Death Walks on High Heels

Death Walks on High Heels (La morte cammina con i tacchi alti) to drugi film giallo Luciano Ercoliego po nakręconym rok wcześniej, niezwykłym pod wieloma względami Forbidden Photos of a Lady Above Suspicion (Le foto proibite di una signora per bene). Ercoli nie zwalnia i o ile intryga w pierwszym jego giallo była nieźle pogmatwana, w drugim reżyser postanowił zakręcić fabularnym węzłem jeszcze kilka razy. Jednak ten zawiły scenariusz broni się niezwykle dobrze głównie dlatego, że widz autentycznie jest zaintrygowany przebiegiem wydarzeń. Gdy dodam, że opowieść co najmniej kilka razy ostro skręca i biegnie w najmniej oczekiwanym kierunku, powinniście zacierać już tylko ręce.

W pociągu zostaje zamordowany mężczyzna. To złodziej diamentów, a jego śmierć jest od razu powiązana z dużą kradzieżą w Paryżu (łupu przy ciele nie znaleziono). Jasnym od razu się staje, że trzeba przesłuchać jego córkę, tancerkę erotyczną Nicole (Nieves Navarro, od 1972 roku żona Luciano Ercoli. Małżeństwo trwało aż do śmierci Ercoliego, czyli do 2015 roku), która mieszka i pracuje w stolicy Francji. Policja rzecz jasna ją podejrzewa, widz jednak mniej. Sympatyczna, bezczelna, niezwykle piękna Nicole staje się celem brutalnego ataku nieznajomego mężczyzny, którego jedyną charakterystyczną cechą (cały jest zamaskowany) są błękitne soczewki. On również podejrzewa, że dziewczyna mogłaby coś wiedzieć o diamentach. Złoczyńca daje jej szansę i znika. Mógłbym jeszcze wiele napisać o kolejnych wydarzeniach, ale wystarczy jak wspomnę, że Death Walks on High Heels był kręcony w Londynie, Kent (hrabstwo w południowo-wschodniej Anglii z większością ujęć i z całą menażerią osobliwych mieszkańców), w Paryżu i Mediolanie. Dzieje się więc sporo. Nicole ucieka, znajduje bezpieczną przystań u zamożnego kochanka, jej tropem rusza pierwsza miłość, na horyzoncie pojawia się żona uwiedzionego mężczyzny. Do akcja wkracza angielska policja, której możliwości dedukcyjne są przedstawione w co najmniej zabawnym tonie.

Death Walks on High Heels, tak jak napisałem swoją siłę czerpie z mocnych zwrotów akcji. Są to trochę niespodzianki wyciągane z przysłowiowego kapelusza, ale każda, zapewniam, jest szczegółowo zaplanowana. Za brawurowo napisaną historią stoi dwóch doświadczonych scenarzystów Ernesto Gastaldi i Mahnahén Velasco. Zadbali oni o to, by widz z jednej strony był prowadzony powolnym tempem, by za chwilę uderzyć i wybić go z letargu nagłym (kolejnym) twistem. Jednak nie tylko opowieścią może być widz zauroczony. Fernando Aribasma, operator wykazał się tu nie lada kunsztem jeżeli chodzi o kadrowanie, szczególnie gdy chodzi o sceny z podglądactwem (te sekwencje przypominają niekiedy późniejszy styl De Palmy).

Świetnie napisane są też postaci, a znajduje się ich tu sporo, każda niezwykle charakterystyczna. Kibicujemy rzecz jasna Nicole, chociaż coś nam mówi, że i ją trzeba podejrzewać. Komiczny duet policjantów, natrętny i uparty „narzeczony” z Paryża (świetnie szarżujący Simón Andreu , „francuzik” jak go nazywają gliniarze), który bawi się w detektywa, jest przedstawiony jako bohater na poły negatywny, a jednak ma w sobie coś sympatycznego. Jest jeszcze ten zamożny kochanek (Frank Wolff), lekarz z Londynu, który uwił sobie gniazdko z piękną Francuzką z dala od żony, która trzyma majątek w garści. Sporo, prawda? I gdy zmiesza się wszystkie wątki, ten nieprzyzwoity, wydawałoby się, od natłoku atrakcji koktajl, Luciano Ercoli nie pozwoli wytrącić się żadnemu ze smaków. Poczujemy wszystko. Jest seks, okrucieństwo (wprawdzie tylko jedna scena jest brutalna, ale wystarczająco aby zrekompensować ich nikłą ilość), nagość (bardzo wysmakowana, gustowna i daleka od epatowania tanim erotyzmem znanym z niektórych innych gialli), piękne miejscówki, zazdrość, w końcu diamenty, a te przecież powinny być wieczne. Polecam.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 108 min
Gatunek: giallo
Reżyseria: Luciano Ercoli
Scenariusz: Ernesto Gastaldi, Mahnahén Velasco
Obsada: Frank Wolff, Nieves Navarro, Simón Andreu, Carlo Gentili, George Rigaud, José Manuel Martín
Zdjęcia: Fernando Arribas
Muzyka: Stelvio Cipriani