Rok 2002, schyłek ery VHS. W wypożyczalniach wciąż można zaopatrzyć się w kasety wideo, ale już nie jestem pewny, czy Champion na VHS się ukazał (czy jednak tylko DVD). Znak czasów. Natomiast w amerykańskich kinach Champion nie radził sobie najlepiej, sukces przyszedł wraz z wejściem tytułu do ofert w wypożyczalniach. I wprawdzie XXI wiek już nastał, ale Walter Hill nic sobie z tego nie robił, kręcił tak jak kręciło się w latach 90., męsko, prosto, z siniakami.
Inspiracją do powstania Championa była sprawa Mike’a Tysona, kiedy to bokser w 1991 roku został oskarżony o gwałt. Hill razem ze swoim scenarzystą Davidem Gilerem zastanawiali się, co by było gdyby mistrz tej klasy został wtrącony do więzienia o zaostrzonym rygorze i musiał stanąć na ringu już w zakładzie karnym. A później wcielili swój plan w życie, to znaczy niewinną z początku rozmowę przenieśli na scenariusz.
Kolejna solidna robota Waltera Hilla.
Punkt wyjścia jest więc znany, chociaż w filmowej fabule nie chodzi rzecz jasna o Tysona. W Championie mamy innego mistrza. Jest nim George „The Iceman” Chambers (Ving Rhames). Krnąbrny, pewny siebie, niekwestionowany mistrz wagi ciężkiej. Sam utrzymuje, że jest niewinny (sprawa również dotyczy gwałtu), ale sędzia jest nieugięty. Co robić w trakcie zaplanowanej długiej odsiadki? Cóż, są pewne prawne kruczki na skrócenie wyroku, ale najpierw trzeba stoczyć walkę na ringu w zakładzie karnym. Więźniowie mają swoją federację i swojego mistrza. To Monroe „Undisputed” Hutchen (Wesley Snipes), równie pewny siebie, ale o zdecydowanie spokojniejszej naturze. Swoje już siedział, swoje widział. Taki mistrz, milioner (choć już z długami) nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi Hutchena.
Określany głównie jako dramat sportowy jest rzeczywiście jednym z ciekawszych filmów bokserskich. Hill zgrabnie wiąże kilka wątków. Sprawa „mistrza”, który jest arogancki i ustawia do pionu największych zakapiorów jest tu głównym motywem. Ale tego samego mistrza nie da się lubić. Umiejętności ma, ale to jego omijanie więziennych reguł zaczyna doskwierać wszystkim, również, co zabawne, mnie jako widzowi.
Champion jako początek lubianej franczyzy.
Drugim wątkiem jest historia innego osadzonego, mafijnego bossa Mendy Ripsteina, prawdziwego entuzjasty walk bokserskich. Ripstein (Peter Falk) jest chodzącą bokserską encyklopedią, to on chce przede wszystkim doprowadzić do starcia tytanów i to on chce przede wszystkim na tym zyskać (zarobić).
Walka odbywa się po cichu (z dala od mediów), choć przy całym więziennym zaangażowaniu i z więzienną pompą.
Hill dużo zrobił w kwestii filmowej materii, by ta walka była mocnym angażującym spektaklem. Dobra choreografia, świetne ujęcia. Rhames, który ważył 109 kg staje do walki ze Snipesem, który wówczas miał 84 kg. Różnicy jednak nie widać, głównie dzięki umiejętnie zaaranżowanym scenom na więziennym ringu.
Znamienne jest to, że widz do końca nie wie komu mógłby kibicować. Chambers jest irytujący, brak mu pokory, Hutchen też ma swoje za uszami. Na drugim planie można dostrzec kilku świetnych aktorów. Na pewno wyróżnia się Wes Studi i Michael Rooker. To dobry film i dobra historia.To również początek dłuższej franczyzy.
Czas trwania: 90 min
Gatunek: dramat, sportowy
Reżyseria: Walter Hill
Scenariusz: David Giler, Walter Hill
Obsada: Wesley Snipes, Ving Rhames, Peter Falk, Michael Rooker, Jon Seda, Wes Studi
Zdjęcia: Lloyd Ahern II
Muzyka: Stanley Clarke

