Powstrzymać mrok

Pewnie każdy czytelnik zabierający się za kolejną recenzję o Powstrzymać mrok będzie mieć nadzieję, że dostanie odpowiedź na pytanie co przed chwilą lub całkiem niedawno obejrzał na Netflix. Również i ja chciałbym to wiedzieć. Być może wszystko rozjaśniłby nieco literacki pierwowzór Williama Giraldiego, na którym oparto scenariusz? I chociaż sama analiza filmowej treści może w pewnym momencie nastręczać problemów, to już o całym tytule wypada się wypowiadać przynajmniej ciepło.

Oto w jednej z wiosek na Alasce wilki porwały dziecko. Nie pierwszy raz, ale w tym przypadku do akcji zostaje włączony ekspert od tych drapieżników, badacz i człowiek, który zwierzęta i naturalny rytm dyktowany przez prawa przyrody traktuje z największym szacunkiem. Przyjeżdża na miejsce i ugina się pod nawałem wydarzeń, którym człowiek cywilizowany nie jest w stanie sprostać i zrozumieć.

Na wstępie trzeba już napisać, że reżyser Jeremy Saulnier nie ułatwia niczego. Nie ułatwia odbioru, nie przymila się do widza i nie wprowadza do Powstrzymać mrok. Jesteśmy w nim od razu, w miejscu i czasie, gdzie na równej płaszczyźnie istnieje świat rzeczywisty, czyli tu i teraz, ludzie, problemy, policja, wojna w Afganistanie, a obok coś niepojętego, obcego, mrocznego, a po seansie nie jestem pewny czy złego.

Powstrzymać mrok to z pewnością najbardziej ambitny tytuł Saulniera, amerykańskiego filmowca, który sprawił nie lada niespodziankę fanom kina gatunkowego swoim Green Room, czy jeszcze większą wcześniejszym Blue Ruin (pierwszy to brudne home invasion przechodzące w slasher, drugi to gęsty thriller, a przede wszystkim kino zemsty). Oba obrazy były jasne i przejrzyste, nawet jeżeli gwałtowne, brutalne, to z bohaterami określonymi, motywami, które w mig można było rozpoznać, a tym samym szybko opowiedzieć się po właściwej stronie. W Powstrzymywać mrok Saulnier zburzył pewien porządek rzeczy i chociaż najbliżej tytułowi do szeroko rozumianego kina grozy, najchętniej rozmawiałbym o nim jako o fantasy, baśni dla dorosłych.

Ja, chociaż rozumiem rytm i styl Saulniera, nie jestem w stanie mówić o filmie inaczej jak o niezłej próbie stworzenia czegoś nowego. Próbie, bo przy całej zaaranżowanej oryginalności ucierpiała gdzieś sama historia, płynność i tempo. Groza, chociaż przedziera się przez każde ujęcie, jest tu niczym więcej niż atmosferą wygarniętą raczej siłą środków formalnych i tematem. Nierzeczywistość, która rozciąga się od pierwszych sekwencji stawia miejsce akcji, Alaskę, jako obszar z pogranicza realności a bezlitosnego miejsca, w którym słowa „dobro”, „zło” gubią się, potykają, w końcu znikają pod ziemią. Trzeba tu rozpatrywać seans pod kątem symboliki i pewnej metafory ludzkiej kondycji psychicznej. Horror, który wygląda spomiędzy wersów dotyczy raczej tego, co dzieje się z człowiekiem, który upada, popada w obłęd, jest wściekły, w końcu zatraca się w szaleństwie…

6+/10

6/10 - niezły

Czas trwania: 125 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Jeremy Saulnier
Scenariusz: Macon Blair, William Giraldi (powieść)
Obsada: Alexander Skarsgård, Julian Black Antelope, James Badge Dale, Jeffrey Wright, Riley Keough
Zdjęcia: Magnus Nordenhof Jønck
Muzyka: Brooke Blair, Will Blair