Jakim trzeba być twardzielem, by jako czarnoskóry mężczyzna, w latach 30. XX wieku przyjechać na południe w Stanach Zjednoczonych celem otwarcia muzycznej knajpy. Tutaj takich twardzieli jest dwóch. To bracia bliźniacy, Smoke i Stack (w podwójnej roli Michael B. Jordan). Wprawdzie pochodzą z Clarksdale w stanie Mississippi, ale już dawno stąd wyjechali. Teraz wrócili. Dlaczego? Bo lepiej walczyć z diabłem, którego się zna. Tak twierdzą. Weterani wojenni, z brutalną historia gangsterską w Chicago, z bronią pod marynarką. Wrócili i zamierzają zarobić. Otwierają z przytupem muzyczną knajpę dla lokalnej społeczności, która całe dnie spędza na polach zbierając bawełnę. Wpuszczają w żyły tej ziemi muzykę. Grają gorącego bluesa, „muzykę diabła”. A diabła dwa razy do tańca prosić nie trzeba.
Jakim trzeba być twardzielem, by napisać taki scenariusz, przebić się z projektem, zebrać 100 milionów dolarów, w końcu nakręcić film tak niezwykle pojemny, który teoretycznie jest horrorem, ale jednocześnie piękną hybrydą? Ostatni raz tak dobrze w kinie bawiłem się na filmie Mad Max: Na drodze gniewu. Stali czytelnicy zdają sobie sprawę, co to znaczy. Stali czytelnicy wiedzą jaką estymą darzę film George’a Millera
Blues czyli muzyka, która przyzywa diabła.
Przyznaję, że zapomniałem o Ryana Cooglerze. Zapomniałem, bo jeżeli ktoś podpisuje cyrograf (dwa filmy dla Marvela, czyli dwie części Czarnej Pantery) to nazwisko automatycznie mi się rozmywa. Jakoś przestaję mu wierzyć, temu reżyserowi. A przecież Coogler miał bardzo dobry start. Jego debiutancki Fruitvale Station jest mocnym dramatem, zapisem tragicznych wydarzeń z udziałem Oscara Granta. Następny film, czyli Creed to tylko potwierdzenie warsztatu. Fani cyklu Rocky dostali piękny sportowy film, Sly został wspaniale uhonorowany, legenda poszła dalej. No i przydarzyła się ta Czarna Pantera. Cóż, są fani, ja do nich nie należę. Mam już serdecznie dość tych wszystkich Marvelowskich rozwodnionych zup. A zacząłem mieć dość właśnie od czasu Czarnej pantery.
Wyjść z takich kajdan jest niezwykle trudno twórcy, który chciałby być zapamiętany jakoś inaczej niż tylko za kino superbohaterskie. Coogler dostał 100 milionów dolarów, zbił ponownie piątkę z Michaelem B. Jordanem (to z nim nakręcił swoje dwa najlepsze filmy) i na podstawie własnego scenariusza dał światu Grzeszników. Prawdopodobnie najlepszy tegoroczny film kinowy.
Napisałem, że Grzesznicy to piękna hybryda. To prawda, ale u podstawy leży zawsze horror, tutaj w znaczeniu szczególnym, bo to rzadki przypadek horroru… muzycznego. Tak, właśnie muzyka stanowi o charakterze Grzeszników.
Grzesznicy to prawdopodobnie najlepszy film tego roku.
Sam film jest przede wszystkim tą pełną ognia opowieścią o dwóch braciach, którzy wracają do rodzinnego miasteczka. Za nic mając sobie tutejsze długie tradycje z pogromami czarnoskórej społeczności, nie boją się represji i otwierają klub. Wpuszczają w żyły miasta bluesa, a pomaga im kuzyn zakochany w tej muzyce. Blues, który rzeczywiście był nazywany muzyką diabła pieści uszy, podgrzewa krew, a diabeł sam się pojawia. W ten wyśmienity sposób dostaliśmy nie tylko żywiołowe kino gatunku, które dzięki swobodnej narracji przechodzi płynnie od przygotowań, przez imprezę, po finał gdy nagle trzeba zmierzyć się w przedsionku piekła. Dostaliśmy i kino rozrywkowe, które w pewnym momencie przypomina Od zmierzchu do świtu, ale dostaliśmy też metaforę o uciśnionej społeczności, która w muzyce znajduje nie tylko ukojenie, ale odnajduje przede wszystkim ducha walki.
Czy Grzesznicy zatem to film wybitny? A jakże, w swojej konwencji to obecnie najlepsza kinowa rozrywka, film pełen serca, doskonale opowiada o wpływach muzycznych, ta warstwa jest imponująca. Ale Coogler nie zapomina też o mięsie, jest krwawo, dobitnie. Przy takich seansach odchodzi gdzieś na bok zmęczenie po całym dniu, ogląda się i zapomina o wszystkich troskach. To seans, pisząc już zupełnie kolokwialnie, który jest wybuchającą co chwilę petardą, nawet jeżeli to skomasowanie akcji przypada dopiero na finał. Wszystko po drodze do tego finału jest ważne, zajmujące, z pięknie nakreślonym czasem, miejscem i bohaterami przy których chce się stać i których chce się słuchać.
Gatunek: horror
Reżyseria: Ryan Coogler
Scenariusz: Ryan Coogler
Obsada: Michael B. Jordan, Hailee Steinfeld, Miles Caton, Jack O’Connell, Wunmi Mosaku, Jayme Lawson, Omar Miller, Delroy Lindo
Zdjęcia: Autumn Durald Arkapaw
Muzyka: Ludwig Göransson