Biały lotos – sezon pierwszy

Tragikomedia, satyra, śmieszny i gorzki dramat o bogaczach czy po prostu obraz współczesnej klasy uprzywilejowanej i prawda o tym, że ile by z nich nie szydzić, to i tak, ostatecznie, to oni będą się dobrze bawić, a urlop kończyć z uśmiechem na twarzy. Przebija przez ten fantastyczny serial dużo bolesnej prawdy o hierarchii, pewnie też o niesprawiedliwości społecznej, ale też o tym, że właśnie oprócz „nabijania się”, robienia memów, nic więcej nie osiągniemy.

Biały Lotos to opowieść o kilku grupach wczasowiczów, którzy pragną odpocząć od zgiełku wielkiej metropolii i wprost niemożliwych problemów wynikających z wydawania pieniędzy. Jadą na urlop do ekskluzywnego kurortu na Hawajach. Nie znają się, a my dość szybko wyrabiamy sobie o nich opinie. Czy słuszną? Pewnie tak. Krzywdzącą? Nawet o tym nie myślimy, bo już od pierwszych chwil wydajemy wyroki i całkiem nam z tym dobrze, jak w momencie, gdy na ekranie widzimy spadkobiercę rodzinnego interesu nieruchomości, który od początku urlopu ciska się o błędne zakwaterowanie. Przyjechał z żoną i najwyraźniej doszło do pomyłki, bo zamiast apartamentu 150 metrowego dostał ten 135 metrowy. Nie lubimy go, tak jak i pozostałych przedstawionych bohaterów. W zasadzie, za każdym razem są w jakiś sposób irytujący. Roszczeniowi ze swoimi problemami pierwszego świata (ale też zadufani w sobie, problematyczni, wpatrzeni w siebie ze sztucznie napompowaną empatią), których żaden normalny człowiek nawet by nie naświetlał. A jednak za tą fasadą pewności i buty kryją się rzecz jasna zwykłe problemy, chociaż nasza irytacja nimi jest już tak wysoka, że nie zaglądamy w głąb.

Przez ten wybitnie trollujący nas schemat w genialnie napisanym scenariuszu, całość fantastycznie angażuje, bo z odcinka na odcinek żywimy nadzieję, że ktoś w końcu będzie w stanie utrzeć im nosa, wygarnie im jak ten poczciwy kierownik hotelu, który musi znosić każdą głupią i mało istotna prośbę, z którą większość ludzi po prostu poradziłaby sobie sama, albo machnęła ręką. Przyznam, że nie dałem rady oglądać spokojnie i za każdym razem głośno komentowałem poczynania swoich „ulubieńców”. Cóż, zostałem hejterem, ale bawiłem się przy tym doskonale.

Biały Lotos to nie tylko pierwszorzędne aktorstwo, świetne scenografie i przepiękne widoki, ale również niezwykle intrygująca muzyka, która jest i egzotyczna, ale również wyjątkowo dobrze pasująca do utrzymywanego suspensu. Możecie się spytać, gdzie tu suspens w trywialnej historii o grupie bogaczy? Twórcy bowiem niezwykle sprytnie zasiali w nas ziarno niepewności już na samym początku przygody. Pokazują nam „zgliszcza” już po urlopie. Widzimy skrzynie na zwłoki, ale nie wiemy kto jest w środku. Przez wszystkie odcinki typujemy więc ofiarę i próbujemy domyślić się kto też skończy swój urlop i wyjedzie z wyspy nogami do przodu… Ja miałem nadzieję, że w skrzyni zmieści się co najmniej kilka osób.

Patryk Karwowski
Twórcy: Mike White
Reżyseria: Mike White
Scenariusz: Mike White
Obsada: Murray Bartlett, Connie Britton, Jennifer Coolidge, Alexandra Daddario, Fred Hechinger, Brittany O’Grady, Steve Zahn
Muzyka: Cristobal Tapia de Veer
Zdjęcia: Ben Kutchins
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?