Sanatorium pod klepsydrą

Żeby dobrze zrozumieć fantasmagorie Hasa, warto rozpatrzeć samo znaczenie tytułu. Sanatorium pod klepsydrą jest opowieścią poza czasem. Klepsydra oznacza upływ tegoż, ale bywa też powiadomieniem o śmierci.

Podróż bohatera ścieżką własnych losów jest akurat łatwa do zinterpretowania. O tym przecież jest film. Ale umiejscowienie tego konkretnego miejsca pod tytułową klepsydrą, to zadanie kłamu tradycyjnie pojmowanemu biegowi czasu. Czas tu nie istnieje. Albo inaczej, bohater jest poza nim, w miejscu które nasycone jest elementami przypominającymi sen. To swoista strefa mroku, oniryczna, tajemnicza, a on, bohater, karmiony jest odpryskami z własnego życiorysu w chaotycznym biegu przez meandry własnych wspomnień.

Sanatorium pod klepsydrąSanatorium pod klepsydrą jak senna mara.

Józef wyprawę zaczyna w pociągu. Wolnym krokiem przemieszcza się po przedziałach, które jawią się jako miejsca fantastyczne, wypełnione reliktami, dziwnymi przedmiotami, również artefaktami z innych światów. Sam konduktor (z błękitnymi przeszklonymi oczami, prawdopodobnie niewidomy), jak Charon służy za przewodnika. To on przeprowadza Józefa do świata zmarłych. Tak, Sanatorium pod klepsydrą to spacer po krainie, która już nie istnieje. Znamienne są kolejne sceny, gdy Józef przechodzi przez stary cmentarz (kolejny portal?). Potem już tylko ten ogromny gmach, niby opuszczony, a jednak wypełniony wspomnieniami.

To najpiękniejszy film w polskiej kinematografii, w którym Wojciech Jerzy Has całkowicie poskromił obraz i dźwięk. Nie ma tu miejsca na niedomówienia na filmowej kliszy, każdy fragment w montażu, każde miejsce na scenografii, element charakteryzacji, wydaje się być w pełni przemyślany przez twórcę i naczelnego wodza projektu. To pod batutą Hasa, autor zdjęć Witold Sobociński stworzył tak piękne obrazy.

Po zakrętach własnego życia.

O Sanatorium pod klepsydrą krytycy i widzowie najczęściej mówią i piszą w kontekście arcydzieła (choć pierwsze przyjęcie było chłodne). Tak, pod wieloma względami jest to arcydzieło, ale jest to też film niezwykle trudny w odbiorze, chociaż jednocześnie dość przejrzysty jeżeli chodzi o prowadzenie fabuły i postaci (zupełnie inny niż późniejsze nieczytelne dzieła Hasa, niejako kręcone w podobnych tonacjach).

Sprawa „przyjemnego” odbioru Sanatorium pod klepsydrą może wynikać z tego, że widz, nawet jeżeli jest zagubiony (podobnie jak główny bohater, który też ma prawo być zagubiony), to jednak atmosfera jest na tyle olśniewająca, że całe przesłanie może (choć nie musi) zejść na drugi plan.

Has oczywiście nie ma zamiaru niczego ułatwiać. Jeżeli widzowi wystarczy piękna poetycka podróż przez świat snów, proszę bardzo. Jeżeli widz okaże się na tyle cierpliwy, by wyciągnąć z dzieła więcej, tym lepiej. Pozbawiony linearnej narracji jest jednocześnie ciągiem metafor, szalonym biegiem przez wizualny labirynt pełen symboliki.

Surrealistyczna podróż, która jest luźną adaptacją prozy Brunona Schulza i dzisiaj robi piorunujące wrażenie. Nie ma drugiego takiego utworu w naszej kinematografii, który przedstawia się podobnym gęstym barokowym przepychem. Światło, kolor, imponujące scenografie. Sanatorium pod klepsydrą to jedno z najbardziej niezwykłych i wizjonerskich dzieł polskiego kina i film, w którym logika snu zastępuje realizm, a przestrzeń i czas ulegają nieustannym deformacjom.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 120 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Wojciech Jerzy Has
Scenariusz: Wojciech Jerzy Has
Obsada: Jan Nowicki, Tadeusz Kondrat, Irena Orska, Gustaw Holoubek
Zdjęcia: Witold Sobociński
Muzyka: Jerzy Maksymiuk