Rodeo

Rodeo to tytuł dość adekwatny jeżeli chodzi o interpretacje tego brudnego i nieprzyjemnego francuskiego dramatu w reżyserii Loli Quivoron. Dosłownie chodzi rzecz jasna o próbę utrzymania się w siodle, tutaj na motocrossie. Ale nie o dosłowność nam przecież chodzi, a o metaforę rodea. „Jeździec” czyli Julia, dziewczyna i główna bohaterka zarazem próbuje utrzymać się w siodle życia. Stop, odwrotnie. Ona robi wszystko, żeby z życia wypaść, a jakaś siła ją w tym siodle życia utrzymuje. Jeszcze.

„Nie potrzebuję pieniędzy, bo wszystko kradnę” to słowa Julii. Każde jedno jej zachowanie, każdy grymas, spojrzenie, wypowiedziane przez nią zdanie (nie ma tego dużo, jest w tej materii oszczędna)… odrzuca. Odrzuca więc nas ona jako osoba, jako filmowa bohaterka. I w tej atmosferze niechęci do wszystkiego realizowany jest debiut Quivoron. Muszę zarazem przyznać, że rzadko kiedy udaje się twórcy nakręcić film tak odpychający. I to nie jest zarzut! To obraz brudny, ale przecież szczery. Ja wierzę, że są tacy wykolejeni ludzi, wierzę też że w każdym z nich tli się jakieś dobro (tutaj też to widać).

Bardzo szybko, w trakcie oglądania Rodeo przypomniał mi się inny film z podobna stylistyką. Chciałbym przyrównać debiut Loli Quivoron do Dzieciaków, debiutu Larry’ego Clarka z 1995 roku. Podczas oglądania tych dwóch obrazów czułem się podobnie. Oba w dość osobliwy sposób opowiadają o pasji portretując bez upiększeń subkulturę. W Rodeo jest wszak niebezpieczniej, bo to dorośli ludzie, którzy motocross kochają, wdychają, smakują, ale też robią wiele nielegalnych rzeczy. Dzieciaki też miały już założone kartoteki, ale tam były głównie bójki i drobne kradzieże. Tutaj, we francuskim dramacie sprawa idzie już w poważne paragrafy. Droższy jest sprzęt, a i sam motocross też trudniej opanować niż deskorolkę.

Film z pewnością nosi w sobie niebezpieczną werwę. Sprawnie łączą się gatunki, dramat przechodzi w thriller, a w finale thriller dryfuje na obrzeżach metafizyki niemalże odbijając w kałuży rozlanej benzyny Titane Julii Ducournau (kwestia tożsamości bohaterki Rodea też może być istotna przy próbach interpretacji jej zachowania).

Sama subkultura wydaje się być hermetyczna, chłopcy niechętnie dopuszczają do siebie Julię. Ba, ona nigdy nie będzie „swoja”, a co ciekawe w Rodeo, jej tak naprawdę na tym nie zależy. Nie widać tego. To, co jest dla niej najważniejsze zawsze zaczyna się i kończy na motorze. Widać w niej pewien rodzaj uzależnienia, gdy zatraca się w tej chęci jeżdżenia na motocrossie bez względu na wszystko. Zapomina o innych potrzebach. Nie dba o siebie, nie myśli o dniu jutrzejszym. Zbiera na coś pieniądze. Tutaj też fabuła w Rodeo się rozmywa, bo chociaż Lola Quivoron dość konsekwentnie buduje historię, to wkrada się pewien chaos. Oczywiście w kontekście samego chaosu dobrze czyta się Rodeo jako opowieść o wyzwoleniu społecznym, bo taka przecież jest Julia, wyzwolona. Bez zmartwień o lokum do spania, jedzenie, bez rachunków, dokumentów. Liczy się tylko jazda. Na oślep.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 104 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Lola Quivoron
Scenariusz: Lola Quivoron, Antonia Buresi
Obsada: Julie Ledru, Yanis Lafki, Antonia Buresi, Louis Sotton, Junior Correia, Ahmed Hamdi
Zdjęcia: Raphaël Vandenbussche
Muzyka: Kelman Duran