Top Gun: Maverick

Dzieciak potrzebuje Mavericka. To jedna z wielu kluczowych kwestii, która pada w trakcie filmu Top Gun: Maverick. Dlaczego wybrałem tą konkretną? Przy „dzieciak potrzebuje Mavericka”, trzeba od razu odbić piłeczkę, bo przecież „Maverick potrzebuje dzieciaka”. I o tym  przede wszystkim jest sequel filmu Top Gun, a ja odbieram to bardzo osobiście, również w odniesieniu do rodziny. Pada tu całkiem sporo ważnych kwestii, ale do mnie trafiło najbardziej o pokoleniowych różnicach i o tym, że nie tyle możemy, co musimy się uzupełniać (i wspierać), żeby przetrwać. Wiąże się z tym wiele, jak również to, że musimy czasem odpuścić, wpuścić kogoś do gry, zaufać mu.

Film, który dostarczył mi frajdy od pierwszego kadru, ba, od pierwszego dźwięku i utrzymywał uwagę do samego końca, mogę ocenić tylko wysoko. Top Gun: Maverick dał mi więc wiele wzruszeń, był zabawny, a o tym, że jest „samoświadomy” przeczytacie pewnie w co najmniej kilku miejscach wraz z rozwinięciem. Top Gun: Maverick zmierzył się ze sporym kultem (o tym za chwilę) i sprostał mu. Nie napiszę, że jest lepszy od pierwszej części. Obie są bardzo ważne, uzupełniają się (znowu te pokolenia). Patrzą na siebie, a ja po sequelu mam ochotę na powtórkę hitu sprzed lat. I cieszę się jednocześnie, że wciąż daleko mi do bycia cholernym cynikiem, który zacząłby od szukania wad. Ja takich nie widzę.

Mam kumpla, który był trzy lata temu w Nowym Jorku i trafił do sklepu z gadżetami z filmu Top Gun. Cały sklep sporego metrażu wypchany gadżetami z Top Gun. O czym tylko pomyślisz, miało logo Top Gun. Co chcę przez to napisać? To, że nawet nie zdajemy sobie być może sprawy, jakim kultem (poszanowaniem, tradycją) cieszy się ta marka za oceanem. Taki sklep ma rację bytu i pewnie wciąż zarabia na siebie 35 lat po premierze filmu Tony’ego Scotta. Dziwię się więc, że tak długo czekaliśmy na sequel. Pewnie zdajecie sobie też sprawę co Top Gun zrobił dla armii Stanów Zjednoczonych i że rekrutacja do marynarki wojennej zwiększyła się wówczas o 500%, a punkty rekrutacyjne stawiano przy kasach kinowych. A może jest tak, że skoro mówi się o kolejnej Zimnej Wojnie, Top Gun: Maverick znowu trafił w swój czas? Chociaż fabuła nie wskazuje konkretnej strony konfliktu (w fabule z grubsza chodzi o likwidację ważnego celu, a Maverick ma przeszkolić grupę uderzeniową, tyle ze spoilerów), to kilka wskazówek jasno wskazuje gdzie odbywa się walka i jaka jest stawka.

Top Gunie Tony’ego Scotta pisano wiele złych rzeczy. Wyśmiewano naciąganą historię, kiczowate sceny, patos itd. Można się z tym wszystkim zgodzić i można jednocześnie, przy tylu wadach, Top Gun kochać. A ja na przykład Top Gun kocham niezmiennie od 35 lat, a teraz dołączył do niego Top Gun: Maverick, chociaż do tytułu podchodziłem z delikatną rezerwą. Skąd ta rezerwa? Nie wierzyłem w reżysera Josepha Kosinskiego i wciąż mam gdzieś z tyłu głowy, że słowo decydujące mogłoby należeć do niego, a przecież przy takim tytule wypadałoby zatrudnić starego wygę. Wciąż zapominam, że przy budżecie 150 milionów dolarów, reżyser jest tylko pionkiem, jak bardzo walecznym, zależy już od niego. Kosinskiego natomiast do szczególnie walecznych nie zaliczałem. Wprawdzie ma na koncie nie najgorsze Tron: Dziedzictwo, ale przecież przydarzyła się Niepamięć, która na szczęście w niepamięci się pogrążyła, no i był Tylko dla odważnych, który oceniam dobrze, ale tylko ze względu na seans podczas Camerimage, gdzie ocenę podniosła być może festiwalowa atmosfera.

Top Gun: Maverick zaskoczył jednak jako praca zbiorowa, ale do boju, widać to wyraźnie, poderwał wszystkich tak naprawdę jeden człowiek, uwielbiany (tu uwielbiany, tam szykanowany) Tom Cruise. Top Gun: Maverick to jego kolejny sprawdzian, który zdał z wyróżnieniem. Jest, przepraszam, pieprzoną ikoną amerykańskiego kina, pomnikowym przykładem aktora, o którym pisało się najczęściej „najlepiej zarabiający aktor w Hollywood” i ja cieszę się, że wciąż jest z nami. Tym filmem Tom Cruise mówi też o tym dlaczego dla niego osobiście łamanie limitów jest tak ważne. To też informacja dla filmowców, że o jak trudną rzecz go poprosisz, on będzie w stanie to zrobić. Lepiej niż ty. Nie gloryfikuje go jako człowieka, ale jako kinowego bohatera. To świetny film, wspaniały powrót, kolejny zastrzyk nostalgii, której przecież potrzebujemy dzisiaj jak tlenu. Czasem nawet bardziej.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 131 min
Gatunek: akcja, dramat
Reżyseria: Joseph Kosinski
Scenariusz: Peter Craig, Justin Marks
Obsada: Tom Cruise, Miles Teller, Jennifer Connelly, Jon Hamm, Glen Powell, Lewis Pullman, Ed Harris
Zdjęcia: Claudio Miranda, Trevor Fulks
Muzyka: Harold Faltermeyer, Hans Zimmer, Lady Gaga

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?