Furiosa: Saga Mad Max

Zdaję sobie sprawę, że ze swoim hurra optymistycznym odbiorem Mad Max: Na drodze gniewu mogłem być męczący. Słyszałem głosy, że to przecież tylko film, w którym jadą tam i z powrotem. Dla mnie to jeden z filmów totalnych, bez wad, precyzyjny w kreowaniu świata i z narracją, która wynika ze scen akcji. Jeżeli chodzi o mój osobisty odbiór to film Millera dostarcza mi wciąż niezłego kopa, niemalże fizycznego. Absolutnie emocjonujący przykład kina.

Pierwszy zwiastun Furiosy podciął mi skrzydła, Wyglądał paskudnie, CGI rodem z Rekinado, okropnie przestylizowane. Nie mogłem uwierzyć, że George Miller zdecydował się na taki krok i szczerze wierzyłem, że do premiery zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski i wszystko zostanie poprawione. Drugi zwiastun, który widziałem w kwietniu był już o wiele lepszy, nadzieje zostały rozbudzone ponownie. Dla mnie bowiem nastawienie jest niezwykle ważne (pewnie dla większości z Was kluczowe).

Jeżeli jestem źle nastawiony na coś, na cokolwiek, to odbiór jest w pewnym sensie naznaczony tą niechęcią. Oczywiście, obiektywizm to rzecz względna i w przypadku rozmowy o kinie można toczyć nieprzerwane batalie z innymi widzami, którzy o danej rzeczy mają zupełnie inne zdanie. Nastawiam Was na coś? Uzbrajam się, wznoszę palisady i przygotowuję się na szturm? Niewykluczone, bo Furiosa: Saga Mad Max to prawdopodobnie najlepszy film tego roku, który niestety jest dużo gorszy niż Mad Max: Na drodze gniewu.

Furiosa: Saga Mad MaxFuriosa: Saga Mad Max niepotrzebnie kluczy, wykorzystuje za dużo pomysłów.

Zaiste, nietypowa to sytuacje, ale zastosuje tu porównanie. Furiosa: Saga Mad Max jest jak doskonała partia tenisa. Czuję to (i rozumiem decyzję reżysera, co do zmiany dyscypliny). Są emocje, walka o każdą piłkę. Tylko, że ja nie jestem widzem tenisa. Ja przyszedłem do kina na pokaz morderczego biegu z przeszkodami. Innymi słowy, kocham ten film, ale serca nie oddam.

Fabuła jest bardzo ważna. Poszerza świat Millera. Rozumiem motywacje Furiosy z filmu z 2015 roku jeszcze lepiej. Wasteland (Jałowizna?!) potrzebował poszerzenia wątków, wyszło bardzo naturalnie. Poznaliśmy więc historię porwania Furiosy i tej nienawiści, którą miała w oczach.

Nie będę streszczał scenariusza. Dość napisać, że jak na standardy Millera jest on bardziej zagmatwany. Czytelny, owszem, ale wracając do tej partii tenisa, jest ciągłym odbijaniem piłki z tymi przerwami, kiedy piłkę trzeba podać. Skupię się na własnej reakcji, rzeczach które mi się podobały i delikatnie wskaże elementy nieudane.

Istota szaleństwa po apokalipsie.

George Miller zjadł zęby na postapo, wiemy to. Nikt nie kwestionuje tego, że jako reżyser uwiódł wszystkich swoim Mad Maxem z 1979 roku. Druga część była jeszcze lepsza. U mnie odbiór zmieniał się na przestrzeni lat. Czasem wolę „jedynkę”, nierzadko „dwójkę”, był czas, że wielbiłem „trójkę”. Ta seria, razem z dwoma najnowszymi filmami, to esencja szaleństwa po apokalipsie.

 

Furiosa: Saga Mad Max
 
Miller dobitnie bowiem pokazał (również, a może przede wszystkim tutaj!), co po upadku świata nam znanego umiera pierwsze. To empatia. Empatia została zgnieciona jak ten niedopałek papierosa, którzy rzuca się na bruk i wciska butem. Robisz trzy szybkie ruchy, żeby jeszcze go dognieść i rozsmarować. Tak jest z empatią u szaleńców. Liczy się tylko przetrwanie, a cała reszta to adrenalina, terror i horror.

