nagranym na kasecie VHS. Głównym bohaterem jest dorastający Ralph, który za pomocą kamery wideo dokumentuje swoje przygody i nagrywa ulubione programy telewizyjne, nie zważając na to, że używa do tego kasety z wesela swoich rodziców.

VHYes to połączenie rozbrajającej parodii tandetnych programów ery video boomu i opowieści o dorastaniu, która z czasem zaczyna uderzać w coraz mroczniejsze struny. Reżyser filmu, Jack Henry Robbins – prywatnie syn Tima Robbinsa i Susan Sarandon – stworzył nostalgiczny filmowy  eksperyment wymykający się klasyfikacjom i udowadniający, że „budyniowa” jakość kasety VHS może stać się tworzywem dla projektów znacznie ciekawszych niż Kung Fury. [Grzegorz Fortuna]

9 SIERPNIA – SOBOTA

14:30 – AMBEREXPO – Hala C

Adoracja. W wypełnionej upiornymi makabreskami filmografii Fabrice’a Du Welza nie było jeszcze filmu tak lirycznego i poetyckiego. Oto Paul, wrażliwy dwunastolatek mieszkający samotnie z matką, która pracuje w pobliskim szpitalu psychiatrycznym, zakochuje się w starszej o kilka lat Glorii, będącej pacjentką tegoż przybytku. Zaniepokojony o zdrowie ukochanej chłopak postanawia pomóc jej uciec – nie wiedząc, że przez to sam będzie musiał porzucić dotychczasowe życie i na każdym kroku wybierać między uczuciem do dziewczyny a zdrowym rozsądkiem.

Doceniona na festiwalach w Sitges, Locarno i Montrealu Adoracja to zawieszona poza czasem baśń i historia o dorastaniu w jednym. Mimo że Du Welz snuje tym razem niezwykle prostą historię, oplatająca zmysły muzyka Vincenta Cahaya i posiadające niemal namacalną fakturę zdjęcia Manuela Dacosse sprawiają, że o Adoracji trudno zapomnieć; bo choć belgijski reżyser nie epatuje tym razem obrazami wykręcającymi wnętrzności, to po raz kolejny porusza swój ulubiony temat – miłości i niemożliwości jej spełnienia. [Grzegorz Fortuna]

14:45 – Klub B90

Häxan. Ten legendarny filmowy eksperyment w reżyserii Benjamina Christensena to dzieło absolutnie prekursorskie na bardzo wielu polach – film, który nie tylko eksplorował tematykę czarownictwa w sposób nieznany ówczesnej kinematografii, ale też łączył horror z mockumentem, wyprzedzając gatunkowe trendy o blisko stulecie – nie ma wątpliwości, że gdyby nie Häxan, nie byłoby Blair Witch Project.

Historia Häxan zaczęła się, gdy Benjamin Christensen znalazł piętnastowieczny poradnik dla inkwizytorów w antykwariacie. Pomysł, by przenieść historię czarownictwa na taśmę filmową opętała go do tego stopnia, że przez kolejne dwa lata studiował teksty i ilustracje, a później przez rok pracował nad swoim opus magnum. Efektem jest film jedyny w swoim rodzaju – kręcona niemal w całości w nocy (co było wówczas niespotykane), ekstremalnie kosztowna opowieść o tym, jak niezrozumienie chorób psychicznych prowadziło do zbiorowej histerii i polowań na „czarownice”. Dzięki niezwykle sugestywnym wizualiom – mimo prawie stu lat na karku – Häxan potrafi przerazić nawet dziś. [Grzegorz Fortuna]

17:00 – AMBEREXPO – Hala C

Ogień w czasach chłodu. Kanadyjski reżyser Justin Oakey udowadnia, że noir nigdy nie umarło i nadal może być inspiracją dla kina tylko pozornie odległego. W Ogniu w czasach chłodu zamiast prywatnego detektywa mamy samotnego kłusownika, rolę femme fatale przejmuje ciężarna wdowa po zamordowanym gangsterze, a wielkomiejski zgiełk zamieniony zostaje na ciszę kanadyjskich bezdroży. Historia opowiadająca o parze obcych sobie ludzi zmuszonych do stawienia czoła grupie przestępców ma jednak ciężar przywołujący na myśl „czarne” kino.

