Darling

„Szczęście powinno być najłatwiejszą rzeczą na świecie” – stwierdza rezolutnie Diana, do której mężczyźni najczęściej zwracają się „kochanie”. Rzeczywiście trudno jej nie kochać. Jako młoda, piękna i ambitna upatrzyła sobie w życiu jeden cel. Chce być sławna i bogata. Wprawdzie w zanadrzu ma tylko urodę i wiek, ale jak się okazuje, to aż nadto, by wspinać się po szczeblach społecznego statusu. Trzeba tylko pamiętać, by nie oglądać się za siebie. No i nie zapominaj kochanie, że nie możesz mieć sentymentów. Droga na szczyt, to droga po trupach, porzuconych kochankach, złamanych sercach.

Darling Johna Schlesingera według filmowych badaczy wyznacza pewną granicę. To tytuł schyłkowy dla Brytyjskiej Nowej Fali. Jeden z ostatnich, który wpisuje się w nurt, w którym tworzyli tak znamienici twórcy jak Jack Clayton, Tony Richardson czy Lindsay Anderson. John Schlesinger również, jak koledzy, ilustruje w swoim utworze pewien rodzaj buntu. Nasze „kochanie” buntuje się nieświadomie wobec własnej społecznej przynależności, ale już świadomie i w sposób wyrachowany zaczyna kierować swoim życiem tak, by tę sytuację zmienić. Dostrzeżona przez znanego dziennikarza Roberta Golda (Dirk Bogarde), związuje z nim swój los (choć już była w tym momencie zamężna). Na chwilę. Ten, zakochany po uszy w Diana porzuca własną rodzinę nieświadomy, że Diana traktuje go tylko jako kolejny przystanek. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po Robercie przyszedł czas na dyrektora reklamowego w Glass Corporation. Czyżby Miles Brand (Laurence Harvey) był już ostatnią przystanią dla Diany? Miles jest człowiekiem światowym, jeździ po całej Europie, ma potężnych znajomych. Być może związek z nim mógłby być tym ostatnim? Niestety, na horyzoncie pojawia się książę Cesare (José Luis de Villalonga).

To w pewnym stopniu obraz krzywdzący dla płci pięknej, która jest tu przedstawiona dość jednoznacznie. Głupiutka Diana nie rozumie jaką szkodę przynosi swoimi życiowymi wyborami, kieruje się tylko własnym dobrem. Jest samolubna, ale też bardzo przebiegła. Nie wzbudza sympatii, chociaż wydaje się być bardzo wrażliwa i taka, którą łatwo zranić. John Schlesinger umożliwia jej zdobycie wspomnianego bogactwa i sławy. Pozwala zakosztować jej świata luksusu i oślepia ją blaskiem fleszy. Wpuszcza ją na salony, a w finale pozostawia samą sobie. Nagą i bezbronną. Bez celu. Darling to historia dziewczyny, która chce zostać księżniczką i wejść do wysokiej wieży. Chyba nie znała tych wszystkich baśni, w których księżniczki z reguły uciekają z takich miejsc.

Darling to film, który potrafi zmienić nastrój. Zaczyna się dość frywolnie, ale ta lekka i bądź co bądź urocza fabuła kryje w sobie ogromny i przejmujący potencjał gorzkiego dramatu. Przedstawia przecież młodą kobietę z nizin, która pnie się do góry w hierarchii nie oferując światu nic poza swoją aparycją. Bohaterka i akcja filmu przypomina trochę inny obraz z Brytyjskiej Nowej Fali. Mam na myśli Miejsce na górze z 1959 roku w reżyserii Jacka Claytona. Joe Lampton, w którego wcielił się wówczas brytyjski aktor Laurence Harvey odniósł sukces, ale pozostawił po sobie tak samo wiele szkód jak Diana u Schlesingera.

Wracając do Darling i jego roli w Brytyjskiej Nowej Fali, trzeba zaznaczyć, że jako filmowy obraz odniósł olbrzymi sukces. Na pięć nominacji do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej zgarnął trzy statuetki, w tym za pierwszoplanową rolę kobiecą dla Julie Christie. Kosztujący „zaledwie” 300 000 funtów film Johna Schlesingera przyniósł 12 milionów dolarów zysków, zwrócił uwagę (kolejny raz) widzów na brytyjskich nowofalowców, a dla Schlesingera okazał się przepustką do Hollywood. Dwa lata później nakręcił Nocnego kowboja. Co ciekawe, jest to przecież historia poniekąd podobna do Darling, chociaż trzeba przyznać, że Schlesinger był już wtedy dla swoich bohaterów bardziej okrutny…

Patryk Karwowski

Czas trwania: 128 min
Gatunek: dramat, brytyjska nowa fala
Reżyseria: John Schlesinger
Scenariusz: Frederic Raphael, Frederic Raphael, Joseph Janni, John Schlesinger
Obsada: Julie Christie, Laurence Harvey, Dirk Bogarde, José Luis de Vilallonga, Roland Curram
Zdjęcia: Kenneth Higgins
Muzyka: John Dankworth