Antananarywa

Czasem tak to bywa, że na ostatniej życiowej prostej pojawi się Antananarywa.

Nikt się tego nie spodziewał, że Amedee Petit-Jean, emerytowany notariusz, rzuci się w wir przygód. Wprawdzie próżno szukać tu gwałtownych posunięć, działania notariusza nie odznaczają się epicką brawurą, a komiks nie wychodzi z gatunkowego nurtu. Antananarywa to podróż refleksyjna, życiowe dramaty i piękny rysunek.

Gdy piszemy bowiem o przygodach, mamy gdzieś z tyłu głowy te największe i najbardziej spektakularne. Ale po prawdzie, przy konkretnym uwarunkowaniu, w pewnym wieku, przygodą może być przecież przejażdżka do innego miasta. I Antananarywa po trosze o tym jest, o szukaniu siebie, o tym, że właśnie trzeba dać sobie szansę, choćby w tym najmniej dogodnym czasie.

AntananarywaKomiks o podróży wgłąb siebie.

Amedee Petit-Jean spędził więc całe zawodowe życie za biurkiem w jednym miejscu. Nie był skory do zmian. To typ domatora, teraz schorowany, z dzienną porcją leków podawanych przez żonę która zaczyna dzień i kończy go na wyrzutach w kierunku męża. To raczej te drobne uwagi, ale one się piętrzą. I ta życiowa rutyna wieku emerytalnego dobija mężczyznę, zapada się w sobie coraz bardziej. Jedyną rozrywką jest codzienna nasiadówka u sąsiada. Och, Joseph Gaston Seigneur (dla przyjaciół Jo) to kompletne przeciwieństwo notariusza. Jo jest prawdziwym obieżyświatem. Gdzie nie był, czego nie widział? Był wszędzie, widział wszystko. I chętnie dzieli się szczegółami ze swojego życiorysu z notariuszem. Sędziwy już Jo rzeczywiście wygląda jakby asystował co najmniej poszukiwaczom zaginionej Arki, w mieszkaniu roi się od artefaktów, powieści awanturniczych i stosu komiksów z przygodami Pinpina. Tak, Pinpina tak bliźniaczo podobnego do Tintina. I notariusz z prawdziwym uwielbieniem chłonie te opowieści.

Antananarywa, czyli wychodzenie ze swojej strefy komfortu.

Coś się jednak kończy i starszy emeryt będzie musiał zakasać rękawy, wziąć na drogę tabletki, wyciągnąć z garażu auto bez przeglądu, którym ostatnio jeździł dekadę temu i rusza w drogę. To droga dosłowna, ale i metafora, bo ważniejszą podróż odbędzie on sam jako człowiek. Odnajdzie cel, wyjdzie z sypialni, trzaśnie drzwiami (nie raz!).

Antananarywa to piękna życiowa rzecz o tym, że warto czasem wstać z fotela bez względu na wiek. Można dowiedzieć się ciekawych rzeczy nie tylko o sobie, ale też o najbliższych osobach z otoczenia. Oglądanie świata z innej perspektywy, niż ze ze wspomnianego fotela, lub własnego obejścia, może przynieść ciekawe efekty. Na pewno zmienia to człowieka, nabywamy doświadczeń, wpływa to na dalsze życie (nawet jeżeli miałby to być ostatni epizod). I jeszcze raz, wiek nie ma tu nic do rzeczy. Jak nie teraz, w wieku 50, 60 czy nawet 70 lat, to kiedy?

A pisząc jeszcze o samym charakterze komiksu, to jest to tytuł który owszem jest refleksyjny, skłania do przemyśleń, ale potrafi też dostarczyć trochę uśmiechu. Rozumiecie bowiem, że na głęboką wodę wypływa staruszek, którego od czasu do czasu łupie w plecach. Zdarzają się wypadki na trasie, trzeba będzie stawić czoła wielu niewygodom, na które człowiek młodszy mógłby machnąć ręką. Jest to lektura pokrzepiająca, zabawna, ale też mocno wzruszająca. Ilustracje natomiast to piękny i czysty rysunek autorstwa Sylvaina Vallée’a z delikatną szczegółową kreską. Ogromne walory artystyczne to nie tylko pomysł na rysunki, które przypominają mi piękny animowany film zatrzymany przez wciśniętą pauzę na pilocie. Tak to wygląda, z bogatym szczegółem w mimice, fantastycznym kolorem w krajobrazie. Te większe plansze, właśnie z tym nieco odrealnionym pejzażem przypominają nam, że o przygodzie zawsze trzeba marzyć, a najlepiej wyjść czasem ze swojej strefy komfortu. Amedee Petit-Jean to zrobił.

Patryk Karwowski

Rysunki: Sylvain Vallée
Scenariusz: Mark Eacersall
Tłumaczenie: Jakub Syty
Ilość stron: 116
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Kurc
Format: 210 x 297 mm

KOMIKS OBJĘTY PATRONATEM PRZEZ 'PO NAPISACH’ .  ZNAJDZIESZ GO NA PÓŁKACH

Wydawnictwo Kurc