Największą zaletą Ognia w czasach chłodu jest jednak konsekwentnie budowana, wspierana przez wspaniałe zdjęcia i doskonały soundtrack atmosfera. Na nieco ponad półtorej godziny przenosimy się więc do małego kanadyjskiego miasteczka, w którym pick-up uchodzi za małe auto, a drogi ciągną się aż po horyzont, by poznać historię dwójki straceńców wplątanych w szemrane interesy. Jeśli uwielbiacie Drive, trafiliście pod właściwy adres. [Grzegorz Fortuna]

17:15 – Klub B90

Dziewczyna z doliny. Dziewczyna z doliny to dowód na to, jak szybko Hollywood potrafi oswajać pewne zjawiska i prezentować je w przystępnej formie. Bohaterem tego filmu jest osiemnastoletni punk, Randy (w tej roli młodziutki Nicolas Cage), który zakochuje się w dziewczynie z wyższych sfer. Trudno w to uwierzyć, ale film ten powstał mniej więcej w tym samym czasie i miejscu, co Suburbia Penelope Spheeris, czyli w Los Angeles na początku lat osiemdziesiątych. Podczas gdy obraz Spheeris jest chropowaty i naturalistyczny, Marta Coolidge poszła w zupełnie innym kierunku i stworzyła cukierkową komedię romantyczną z punkiem w tle. Pomysł ten mógłby się wydawać skazany na niepowodzenie, ale nic bardziej mylnego – Dziewczyna z doliny to jeden z najlepszych romansów lat osiemdziesiątych i zarazem jeden z ulubionych filmów tego typu Quentina Tarantina i Kevina Smitha. Jasne, że punk rock w tym wypadku jest pewną kliszą, a postać Nicolasa Cage’a to typowy outsider i buntownik, jakich w kinie wielu, ale film Coolidge ma tak nieodparty urok, że nie ma to większego znaczenia.

19:30 – AMBEREXPO – Hala C

Niedosyt (Swallow). Niedosyt to najbardziej bolesny i niewygodny film od lat. To pewnik. Główną bohaterką jest Hunter (Haley Bennett), wyciszona dziewczyna, która stała się dopełnieniem idealnego świata Richiego. Richie Conrad buduje swój świat pod czujnym okiem rodziców, bogatego ojca i ułożonej matki. Hunter jest jak komponent, mały trybik, który raz wsadzony w maszynę powinien działać bez zarzutu. Dziewczyna nie powinna się przecież niczym martwić. Nie powinna nic czuć, przeżywać i nic nie powinno sprawiać jej problemów, a tym bardziej wpędzać w troski. Jej jedynym zadaniem jest mówienie “kocham Cię”, czekanie do wieczora z ciepłym posiłkiem, na dobry sen koniecznie seks, a w następstwie rzecz jasna ciąża. Co ma innego robić? Przecież nic nie potrafi, jak później usłyszy. Obrazek jest już prawie pełny. Jednak Hunter w tym życiu skopiowanym z okładek żurnali w jakiś nieświadomy sposób (być może to reakcja organizmu) zaczyna czuć się nieswojo. Buntuje się, stawia opór po to, by odzyskać kontrolę nad czymkolwiek i wpływ na cokolwiek. Zaczyna połykać przedmioty, kostkę lodu, małą kulkę, pinezkę. CAŁA RECENZJA TUTAJ

20:00 – Klub B90

The Love Machine. Powieść Jacqueline Susann (z drugim „n” dodanym córce przez ambitną mamę, by brzmiało bardziej z francuska) pod tytułem Dolina lalek okazała się w roku publikacji (1965) największym bestsellerem w historii rynku wydawniczego. Opowieść o trójce przyjaciółek przedzierających się przez krwiożerczy i seksualnie morderczy show-business okazała się trashowym klasykiem — a także zniszczonym przez krytykę, zawstydzającym twórców, ale kasowo lukratywnym dla 20th Century Fox filmem z roku 1967. Nic dziwnego, że kiedy w maju 1969 Susann opublikowała swoistą kontynuację, tym razem skupioną na równie zepsutym świecie telewizji, Columbia Pictures zapłaciła za prawa do ekranizacji rekordowe wówczas półtora miliona dolarów. Formuła wydawała się pewna — filmowa The Love Machine ma nawet na soundtracku cukierkowo-rzewne ballady Dionne Warwick, których odpowiedniki tak dobrze się sprzedały w Dolinie….

