Gdy myślisz o gatunku fantasy, jesteś w stanie przywołać w mig wiele tytułów i schematów którymi karmiłeś swoją wyobraźnię całymi latami. Filmowe seanse, czy lektury książek dostarczały tych wszystkich niesamowitych opowieści i sądzisz zapewne że trudno cię czymś zaskoczyć. Zapewniam, że żadne dotychczasowe doświadczenie nie przygotuje cię na historię z komiksu Ja, smok (nawet jeżeli takie motywy jak zdrada, miłość, zemsta były fundamentami od zawsze)..
Całymi latami zatem budowaliśmy sobie wspomniane schematy. Jakaś podróż, heros, heroina. Jeśli smoki to walki z nimi, albo przymierze, przeważnie jakaś podróż w kierunku celu, wrzucenie pierścienia do wulkanu, albo zgładzenie potwora. Nie tutaj. Ja, smok to historia jednego oblężenia. Tak, 192 strony o jednym podejściu pod mury Rosentall.
Zdesperowana prawowita królowa tych ziem (tak twierdzi) Made Trofen, wraz z dwójką swoich synów i armią najemników stoi u podnóża twierdzy. Nikt do tej pory nie był w stanie sforsować bram i murów, ale Made Troffen „nikim” na pewno nie jest.
„Półmrok skrywał żywe emocje, jakie targały nią na myśl, że powraca znów do Rosentall. Dwadzieścia lat czekała na wyrównanie starych rachunków”.
Wykorzysta wszystkie dostępne fortele. Jest okrutna, jest rzeczywiście zdesperowana, ma za sobą ponurą historię. Jednak tutaj, w komiksie Ja, smok, nie ma prostych rozwiązań. Trudno wprost napisać, kto jest dobry, kto jest zły. Na pewno wszyscy potrafią być bezwzględni. Muszą być, by dopiąć swego.
Gwałt, przemoc, bezwzględność. Historia jednego oblężenia.
A co dalej? Dalej jest groźny wulkan z drzemiącym smokiem, który może wspomóc lub zignorować konflikt. Jest też tajemnicza żelazna księga, która może odwrócić losy bitwy. Są też stare niesnaski, szalony syn króla, no i przeszłość. Przeszłość jest tu najważniejsza, to ona jest kluczem tej opowieści. W trakcie oblężenia poznamy całą historię.
Z jednej strony Ja, smok ma w sobie ten epicki rozmach fantasy. Są bitwy, mocne brutalne sceny, smoki latają, zieją ogniem. Szala przechyla się to na jedną, to na drugą stronę kilka razy. Oblężenie trwa, ale najwięcej rozgrywa się za kulisami i w retrospekcjach. Świetny przy retrospekcjach patent zastosował Gimenez. To decyzja o użyciu jednego koloru, który w jednym kadrze ponownie przechodzi na wielobarwną sekwencję. Z drugiej strony cała treść to intymna historia o rodzinie, o niewinności i uczuciach.
Gęsty, epicki, bardzo wytrawny.
Juan Gimenez zmarły w 2020 roku argentyński artysta ilustruje z rozmachem. Są to jednocześnie ilustracje bardzo ciężkie, rozmach jest tu imponujący, rysunki są pełne detali, kolorów doskonale imitujących różne faktury (stal, skóra etc.). Trudno znaleźć wolną przestrzeń, całość może sprawiać wrażenie ilustracji chaotycznej. Ale to jest ten styl, w pełni podyktowany starej szkole. Innymi słowy, widać tu rękę artysty, niepowtarzalność, różne kontury, jakby kilka warstw. Gimenes rysuje grubą kreską, często wychodzącą z bujnego szkicu. Dużo tu zgniłych barw, zieleni i brązów. To jest piękne, ale jednocześnie bardzo moim zdaniem wytrawne i przeznaczone dla koneserów. Jestem ciekawy jak Gimenez wypada w estetyce science-fiction. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że kreska w Ja, smok może nie zachwycić wszystkich. Ten gęsty styl rysunku przenosi się też na atmosferę związaną z fabułą. Ilość cierpienia w tej historii i bólu przeniesionego z pokolenia na pokolenie jest znacząca.
To dobry komiks, intensywny w swoim przedstawianiu kolejnych wątków. Wiele tu też wściekłości, zwrotów akcji, ale ciągle skupionych wokół tego jednego wydarzenia, oblężenia Rosentall i smoków krążących wokół.
To kolejny tytuł wznowiony w linii wydawniczej ’10 lat Scream Comics’. Zwracam Wam szczególnie uwagę na to wydanie. Powiększony format, pięknie nałożony lakier, zdobienia. W zasadzie taka sama wysoka jakość jak w omawianej już Żyjącej śmierci.
Rysunki: Juan Gimenez
Tłumaczenie: Jakub Syty
Redakcja: Anna Hirsz, Anita Jachimowicz
Korekta: Anita Jachimowicz
DTP: Krzysztof Kaźmierczak
Ilość stron: 192
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Scream Comics
Format: 275 x 370 mm

