Sonny Hayes (Brad Pitt) z F1: Film to nikt inny jak Pete „Maverick” Mitchell z filmu Top Gun Maverick (oba zostały wyreżyserowane przez Josepha Kosinskiego). Co łączy tych dwóch mężczyzn? Poza wiekiem, wiele rzeczy. Maverick i Hayes są krnąbrni, obdarzeni niezwykłą charyzmą, z umiejętnościami które można uzyskać tylko na polu walki (w walce z przeciwnikiem, albo w walce z innymi kierowcami na torze). Obaj należą do staro amerykańskiego mitu wykutego jeszcze w czasach Dzikiego Zachodu. Tak, to współcześni kowboje, którzy całe swoje życie zamykają w marynarskim worku przewieszonym przez ramię. W starych dżinsach idą do nowej roboty, wsiadają do nowej maszyny i kradną show.
Czy to bolid Formuły 1, czy Boeing F/A-18E/F Super Hornet, nie ma to znaczenia. Wszyscy są w nich wpatrzeni jak w obrazek czegoś, co przemija (i już wypada tęsknić), ale wciąż wygląda doskonale. Wiek to tylko liczba, taki powinien być slogan promujący oba filmy. I ja w to wierzę.
F1: Film, czyli sam przeciw wszystkim
A ponieważ Joseph Kosinski odrobił lekcje w 2022 roku przy okazji Top Gun: Maverick i dał mi wówczas potężnego nostalgicznego kopa, byłem raczej spokojny o brzmienie i nastrój F1: Film.
Biorąc pod uwagę, jak jestem daleko od zachwycania się samym zjawiskiem Formuły 1, jest to nawet zabawne. Tak, jestem totalnym ignorantem w tej materii. Mógłbym oglądać wyścigi z kilku sezonów (z przełomu kilku dekad) i ktoś mógłby mi wmówić, że to ten sam weekend na torze. Uwierzyłbym na słowo. Jednak F1: Film jest na tyle dobrze zrealizowany, że potrafi szczerze zaangażować. Nie połknąłem bakcyla, ale śledziłem z dużym zainteresowaniem.
Koronkowa robota, spektakularne widowisko.
Oczywiście wciąż nie mogę zrozumieć, o co tyle krzyku, bo widząc (teraz nawet dokładniej) całe zaplecze, rzesze pracowników, sprzęt, tor który utrzymywany jest w tym doskonałym stanie przez cały rok, kolejnych pracowników, ekipę, całą logistykę (przemieszczania się po różnych kontynentach), to liczby mi się nie zgadzają. Zdaję sobie sprawę, że promocja, prawa do transmisji, gadżety, nagrody pieniężne, jeszcze raz reklama, to wszystko generuje dochody, ale… ale ja wciąż widzę tam studnię z kosztami bez dna. I na to wszystko wchodzi Sonny Hayes, który ze swoją nonszalancką postawą rozwala poukładaną grupę.
Tak, nie ukrywam, mam problem z tą postacią. Naraża się na wypadki (jak Maverick), za nic ma sobie reguły, wykorzystuje jakieś domowe patenty na wyścigi, ryzykuje życie swoje i życie przeciwników na torze. Jest hazardzistą, dosłownie i w przenośni. Hazardziście nie można powierzyć takiej odpowiedzialności, gdy z pewnym ograniczeniem własnego ośrodka ryzyka, niejednokrotnie stawia na szali dobro całego teamu. Z drugiej strony, tacy ludzie inspirują, pokazują dobry kierunek, a w Formule 1 zostają mistrzami.
Pod wieloma względami to fascynujący film (wyścig, nawet w warunkach domowych, ma w każdym momencie spektakularny wymiar), chce się o nim rozmawiać zarówno w kwestii samej dyscypliny sportowej, jak i właśnie w kwestii takich osób jak on, Maverick tego toru. Cała reszta to smakowity kąsek dla prawdziwych fanów Formuły 1. Są pewnie i autentyczne postaci z branży, prawdziwe bolidy, te miejsca, ci sponsorzy, masa fantastycznych spraw dla widzów kibiców.
Gatunek: dramat, sportowy
Reżyseria: Joseph Kosinski
Scenariusz: Ehren Kruger
Obsada: Brad Pitt, Damson Idris, Kerry Condon, Tobias Menzies, Javier Bardem
Zdjęcia: Claudio Miranda
Muzyka: Hans Zimmer

