Curon – sezon pierwszy

Wilki i ludzie.

Odkrywania Netfixa ciąg dalszy. Tym razem postanowiłem zerknąć na serialowe nowości. Ogrom i różnorodność produkcji oraz bogactwo podejmowanych przez nie tematów potrafi oszołomić. Moją uwagę zwrócił Curon, serial włoskiej produkcji z bieżącego roku, łączący w sobie elementy mrocznej baśni (horroru?), kryminału oraz młodzieżowej opowieści o dojrzewaniu. Gdyby to był amerykański serial zapewne za podstawę scenariusza służyłaby jakaś książka lub opowiadanie autorstwa Stephena Kinga i nazwisko tego cenionego pisarza byłoby zapewne użyte w promocji serialu. Tu jednak mamy dzieło autonomiczne, choć już na pierwszy rzut oka widać, że czerpiące pełnymi garściami od produkcji zza oceanu. Amerykańskie inspiracje połączone z europejską wrażliwością? Zawsze lubiłem takie połączenia, dlatego postanowiłem dać serialowi szansę. Czy spełnił moje oczekiwania? Niestety, tylko częściowo.

Powrót w mroczne miejsce. 

Nastoletnie bliźnięta Mauro (Federico Russo) i Daria (Margherita Morchio) nie mają łatwego życia. Wspólnie ze swoją matką, Anną (Valeria Bilello), wyrwali się właśnie z toksycznej rodziny. Teraz uciekają z Mediolanu przed agresywnym ojcem i mężem, Pietro (Giulio Cristini) licząc, że znajdą schronienie w rodzinnym miasteczku Anny – tytułowym Curon. Dla matki bliźniąt powrót w rodzinne strony po 17 latach jest szczególnie trudny, bo to właśnie tu, w niewyjaśnionych okolicznościach, matka Anny popełniła samobójstwo. Co gorsza, kobietę od lat prześladuje koszmar, w którym to ona zabija swoją matkę. Nie mając jednak innego miejsca, do którego mogliby się udać, rodzina pragnie zatrzymać się w starym hotelu należącym do ojca Anny, Thomasa (Luca Lionello). Ten, w najmniejszym stopniu nie cieszy się z przybycia córki z wnukami, ale po długich namowach zgadza się przyjąć ich, jednak tylko na jedną noc. Jakby samo to nie było wystarczająco dziwne, Thomas sprawia wrażenie, jakby coś ukrywał. Nie pozwala zaglądać do niektórych pokojów, a przed domem trzyma w zagrodzie wilka. „Zabrał mojego psa, więc ja zabrałem jego” – tłumaczy zdziwionej rodzinie. Samo miasto również sprawia wrażenie, jakby było przeklęte. „Czemu wszędzie wokół jest pełno świec i krzyży?” – pyta jeden z bohaterów. „Odstraszają cienie” – odpowiada tajemniczo Thomas. Jednak największą grozę w sercach mieszkańców Curon budzi znajdujące się nieopodal jezioro, z którego wystaje wieża starego kościoła z dzwonnicą, na której nie ma dzwonu. Według legendy, osoba, która usłyszy w nocy dźwięk dzwonu, wkrótce umrze. Następnego dnia Anna znika, a w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jeśli chcą odnaleźć swoją matkę, Mauro i Daria będą musieli nie tylko zmierzyć się z przeszłością własnej rodziny, ale także poznać naturę wiszącej nad miastem klątwy.

Postacie ważniejsze niż historia. 

Wyjściowy pomysł jest dość prosty. Mamy rodzinne tajemnice, zbrodnie, niezaleczone rany i złe moce, które tylko czekają na dobry moment, by się przebudzić. Trochę miasteczka Twin Peaks, trochę skandynawskiego kryminału o odkrywaniu mrocznych tajemnic ludzi i miejsc, nieco dramatu obyczajowego o nieprzepracowanych rodzinnych relacjach zaprawionego odrobiną horroru, wszystko to okraszone opowieścią o dorastaniu i poszukiwaniu własnego miejsca w świecie. Curon to, bez wątpienia, ciekawy przykład, jak kino europejskie próbuje powielać, ale też na swój sposób interpretować, kino (przede wszystkim) amerykańskie. Włosi wyraźnie sięgają po dobrze nam znane schematy, rozwiązania i narracyjne tropy, jednak dodają do tego pewną własną wrażliwość. O ile kino amerykańskie skupia się przede wszystkim na wydarzeniach i opisywanej historii, o tyle w europejskim zawsze najważniejsze są postacie i relacje między nimi. Podobnie jest w Curon. Sama historia, choć potrafi wciągnąć, czasem się rozłazi, a jej dramaturgiczna konstrukcja miejscami pozostawia wiele do życzenia. To, w czym włoska produkcja ewidentnie nadrabia, są ciekawe postacie. Bardzo szybko polubiłem rodzeństwo głównych bohaterów. On nieśmiały, wrażliwy i wycofany, ona pewna siebie, przebojowa i zadziorna. Jednak oboje połączeni niewidzialną, nierozerwalną więzią, wpatrzeni w siebie i potrzebni sobie nawzajem. Choć ich relacja nie jest wolna od konfliktów wynikających z dojrzewania i potrzeby znalezienia własnej przestrzeni oraz odkrycia własnego suwerennego ja, to wiemy, że w chwili próby będą mogli na siebie liczyć.

