Steven Ellison, amerykański reżyser który działa na rynku filmowym pod pseudonimem Flying Lotus porwał się na horror sci-fi, czyli z motyką na słońce. DJ, raper, sporadycznie filmowiec porwał się, ale ciosy słońcu zadał zacne. Do tej pory pana Flying Lotusa mogliśmy poznać z kilku tytułów, a najbardziej rozpoznawalną pracą może być segment pod tytułem Ozzy’s Dungeon w antologii V/H/S/99. Już samo zaproszenie Lotusa do tego projektu powinno o czymś świadczyć. Tak, Flying Lotus ma dryg o horroru, a w najnowszej produkcji, która dystrybuowana jest na platformie Amazon Prime tylko to udowadnia. Niestety, droga do tego horroru jest nieznośnie długa.
Dryg bowiem wcale nie oznacza pełnej sprawności na konkretnym polu. Owszem, horror smakuje dobrze, ale zanim dobierzemy się do farszu, musimy przegryźć się przez miałkie ciasto.
Ash to horror sci-fi, gatunek do opanowania bardzo trudny.
Ash odbieram jako swego rodzaju list miłosny. To miłe dla wielbiciela gatunkowych szlagierów, a za takiego się uważam. Mamy więc Ukryty horyzont, mamy atmosferę, światło i kolory z Obcego, mamy w końcu uderzenie od Coś Carpentera. Dokładnie w tej kolejności. Samo w sobie połączenie wielu inspiracji nie jest czymś złym, ale droga do nich wiedzie u reżysera przez manowce.
A zaczyna się od zagadki „Kto, lub co ich wszystkich zabiło”. Przed tym pytaniem stoi główna bohaterka filmu, która razem z załogą ekspedycji wyruszyła w nieznane na poszukiwanie obiecującego dla Ziemian lokum. Nasza planeta umiera, nic nowego. Ale ta ekspedycja odnalazła w końcu świat (chyba), który możemy w przyszłości zamieszkać. Cóż, coś się stało, a incydent (atak, zaraza, nie wiadomo) trzeba wyjaśnić. Stop, nie trzeba. Sprowadzony z orbity jeszcze jeden astronauta naciska Riye, by jak najszybciej opuścić stację. Kończy się tlen.
Ukryty horyzont, Obcy i Coś w jednym filmie.
Czy finał, bardzo donośny ze świetnymi efektami, przy niezłych fajerwerkach, przemocy i brutalnego wydźwięku rekompensuje to ślamazarne i nieczytelne 3/4 filmu? Tylko poniekąd. A nasz marsz w kierunku finału? Trochę zagadek, dużo dochodzenia do ładu z własną głową i cała masa ładnych ujęć przy akompaniamencie muzyki napisanej przez Flying Lotusa. Tak, reżyser filmu sprawuje tu kilka funkcji i to się ceni. Trzymał pieczę nad swoim filmem.
To niezły horror sci-fi, prowadzony ręką jeszcze nie do końca sprawnego kierowcy. Są tutaj piękne zdjęcia, naprawdę dobry podkład muzyczny, zaskakujące angaże (Iko Uwais niby z przypadku, ale i tak wykorzystuje swoje podstawowe narzędzia pracy, czyli cały arsenał znany z kina akcji, nogi i ręce). Jest i gore, a na dokładkę dobry 95 minutowy format.
Czas trwania: 95 min
Gatunek: horror, sc-fi
Reżyseria: Flying Lotus
Scenariusz: Jonni Remmler
Obsada: Eiza González, Aaron Paul, Iko Uwais, Kate Elliott, Beulah Koale, Flying Lotus
Zdjęcia: Richard Bluck
Muzyka: Flying Lotus