Underdog

Bez mistrzowskich ambicji. 

Underdog to zarazem pierwszy polski film o MMA (ang. mixed martial arts. pol. mieszane sztuki walki), jak i kolejna rodzima produkcja, która odważnie próbuje wpisać się w ramy kina gatunkowego. Debiutującemu reżyserowi Maciejowi Kawulskiemu, prywatnie jednemu z założycieli i właścicieli Federacji KSW (jedna z największych organizacji MMA na świecie), trudno odmówić pasji i zaangażowania, ani tego, że portretowany świat ma dla twórcy wymiar osobisty. Underdog to z pewnością film zrobiony z miłości do MMA, jednak bardzo brakuje w nim miłości do kina.

Upadek ze szczytu. 

Utalentowany zawodnik MMA Borys „Kosa”Kosiński (Eryk Lubos) osiąga to, co jest największym marzeniem wszystkich zawodników uprawiających mieszane sztuki walki – pokonuje rywala i zdobywa upragniony mistrzowski pas. Wkrótce jednak przekonuje się, że nie warto wybierać drogi na skróty, a choć na szczyt trudno jest wejść, to bardzo łatwo można z niego spaść. Gdy bohater nie przechodzi kontroli antydopingowej, zostaje zdyskwalifikowany, a cała jego kariera dobiega końca. Po latach, dręczony poczuciem klęski oraz ciągłym bólem z niezaleczonych kontuzji, próbuje ułożyć sobie na nowo życie. Gdy na jego życiowej drodze pojawia się Nina (Aleksandra Popławska), weterynarka samotnie wychowującą córkę, i między tą dwójką życiowych rozbitków zaczyna rodzić się uczucie, wydaje się, że bohater odnalazł wreszcie upragniony spokój. Tymczasem dawny rywal Deni Takaev (Mamed Khalidov) jest żądny rewanżu.

Pęknięta kinematografia 

W polską kinematografię po 1989 roku wpisane jest pewne głębokie pęknięcie. O ile w okresie PRL-u polskie kino znajdowało się w czołówce europejskiej kinematografii (wystarczy tu przywołać takie terminy, jak „Polska Szkoła Filmowa”, „Kino Moralnego Niepokoju”, „Polskie Kino Historyczne”), o tyle w nowej rzeczywistości wyraźnie nie potrafiło się na nowo określić. Starzy mistrzowie byli zmęczeni i wyraźnie bez formy, a młodzi twórcy byli rozdarci. Z jednej strony czuli na sobie presję, by kontynuować tradycję swoich wielkich poprzedników, z drugiej polska transformacja, często bardzo bolesna i niesprawiedliwa, rezonowała w ich głowach tworząc artystyczną powinność, by o niej opowiedzieć, z trzeciej zaś było to pokolenie wyraźnie zafascynowane zachodnimi wzorcami kręcenia filmów. To rozdarcie między powinnością względem przeszłości oraz teraźniejszości, a marzeniem o rozrywkowym kinie gatunkowym w zachodnim stylu, znacząco utrudniało naszej kinematografii stanięcie na własnych nogach. Z czasem polskie kino zaczęło pomału wychodzić na prostą. Choć w III RP powstawały (głównie w nurcie krytycznym względem nowej rzeczywistości) filmy szlachetne i ważne oraz pojawili się twórcy mogący się pochwalić „autorskim charakterem pisma”, to jednak znaczna część rodzimych produkcji była do bólu wręcz odtwórcza – albo względem siebie sprzed 1989 roku, albo względem kina zachodniego (kopiowanego często bez próby zrozumienia specyfiki danej kinematografii). Takim obrazem, który bardzo cierpi na brak własnej tożsamości, jest niestety Underdog.

Sport jako narzędzie awansu. 

Nie chodzi nawet o to, że wszystkie elementy z jakich składa się film Kawulskiego już wielokrotnie widzieliśmy. To jeszcze nie byłby żaden poważny zarzut, gdyż, nie oszukujmy się, nie ma mowy, by w popkulturze coś się nie powtarzało. Chodzi o to, że twórca, który chce wyjść ponad gatunkową przeciętność opowiadając nam, nawet dobrze już znaną historię, musi to zrobić po coś, a dobry dramat sportowy musi być czymś więcej, niż listem miłosnym wysłanym do danej dyscypliny sportu. To, że Rocky Johna G. Avildsena z 1976 jest dziś filmową klasyką, nie wynika tylko z świetnej realizacji oraz charyzmy Sylvestera Stallone’a. Największą siłą obrazu Avildsena jest to, że jest on filmowym marzeniem o sporcie, jako narzędziu klasowego awansu i społecznej emancypacji. Ikoniczna scena, w której Rocky Balboa wbiega po schodach Filadelfijskiego Muzeum Sztuki, która na trwałe zapisała się w historii kina, śmiało może być odczytana jako idealna tego metafora. Kawulskiego jednak jakiekolwiek wątki społeczne, czy klasowe w ogóle nie interesują. Nie tylko główny bohater „Underdoga” to postać w dużej mierze społecznie przezroczysta, ale też próżno szukać jakichkolwiek tego typu wątków na dalszym planie filmowej opowieści, choć np. taka postać Deni Takaeva nie tylko grana, ale i wzorowana na Mamedzie Khalidovie, aż się prosiła o jakiś społeczny background. Szkoda, bo jak pokazują liczne przykłady, historie wzbogacone o ten wymiar są nie tylko pełniejsze i bliższe rzeczywistości, ale zwyczajnie lepsze.

