Suburbia

Suburbia Penelope Spheeris, nieoglądalna dla estetów i malkontentów, którzy wytykają „taniochę”, zajmie w moim sercu szczególne miejsce. Z jednej strony dostajemy poszarpany montaż, słaby dźwięk, z drugiej szczerą, autentyczną i pełną empatii opowieść o punkach mieszkających na squacie w jakiejś zapadłej mieścinie w Kalifornii. Nie są to jednak tylko wycinki z ich życia z unoszącym się zapachem no-future w powietrzu. To pełnoprawne coming-of-age, dające i trochę nadziei, ale w ostatecznym rozrachunku będące bardzo ponurym traktatem o nietolerancji i uprzedzeniach.

Nadzieja spływa przy obrazie młodych ludzi, którzy porzuceni przez wszystkich mają ostatecznie siebie. I są to więzi bardzo silne, braterskie i uczuciowe. Żyją na squacie, bo uciekli z domu. Z różnych powodów. Od wykorzystywania przez pijanego ojca, po totalny brak opieki, aż po ciągłe nękanie. Rodzice w Suburbii nie stanęli na wysokości zadania. To zajęci sobą ludzie, którzy zapomnieli o dzieciach, albo uwikłani we własne problemy, również uzależnienia, na dzieci nie mają czasu. Przeszkadzają im i, co znamienne dla filmowej wymowy, nie przejmują się ich ucieczkami, zaginięciem etc. Dla tych dzieciaków subkultury i wspólne życie w zdemolowanym domu to ostatni bastion anarchii, wolności, dla niektórych dzieciństwa. Tylko tak mogą powiedzieć „dość”. Dość upokarzania, wytykania i poniżania. To nie jest substytut, a najczęściej jedyna prawdziwa rodzina.

Penelope Spheeris sfilmowała ich historię z dużą wrażliwością portretując upadki, chwile radości, a najczęściej smutku. Fabularnie opowieść krąży wokół squatu i ludzi, którym squat przeszkadza, bo nie wpisuje się w „normy’ i estetykę szarego osiedla. Penelope Spheeris, dla której Suburbia była pełnometrażowym debiutem (nikt już chyba nie pamięta owianego dziwnymi wydarzeniami filmu Uncle Tom’s Fairy Tales z Richardem Pryorem z 1969 roku) przedstawiła się jako twórca bardzo pewny swojej wizji. Chociaż projekt sygnowany jest producenckim nazwiskiem Rogera Cormana, to próżno tu szukać jakichkolwiek znamion godnych taniej eksploatacji, którą najczęściej król klasy B firmował. To przejmujący dramat o młodych buntownikach, nakręcony w duchu autorskiego i autentycznego przekazu. Penelope Spheeris zrobiła wiele, by uczynić swoją Suburbie bardzo wiarygodną i szczerą. Zatrudnione zostały niemal z łapanki uliczne dzieciaki, jak też kilkoro grających wówczas w rockowych kapelach naturszczyków (znalazło się na przykład miejsce dla Michaela Petera Balzary’ego znanego lepiej jako Flea z Red Hot Chilli Peppers), których sceniczne emploi tylko pomogło w nabraniu przez obraz realizmu. Filmowe wydarzenia, potyczki z ułożoną społecznością, rozróby, zostały poprzetykane prawdziwymi występami scenicznymi kilku punkowych kapel. Usłyszymy (i zobaczymy) The Vandals, T.S.O.L., D.I.

Penelope Spheeris Suburbią określiła swój twórczy charakter i podpis. Od tej pory będzie zajmowała się wyrzutkami i outsiderami, zostanie w środowisku muzycznych buntowników, nawet jeżeli będzie skłaniała się w kierunku różnych gatunków, to pewien anarchistyczny sznyt pozostanie z nią na długo. Suburbia, która od 1983 roku dorobiła się już statusu kultowego wciąż jest mało znana wśród widzów. Jako filmowy seans potrafi odrzucić brudnym obrazem, brzydkimi lokacjami, kulawą obróbką. To przede wszystkim film dla widza, który rzucając słowa „Kocham kino” nie ma na myśli tylko ładnych obrazków i dopracowanych efektów specjalnych.

Czas trwania: 94 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Penelope Spheeris
Scenariusz: Penelope Spheeris
Obsada: Chris Pedersen, Bill Coyne, Flea, Christina Beck, Andrew Pece
Zdjęcia: Tim Suhrstedt
Muzyka: Alex Gibson