Pięciu braci

Pięciu braci Spike’a Lee to dowód na to, że reżyser wciąż potrafi opowiadać z wigorem i w zaangażowany sposób. To wspaniały powrót czołowego reprezentanta kina zaangażowanego do czasów, gdy jego filmowe utwory charakteryzował oskarżycielski ton, nacechowane były buntem, opowiadały o rzeczach ważnych i odzwierciedlały aktualne niepokoje społeczne.

Czyżby Spike Lee się przebudził? Jego wyjście z pewnego rodzaju letargu można było zauważyć przy Czarne bractwo. BlacKkKlansman, filmie z 2018 roku, gdy podjął się opowiedzenia prawdziwej historii czarnoskórego policjanta Rona Stallwortha, który inwigilował struktury Ku Klux Klan. Obraz doceniła Amerykańska Akademia Filmowa, film na sześć nominacji zgarnął statuetkę za najlepszy scenariusz adaptowany. Moim zdaniem Oscar w pełni zasłużony. Jednak Czarne bractwo. BlacKkKlansman, choć dotykał ważkich tematów, ze swoja siłą rażenia nie umywał się do pierwszych filmów Spike’a Lee. Przypomnę, że przełom lat 80. i 90. w jego karierze to ciąg wściekłych obrazów (nigdy w kwestii formalnej, ale zawsze z mocnym podtekstem) piętnujących rasową segregację, nierówność społeczną, niesprawiedliwość. Od bomby atomowej w postaci Rób, co należy w 1989 roku Lee nie zwalniał tempa – Malaria, Malcolm X, Crooklyn, niedoceniony Clockers o dilerach z najniższego szczebla drabiny w narkobiznesie. Czarna społeczność potrzebowała takiego głosu. Lee doskonale wyczuwał nastroje, ale zawsze był sprawiedliwy. Chociaż nieco stępił swój charakterystyczny pazur w późniejszym twórczym okresie, to wciąż potrafił zaskoczyć, jak chociażby w 2002 roku swoją 25 godziną z Edwardem Nortonem o ostatnim dniu na wolności głównego bohatera, kryminalisty. Gdzie jednak podział się Spike Lee z Rób, co należy? Usunął się trochę w cień, chociaż wciąż z silnym i stanowczym głosem wypowiadał się w tym samym tonie o przejawach rasizmu. Dzisiaj, gdy możemy zaobserwować wzmożoną działalność reżysera na polu prywatnym i filmowym, wiąże się to rzecz jasna z tym, co dzieje się aktualnie w jego ojczyźnie. Nowojorczyk Lee nigdy więc się nie wypalił i nie wypali dopóki będzie istniał choćby jeden pojedynczy przejaw rasizmu.

Mówienie więc, że Spike Lee stracił wigor jest stwierdzeniem chybionym. Szczególnie, gdy obejrzy się jego najnowszy film Pięciu braci. Pierwotnie miał trafić do szerokiej dystrybucji kinowej, jednak, jak wiele dystrybucyjnych planów, także i ten został pokrzyżowany przez pandemię. Z drugiej strony, paradoksalnie w dobie dzisiejszej sytuacji na ulicach Stanów Zjednoczonych, krytyki rządu USA za działania militarne w różnych częściach świata, może wpłynąć to pozytywnie na odbiór filmu.

Jego najnowszy 'joint’ smakuje tak dobrze jak pierwsze, które kręcił w latach 80. Nie jest może tak wypełniony gniewem i buntem, ale opowiada o tym samym. Pięciu braci to historia czwórki czarnoskórych amerykańskich weteranów, którzy wracają do Wietnamu. Wracają pierwszy raz po 40 latach z dwóch powodów. Chcą odnaleźć skarb, który zostawili w trakcie jednej z misji (traktują go jako zadośćuczynienie za wojnę) i by odszukać szczątki swojego przyjaciela, piątego „brata”. Spotykają się pierwszy raz od czasu wojny w Ho Chi Minh (dawny Sajgon). Na miejsce dociera jeszcze syn jednego z nich, który ma słaby kontakt z ojcem i według niego będzie tylko kulą u nogi. Razem z przewodnikiem ruszają w dżunglę, którą podobno „tak dobrze znają”.

