Peter Berg

Peter BergUrodzony 11 marca, Peter Berg

Przede wszystkim aktor, i to nawet niezły. Tylko nigdy nie dostał szansy na porządny scenariusz. Nikt też nie wyciągnął z niego maksimum aktorskich możliwości. Niemniej darzę go sympatią. Urodzony w Nowym Jorku, ma jednak taki lekko irlandzki, zadziorny wyraz twarzy. Przed kamerą pojawił się po raz pierwszy w serialu 21 Jump Street (no proszę jaka kuźnia talentów). Nie da się ukryć, że znika w tłumie lepiej opłacanych i bardziej charakterystycznych aktorów. Z wielu filmów, w których go widziałem najbardziej zapadł mi w pamięci swoją rolą w The Great White Hype (zjechana przez krytykę komedia o wielkiej nadziei białego boksu).


Jednak nie spotkaliśmy się tu, by gaworzyć o Bergu aktorze, lecz o Bergu reżyserze. Na tym polu jawi się obraz twórcy robiącego ciągle postępy w swoim fachu 🙂 Przyjął już krytykę na klatę za swój blockbuster i poszedł dalej. Osobną kwestią jest dla kogo Berg kręci swoje filmy. Według mnie głównym odbiorcą jest mężczyzna po 30-ste z kumplami na kanapie i z browarem w ręce. Czyli dla mnie, chociaż ani kumpli, ani piwa nie widzę 🙂 W jego filmach często pojawiają się akcenty militarne o zacięciu patriotycznym. Zresztą, jak widać po rankingu, w tematach z akcentami wojskowymi czuje się najlepiej. Nie wiem czy Peter odwiedzi tę stronę, jednak dwa pierwsze miejsca powinny mu dać do myślenia…

Cała obejrzana filmografia, wraz z subiektywnymi ocenami w liście poniżej. Zachęcam do komentowania i dzielenia się opinią o swoich ulubionych filmach Petera Berga.

    MIEJSCE  6   

Battleship - Battleship: Bitwa o Ziemie (2012)

Battleship – Battleship: Bitwa o Ziemie (2012). Totalnie zepsuty blockbuster. Naciągana czwóreczka za Rihannę w obsadzie. Żartuję! Potencjał był, bo zawsze jest w najeździe obcych na naszą piękną planetę. O tym właśnie opowiada film, który chciał zapewne być przebojem kasowym. Przebojem nie był. Kosztujący ponad 200 milionów dolarów (?!) film tonął tak szybko, jak stateczki w starciu z obcymi na ekranie. Wprawdzie rynek międzynarodowy pozwolił w końcu na zamknięcie salda na plusie, ale po otwarciu rzędu 20 milionów dolarów Bergowi z pewnością zrobiło się gorąco. A może to nie jest zepsuty blockbuster, tylko raczej tytuł idealnie wpisujący się w ramy tego kinowego terminu? Fabułę można skrócić w jednym zdaniu. Atakują obcy, a czoła im stawia amerykańska flota. Są flagi łopoczące na wietrze, jest duch Michaela Baya unoszący się nad produkcją, w końcu są pełne patosu zgony. No i masa CGI. Nie wiem czy aktorzy w ogóle jechali na plan zdjęciowy, czy po prostu wstawili im do każdej willi zielone tło, a później wycięli ich i wstawili na te statki. Nie podobało mi się. A ta naciągana czwóreczka to za Alexandra Skarsgårda w obsadzie. Przecież nie podskakuje się do Erica Northmana… 4/10
   MIEJSCE 5   

The Rundown - Witajcie w dżungli (2003)

The Rundown – Witajcie w dżungli (2003). Dwayne 'The Rock’ Johnson w dżungli na ostatniej misji. Nie jest jednak żadnym komandosem próbującym zlikwidować bossa z narkotykowego kartelu. Musi ściągnąć do Stanów syna jednego z amerykańskich bossów. Wszystko podane w komiksowym sosie. Dwayne ze swoją masą próbuje skakać, fikać i bawić się w Indianę Jonesa. Pomaga mu Sean William Scott (a raczej przeszkadza) i Rosario Dawson. Po drugiej stronie pięści stoi Christopher Walken wyzyskujący okoliczną ludność do wydobywania drogocennego kruszcu. Średnia przygodówka opatrzona fajnymi miejscówkami i kilkoma przegięciami. Przez cały film 'The Rock’ marudzi, że nie tyka broni, bo dzieją się 'złe rzeczy’. Widz czeka na to jedno wielkie pierdolnięcie, bo przecież wiadomym jest, że w końcu będzie zmuszony do sięgnięcia po spluwę. Gdy w końcu idzie przez miasto ze strzelbami pod pachą, akcja totalnie siada, chociaż Johnson i tak wtedy wygląda najlepiej. Nie da się ukryć, że sceny gdy wypełnia 3/4 ekranu idąc frontem do obiektywu są najlepsze 🙂 Recenzja tutaj 5/10