Człowieczeństwo w świecie postapo.

Ale zdarzają się jednostki, które nie uległy zezwierzęceniu i dlatego obserwowanie tej tlącej się nadziei na rozkwit człowieczeństwa jest tak zajmujące w kinie Millera. Mad Max, Furiosa, kilka postaci pobocznych jak genialny i najlepszy pretorianin Jack z Furiosa: Saga Mad Max nie tyle próbują coś zmienić, co raczej przetrwać ze swoja resztką godności.

Cały freak show jest tu, w Furiosa: Saga Mad Max taki jak zawsze, co najmniej sugestywny, ale w to przecież nikt nie wątpił. Ale zauważcie, co zrobił Miller. Wykreował okrutny świat, a my łapiemy się (ok, ja się łapię) każdej jednej chwili, gdy ktoś wybija się na tle tego okrucieństwa, gdy pokazuje swoją lepszą stronę człowieka. Dotyczy to, co jest najbardziej intrygujące, postaci dla filmów nawet trzeciorzędnych. Epizody u Millera są bowiem niezwykle ważne.

Furiosa: Saga Mad Max

Charakteryzacja, kolory, scenografia to niezmiennie crème de la crème serii. Ludzie Millera dopieścili każdy centymetr pomieszczenia, dopracowali każdy pojazd, dokonali tytanicznej pracy by wspaniale przedstawić zdeprawowanych mieszkańców świata przedstawionego. Każde jedno oblicze jest dzikie i puste w swoim wyrazie. Każde jedno oblicze szuka czegoś, co wskrzesi pasje a najlepiej dokonać tego przez gwałt i przemoc. Furiosa: Saga Mad Max nie ma sobie równych jeżeli chodzi o stylistykę postapo. To pierwszy konkretny atut.

Wciągnęła mnie również ta opowieść. Anya Taylor-Joy jest cudowna, jest twarda i zdeterminowana. Jest jeszcze lepsza, gdy Miller wprowadza do gry Jacka, kierowcę i rozpoczyna się to nieme porozumienie znane z Na drodze gniewu.

Bardzo dobry film, najlepszy w tym roku. Wciąż gorszy niż Na drodze gniewu.

Zobaczcie ile wspaniałych rzeczy jest więc w tym filmie! Pościgi? Ok, to nie jest ta wściekłość z 2015 roku, ale jest solidnie, to wciąż powyżej średniej. Żaden inny film nie jest w stanie zagrozić Millerowi. Akcja, wysokooktanowa benzyna, wybuchy, sporo strzelania, zwroty akcji (za dużo), wiele niezapomnianych scen, fantastyczny Chris Hemsworth jako antagonista, który gra przywódcę jednego z gangów i jest w swoim chaosie nieprzebrany.

Furiosa: Saga Mad Max

Miller stworzył dzieło wiekopomne. Razem to pięć wspaniałych obrazów ze świata, w którym nie chcielibyśmy żyć. Tak, przeszkadza mi kilka rzeczy. Struktura samego filmu jest dla mnie problematyczna, nie chcę wracać do mojego porównania. Tak, CGI miejscami wygląda koszmarnie pierwsze sceny i momenty, gdy postać wskakuje na konia jest jak z gry komputerowej. To powtarzający się problem z modelami na dalszym planie jakby animacje były wybrakowane, są mało płynne, coś się nie zgadza, widać ingerencję komputera, a to nie powinno się zdarzyć. Nie powinienem o tym myśleć, a niestety pojawiło się „a co to było?”. Mogę narzekać też trochę na podkład muzyczny, który owszem, był epicki, ale nie tak kompletny z obrazem jak w części poprzedniej.

Cała reszta to niezapomniany show, absolutne 10/10. Po prawdzie to tylko naciągane 8/10, ale o tym cicho sza.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 148 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: George Miller
Scenariusz: George Miller, Nico Lathouris
Obsada: Anya Taylor-Joy, Chris Hemsworth, Tom Burke, Alyla Browne
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Tom Holkenborg

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?