Ciekawie też prezentuje się drugi plan. Losy bohaterów przeplatają się z historią innego nastoletniego rodzeństwa: Giulia (Giulio Brizzi) i Miki (Juju Di Domenico). Mieszkają oni w Curon z apodyktycznym ojcem, Albertem (Alessandro Tedeschi) i bierną marką, Klarą (Anna Ferzetti). Miki po odkryciu swojej orientacji seksualnej musi się zmagać z homofobicznymi atakami ze strony rówieśników, a Giulio czuje, że toksyczne relacje ich rodziców coraz bardziej infekują jego relacje z siostrą. „Jestem taki jak nasz ojciec, a ty taka jak matka” – mówi z pewnym momencie do Miki.

Dwa wilki. 

Curon to przede wszystkim serial dla młodzieży, dlatego twórców interesują głównie tematy od zawsze obecne w kinie młodzieżowym. Mamy zatem opowieść o odkrywaniu własnej tożsamości i seksualności, o potrzebie akceptacji, potędze przyjaźni i o buncie wobec zastanej rzeczywistości. Jest również o konflikcie pokoleń między wierzącymi rodzicami, a laicyzującym się młodym pokoleniem – konflikcie, w którym obie strony zdają się być równie zagubione. Poza kwestiami obyczajowymi twórcy Curon kreślą filmową przypowieść o dwoistości ludzkiej duszy. „Żyją w nas dwa wilki„ – mówi w pewnym momencie jedna z postaci. „Jeden z nich jest spokojny i łagodny. Drugi jest mroczny, zły i bezwzględny. Walczą ze sobą o panowanie nad naszą duszą. Który z nich wygra? Ten którego karmimy”.

Dużymi plusami serialu są również mroczny i niepokojący klimat, ciekawa muzyka i dobre kreacje aktorskie. Jednak choć twórcom wiele się udało, to niestety nie obeszło się bez znaczących błędów, które czasem bardzo utrudniają czerpanie przyjemności z oglądania serialu.

Co przeszkadzało? 

Mój pierwszy problem z Curonem, jest ogólnym problemem, jaki mam z bardzo wieloma serialami, mianowicie jest zdecydowanie zbyt długi. Choć ma „jedynie” siedem odcinków, to, tak naprawdę, wszystko co w nim ważne i ciekawe dałoby się zmieścić w czterech, czy, od biedy, w pięciu odcinkach i wyszłoby to tej produkcji zdecydowanie na dobre. Tym bardziej, że dłuższy czas przez jaki obcujemy z tym serialem, chcąc dotrwać do finału pierwszego sezonu, jeszcze bardziej uwypukla kolejny problem, którym jest niedopracowany scenariusz. Choć sam wyjściowy pomysł jest bardzo intrygujący i aż prosi się o ciekawe rozwiniecie, to twórcy wyraźnie zdają się nie mieć na to pomysłu. W rezultacie w historii mamy ogromne dziury logiczne, a niektóre zwroty akcji są tak absurdalne, że można je skwitować jedynie krótkim „że co?!” Momentami ma się wrażenie, że ogląda się filmowy pastisz, co dla produkcji kręconej na poważnie, nie jest najlepszą rekomendacją. Sytuacji nie poprawia również finał pierwszego sezonu, nie będący niczym innym, jak zapowiedzią drugiego sezonu. Co warto podkreślić, zapowiedzią nie odpowiadającą na żadne ważne pytanie, a tylko dokładającą nowe znaki zapytania. Ten zabieg jest jedną z tych rzeczy, których wyjątkowo nie lubię w serialach.

To wszystko powoduje, że Curon jest produkcją niedoskonałą, serialem, który łatwo odrzucić, skrytykować, a nawet wyśmiać. Ja jednak czasu z nim spędzonego nie żałuję. Polubiłem jego bohaterów, którzy są postaciami z krwi i kości. Owszem bywają nierozważni, zbyt pewni siebie, czy nawet irytujący, ale czy my sami w ich wieku tacy nie bywaliśmy? Jednak przede wszystkim najbardziej w Curon lubię to, że to jest kino wierzące w człowieka i siłę międzyludzkich relacji. W czasach, gdy, szczególnie kino grozy, oferuje nam historie, w których wszelkie relacje międzyludzkie ulegają rozpadowi, a człowiek jest dla innego człowieka przede wszystkim zagrożeniem, to jednak miła odmiana. To także dla mnie wystarczający powód bym, mimo niedociągnięć pierwszego sezonu, dał szansę ewentualnemu drugiemu sezonowi – a przynajmniej jego pierwszym odcinkom.

Marek Nowak

Czas trwania: 7 epizodów
Gatunek: dramat, fantasy
Reżyseria: Fabio Mollo, Lyda Patitucci
Scenariusz: Ezio Abbate, Ivano Fachin, Giovanni Galassi, Tommaso Matano
Obsada: Luca Lionello, Federico Russo, Anna Ferzetti, Alessandro Tedeschi, Giulio Brizzi
Zdjęcia: Benjamin Maier
Muzyka: Giorgio Giampà, Ginevra Nervi, Carmelo Emanuele Patti