   MIEJSCE 4   

Very Bad Things - Gorzej być nie może (1998)

Very Bad Things – Gorzej być nie może (1998). Reżyserski debiut Petera Berga. Jestem ciekawy jak by wyglądały kolejne filmowe światy kreowane przez twórcę, gdyby poszedł drogą wytyczoną przez debiut. Niezła opowieść o niefortunnych skutkach nie do końca dobrze zorganizowanego wieczoru kawalerskiego. Właśnie po takiej imprezie ginie zaproszona dziewczyna (jedna z tych, która ma rozruszać osowiałe towarzystwo). W jednej z głównych ról wystąpił Christian Slater, do którego występów podchodzę raczej bezkrytycznie. Tutaj doskonale odnalazł się klimacie czarnej komedii. Tytuł polskiego dystrybutora świetnie oddaje ciąg przyczynowo skutkowy kolejnych źle podejmowanych decyzji. Poza Slaterem zobaczymy Cameron Diaz, Jona Favreau’a, Jeremy Piven (mój ulubiony serialowy furiat z Entourage). Peter Berg (odpowiedzialny również za scenariusz) nawciskał do swojego pierwszego pełnego metrażu masę pomysłów. Rozumiem, że niektórzy w połowie mogą powiedzieć: stop. Ja to jednak kupuję 6/10

   MIEJSCE 3   

 Hancock (2008)

Hancock (2008). Nadspodziewanie niezły, ocierający się o dobry hero movie. Hancock wkradł się na ekrany niespodziewanie i z całkiem oryginalnym podejściem do tematu namieszał w szykach blockbusterowych premier z 2008 roku. Po pierwsze zarobił i to nieźle. Po drugie scenariusz był niebanalnyzaś bohater taki… ludzki. Duża w tym zasługa odtwórcy głównej roli – Willa Smitha, który wcielił się w Johna Hancocka – ukrywającego się przed światem człowieka o nadprzyrodzonych mocach. Ukrywa się ponieważ jego ostatnie akcje nadwyrężyły trochę budżet miasta, a poza tym okazało się, że więcej z nim kłopotów niż pożytku. Teraz, razem ze specjalistą od reklamy (Jason Bateman) próbują odbudować wizerunek superbohatera. Obejrzałbym to sobie raz jeszcze… 6/10

   MIEJSCE 2   

Lone Survivor - Ocalony (2013).

Lone Survivor – Ocalony (2013). Akcja Red Wings w Afganistanie. Czterech żołnierzy jednostki Navy SEAL w czasie wycofywania się z akcji zostaje zaatakowanych przez Talibów. Dramatyczna opowieść ocalałego Marcusa Luttrella przeniesiona z sukcesem na duży ekran. Recenzja tutaj 7/10

   MIEJSCE 1   

Kingdom - Królestwo (2007)

Kingdom – Królestwo (2007). Najlepszy film Berga. Arabia Saudyjska i zamach na amerykańską bazę wojskową. Na miejsce przybywa czteroosobowa grupa dochodzeniowa FBI z Ronalde Fluery’em na czelę (Jamie Foxx). Muszą przeprowadzić śledztwo i postarać się zlokalizować zamachowca. Lokalne władze utrudniają oczywiście jak mogą poruszanie się po tytułowym królestwie… Dwie sprawy, które sprawiają, że Kingdom wysuwa się na prowadzenie w dorobku reżyserskim Berga. Świetne zdjęcia autorstwa Mauro Fiora – zdobywcy Oscara za Avatara (eee?). Bardzo dobry montaż i dźwięk – kule latają wszędzie: za widzem, przed widzem, przez widza. W strzelaninach widz czuje się jak jeden z biorących udział w akcji. Może intryga nie wyrasta na jakąś wielce skomplikowaną zagadkę kryminalną, jednak dzięki sprawnej reżyserii, zdjęciom i diabelskiemu skwarowi, który towarzyszy do ostatnich minut, dają nam bardzo dobry dramat sensacyjny. Poza tym czuć tutaj rękę producenta – Michaela Manna, no i finał jest całkiem wzruszający. 8/10

Nie widziałem jednego tytułu – Friday Night Lights, czyli Światłła stadionów (2004). Film opowiadający o kolejnej miłości mieszkańców Ameryki Północnej – amerykańskim futbolu. Bez dwóch zdań obejrzę, bo chociaż zasad do końca nie rozumiem, widowisko jako takie bardzo mnie fascynuje.

Friday Night Lights, czyli Światłła stadionów (2004)
A jak układa się Wasza lista Berga?