Trzej Muszkieterowie: D’Artagnan

Najdroższa francuska produkcja filmowa 2023 roku. W zasadzie koprodukcja, bo zaangażowane były Niemcy, Hiszpania i Belgia. Filmowa adaptacja powieści Alexandra Dumasa w reżyserii Martina Bourboulona została podzielona na dwie części. D’Artagnana możemy oglądać w kinach już teraz, Milady przybędzie za pół roku. Gdy czyta się o kulisach powstania tych dużych (choć nie tylko oczywiście) produkcji filmowych z reguły sprawa rozciąga się na dekady. Scenariusz krąży po wytwórniach, później jest kwestia budżetu, sypie się casting, ktoś przychodzi, ktoś odchodzi. Z Trzej Muszkieterowie: D’Artagnan poszło szybko, bo pomysł narodził się już w 2019 roku. Od słów do czynu, umowy, podpisy i 150 dni zdjęciowych.na dwie części.

Nie znam wszystkich filmowych wersji Trzech muszkieterów. Mało kto zna wszystkie. Jednak film Martina Bourboulona jest prawdopodobnie tym najbardziej poważnym (mrocznym). Owszem, zdarzają się akcenty zabawne, ale bliżej mu do chociażby Człowieka w żelaznej masce Randalla Wallace’a (jeżeli już jesteśmy przy Dumasie) niż do opisywanych tu niedawno Trzech muszkieterów Richarda Lestera. Nie mam nic przeciwko temu, ale w dobie tak ponurych czasów właśnie zwrot ku jaśniejszej odsłonie byłby czymś przyjemniejszym (nawet ożywczym na tle wszystkich podobnych w tonie produkcji). A tak ponownie mamy ten dojmujący niepokój, w jednym ciemnym kolorze zmieszaną krew, deszcz i błoto. Z drugiej strony na dworze Ludwika XIII i w samej Europie spokojnie przecież nie było.Sam król wprawdzie nie chciałby powtórki z nocy św. Bartłomieja, ale kardynał Richelieu już i owszem. Krótkie było życie na salonach, jeszcze krótsze na ulicy.

Martin Bourboulon nie ucieka od klasyki, ale dodaje dużo od siebie. Scena zapoznania się Gaskończyka z trzema muszkieterami jest sprawdzona i jest chyba już stałym elementem w każdej adaptacji. To zresztą tak genialny moment u Dumasa, że aż żal z tego nie skorzystać. Ponownie więc D’Artagnan umawia się na pojedynek z Atosem, Portosem i Aramisem w godzinnych odstępach. Ponownie do pojedynku dochodzi, ale zostaje przerwany przez strażników, którzy służą kardynałowi. Dalsze wydarzenia już znacie, bo intryga (główna jej część) jest podobna. Ale tak jak napisałem, jest tu dużo więcej mroku, również w wydarzeniach pobocznych. Mamy morderstwo i zaplątanego w to Atosa. Ciągle wspominane są wojny religijne, katolicy chcieliby poderżnąć gardła wszystkim protestantom. Są też zamachy, dużo podłych zagrywek, szpiegowanie. Francja nie chce wyjść poza lochy. Sporo tu bólu, cierpienia, wciąż pada deszcz. Ale energii, tej najczęściej kojarzonej z kinem akcji, jest tu bardzo dużo, bo właśnie akcją głównie stoi film. Sekwencje potyczek są długie, kamera dynamicznie przechodzi od jednej pary do drugiej. Operator nie boi się przeszkód, lawiruje z kamerą pomiędzy pojedynkującymi się, przechodzi pod wozem, wymija drzewa. Te elementy mogą zrobić na widzu wrażenie. I na tle tych pojedynków widać różnorodność przy choreografii! Cieszy więc to, że muszkieterowie są tak widocznie różni nie tylko na polu swojej fizyczności, ale właśnie w walce. Szybki Aramis, siłowy Portos, doświadczony w fechtunku Atos i porywczy (nieco chaotyczny, ale skuteczny) D’Artagnan. Widać, że specjaliści od choreografii i pojedynków skupili się na tym, żeby każdy z nich miał swój odrębny styl. I zauważycie to od początku , a jednocześnie wypadło to bardzo naturalnie. Każdy jest inny, a to przecież zawodowi żołnierze którzy latami wypracowali indywidualny sposób radzenie sobie na polu walki.

Cieszy też mnie, jako widza, że opowieść wróciła na francuską ziemię. Język dodaje tej opowieści siły i serca, ale gdy do gry wchodzi Buckingham rzecz jasna przechodzimy na angielski. To znowu naturalne i potrzebne dla uwiarygodnienia akcji. Świetnie wypadł Vincent Cassel (to na nim spoczywa największy fabularny dramat), dobrze dobrani są pozostali. Troszkę za dużo jest Evy Green w Evie Green, jeżeli wiecie o co mi chodzi. Blado wypadł Éric Ruf jako Richelieu (w porównaniu do lat ubiegłych i takich aktorskich tuz jak Tim Curry czy Charlton Heston). No i Constance Bonacieux – gdzież bowiem takiej delikatnej Lynie Khoudri do wyrazistej Raquel Welch (znowu ten wyśmienity casting u Richarda Lestera).

Mnie jednak razi tu coś innego, bo jak na razie pisałem o szczegółach, które mogłyby wpłynąć na pozytywną lub negatywną ocenę. Szkoda bowiem, że przy całym tak ponurym klimacie film jest jednak niezwykle zachowawczy. Tak, cały krajobraz jest nad wyraz naturalistyczny. Więcej brudu klisza filmowa nie pomieści, charakteryzacja jest fantastyczna, czasy Ludwika XIII jako żywe. A jednak poszczególne sekwencje to wciąż wciśnięty hamulec w momencie, gdy można by wjechać w ścianę (o rozmazanych komputerowo zwłokach nawet nie wspomnę, bo nie wiem na jakim etapie to się stało, tutaj w dystrybucji, czy tam w postprodukcji, co by było jeszcze gorsze). Tu nie chodzi o to, że ja muszę oglądać zwłoki w całej rozciągłości, ale o to, że one są, ale ich nie ma.

To niezły film, dobrze wyciąga z literackiego pierwowzoru przygodę, jest dobrze uchwycona chemia między kompanami. Czuje się wagę historii i wagę wydarzeń, które mogą wpłynąć na losy Europy. Chciałbym jednak więcej, bo skoro już uchyli się drzwi do konkretnej estetyki to, panowie, wchodzimy tam do końca.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 121 min
Gatunek: przygodowy
Reżyseria: Martin Bourboulon
Scenariusz: Martin Bourboulon, Alexandre de La Patelliére
Obsada: François Civil, Vincent Cassel, Pio Marmaï, Romain Duris, Eva Green
Zdjęcia: Nicolas Bolduc
Muzyka: Guillaume Roussel

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?