Pięciu braci to projekt od początku do końca autorski, bez skrótów, kłaniania się wyraźnie którejś z opcji, w rozpoznawalnym języku formalnym reżysera, którego on sam używa od początku swojej kariery. Towarzyszymy weteranom, co chwilę cofając się do 1971 roku, gdy ci rzuceni są jako żołnierze w sam środek walki. Jednym z ciekawszych elementów produkcji jest to, że Spike Lee zrezygnował z tak modnego „odmładzania” aktorów. Młodsze wersje postaci grają ci sami aktorzy, którzy wcielają się w weteranów: Clarke Peters, Isiah Whitlock Jr., Norm Lewis, Delroy Lindo.

Pięciu braci to kino rozliczeniowe, duża dawka historii (zarówno dotycząca wojny wietnamskiej, ale też tej związanej, jak zwykle u reżysera, z historią Ameryki), ale też uczciwe przedstawienie natury współczesnego człowieka. Spike Lee wie jak skonstruowany jest świat, na czym polegają wady i zalety demokracji. Chociaż jest bezsprzecznie „czarnym głosem” amerykańskiego przemysłu filmowego, zdaje sobie sprawę, że i wśród braci możliwe jest patrzenie na każdą ze spraw w różny sposób. Jedna z postaci to wyborca Donalda Trumpa, chociaż inna, z młodszego pokolenia tak zarzeka się, że czarnoskóra społeczność nigdy by na niego nie zagłosowała. Ludzie według Spike’a Lee mają prawo do własnego zdania, mogą wypowiadać się w każdej sprawie i, jak widać po Pięciu braciach, szanuje to. Zawsze jednak będzie opowiadać się przeciwko łamaniu praw, bezzasadnym aktom przemocy, wojnie, na którą wysyłani są ludzie, którzy nie chcą w niej brać udziału. Padające kilka razy z ekranu: „Kto raz był na wojnie, ta pozostanie w nim na zawsze” jest tu kluczem do prawdziwej wymowy filmu. Dotyczy to nie tylko człowieka, ale jak pokazuje Spike Lee, również całego kraju, tutaj Wietnamu. Ofiary zdarzają się do dziś, dżungla naszpikowana jest minami, niewypałami, po ulicach chodzą kuśtykający ludzie, a niektórzy sprytni Francuzi wciąż pamiętają „dobre czasy” kolonializmu i niezmiennie czerpią zyski z tego kraju.

Pięciu braci to film skromny i epicki zarazem. Zrealizowany z wyczuciem, ale też w mocno awangardowy sposób. W trakcie seansu pojawiają się historyczne migawki, epizody wojenne opatrzone są jaskrawymi kolorami i zmienia się format obrazu. Z głośników płynie kilka „wietnamskich” muzycznych rockowych szlagierów. Weterani będą musieli na nowo zdefiniować słowa: przyjaźń, braterstwo. Byli tu 40 lat wcześniej, ale jak się okazuje zmieniło się niewiele. Raz wciśnięty w ten piękny krajobraz żołnierski but, pozostawił ślad na zawsze. Ludzie wciąż dzielą się na odważnych i na tchórzy, wartości, które tak pięknie brzmią w czyichś ustach, tracą znaczenie, gdy w grze pojawia się fortuna. To wzruszający, mocny i prawdziwy film o kilku żołnierzach, którzy nigdy nie wrócili z wojny.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 154 min
Gatunek: wojenny, dramat
Reżyseria: Spike Lee
Scenariusz: Danny Bilson, Paul De Meo, Kevin Willmott, Spike Lee
Obsada: Delroy Lindo, Jonathan Majors, Clarke Peters, Norm Lewis, Isiah Whitlock Jr., Mélanie Thierry, Jean Reno
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Muzyka: Terence Blanchard