Tym razem jednak masa krytyczna kampu, kiczu i jawnej bzdury została przekroczona — opowieść o psychoseksualnie popapranym gwiazdorze telewizyjnym, romansującym z coraz to bardziej wpływowymi kobietami i dorabiającym się na naszych oczach tytułu „maszyny do miłości” (którym to mianem zostaje tu też określona sama telewizja) przyniósł wytwórni Columbia straty. Po latach ogląda się ten kamp-fest znakomicie, nie tylko dzięki przegiętemu poza wszelkie granice Davidowi Hemmingsowi w roli swoistego nad-geja, ale i dzięki niezapomnianej scenie podpalania łóżka niewiernego kochanka za pomocą butelki wódki. Po wyjściu z kina będziecie nucić za Warwick: „He’s moving on… He’s Robin Stone…”. W roli jednej ze spikerek telewizyjnych ogłaszających śmierć postaci Amandy (ups…!) pojawia się sama Jacqueline Susann. [Michał Oleszczyk]

22:00 – AMBEREXPO – Hala C

Slasherman. Todd to ceniony autor serii komiksowych horrorów pod wymownym tytułem Slasherman, które bazują na poczynaniach prawdziwego seryjnego mordercy. Gdy przychodzi czas, by finalizować popularną serię, rysownik postanawia odwiedzić rejony, w których grasowała jego psychopatyczna muza. Problem w tym, że gdy tylko pojawia się na miejscu, prawdziwy Slasherman zaczyna kontynuować swe dzieło – odwzorowując przy tym kropka w kropkę komiksy Todda.

Bazujący na serii komiksów Slasherman to reżyserski projekt aktora Jaya Baruchela, znanego do tej pory przede wszystkim z komedii i filmów familijnych. W swoim horrorze Baruchel odreagowuje z nawiązką lata spędzone na planach rodzinnych filmów, tworząc ekstremalnie krwawe i brutalne widowisko. Jego film nie jest jednak tylko festiwalem gore, ale też pomysłowym ożywieniem skostniałej formuły slashera i ciekawym komentarzem na temat przenikania się fikcji i rzeczywistości. [Grzegorz Fortuna]

22:00 – Stocznia Centrum Gdańsk (plener)

Hobgoblin. Na początku lat dziewięćdziesiątych włoskie kino gatunkowe znajdowało się w kryzysie związanym z rosnącą popularnością telewizji. Włoscy twórcy borykali się więc z poważnym problemem – nie mieli jak finansować kolejnych filmów. Dla Joe D’Amato nie był to jednak żaden kłopot. Reżyser dzielnie trzaskał po sześć filmów rocznie, nie przejmując się ani żenującymi budżetami, ani brakiem scenariuszy. I do każdego przykładał dokładnie tak samo mało uwagi – niezależnie od tego, czy był to horror, film fantasy, akcyjniak czy pornol.

Jednym z nich (filmów, nie pornoli) jest właśnie Hobgoblin, kolejna i na szczęście ostatnia część z udającego Conana cyklu o Atorze. Tym razem osiemnastoletni Ator grany przez trzydziestoletniego faceta, który wygląda jak skrzyżowanie Cezarego Pazury z Jeffem Danielsem, musi zdobyć miecz dający potężną moc. Na swojej drodze spotka wielu przeciwników, takich jak koszmarny montaż, denne dialogi, beznadziejne aktorstwo i karzeł przebrany w maskę ukradzioną z planu Trolla 2. O wspaniałości filmu niech świadczy to, że nawet w wywiadach Joe D’Amato nie był w stanie sobie przypomnieć, jaki ma tytuł. [Grzegorz Fortuna]

Film zaprezentujemy w plenerze, z Piotrem Czeszewskim w roli lektora improwizującego dialogi na żywo.