Mielizny zamiast ciekawej opowieści.

Jednak nawet bez tego film o sportowcu, który przez jeden błąd upada, a teraz walczy o to, by się podnieść i odzyskać szacunek do samego siebie, mógłby być interesującą opowieścią. Owszem mógłby być, ale do tego potrzebny by był dobrze napisany scenariusz. Tymczasem historia w Underdog rozłazi się w szwach, sporo tu niekonsekwencji fabularnych, dziur logicznych, czy istotnych wątków, które zostają nagle, bez żadnego wyjaśnienia, porzucone. Przykładowo na początku filmu widzimy, że Kosa ma bardzo poważne problemy z niezaleczoną kontuzją barku, przez co musi brać coraz mocniejsze leki przeciwbólowe. Kilkadziesiąt minut później wątek ten znika i nikt już się do niego nie odnosi, jakby go nigdy nie było. W filmie brakuje też porządnej dramaturgii. Wyraźnie brakuje kogoś, z kim bohater mógłby się skonfrontować – Takaev jest ciekawą postacią, ale nie sprawdza się jako główny przeciwnik, gdyż jest tak empatyczny i szlachetny, że… w pewnym momencie zacząłem mu bardziej kibicować. Rozumiem, że przedstawienie w nieco ciemniejszych barwach któregoś z zawodników KSW byłoby dla reżysera cokolwiek niezręczne, jednak trudno emocjonować się pojedynkiem, w którym, na dobrą sprawę, każda ze stron zasługuje na zwycięstwo. Kolejnym problemem jest to, że Kawulski, odhaczając kolejne „obowiązkowe elementy” dramatu sportowego przy żadnym się nie zatrzymuje na tyle, by mógł on nadać filmowej opowieści więcej głębi. Cierpią na tym zwłaszcza najlepsze elementy ekranowej opowieści: skomplikowana relacja Kosy ze sparaliżowanym bratem (świetny Tomasz Włosok), ojcowsko-synowska relacja z cierpiącym na zespół Tourette’a trenerem (znakomity Janusz Chabior), kiełkująca miłość do Niny, czy powolne docieranie się z jej nastoletnią, zbuntowaną córką (Emma Giegżno). Zamiast dać im więcej ekranowego czasu, co z pewnością wyszłoby filmowi na dobre, twórcy, z sobie znanych tylko powodów, wprowadzają absolutnie kuriozalny wątek rosyjskiej mafii. Wątek ten zamiast (jak zapewne wierzyli twórcy) uatrakcyjnić filmową fabułę, kompletnie ją pogrąża.

Brak artystycznych ambicji. 

To co mi najbardziej przeszkadza w Underdog, to brak jakichkolwiek artystycznych ambicji jego twórców. Reżyser wraz ze scenarzystą, Mariuszem Kuczewskim, całymi garściami czerpią pomysły z zachodniego kina, ale nie próbują ich nigdzie osadzić, jakkolwiek zinterpretować – słowem zrobić z nimi cokolwiek ciekawego. Co gorsza, mam wrażenie, że reżyser całą swoją uwagę skupia, by pokazać nam „piękno MMA” i po drodze do tego celu gubi cały film. Kawulski na pewno jest w tym co robi szczery, ale w rezultacie zamiast dramatu sportowego z prawdziwego zdarzenia oglądamy rozciągnięty do pełnego metrażu spot reklamowy Federacji KSW. Obrazowi nie pomaga również nieznośne efekciarstwo, przez które całość niebezpiecznie dryfuje w kierunku dwugodzinnego teledysku. Nadużywanie ujęć z flarami godne późnego Michaela Baya, czy, szerzej, ogólna tendencja do korzystania z ujęć, które mają być wizualnie ładne, nawet wtedy, gdy nie pełnią żadnej funkcji narracyjnej. Finałowy pojedynek, w którym stężenie slow-motion przekracza wielokrotnie granicę bólu, jest tutaj wisienką na torcie. Naprawdę, epoka nadużywania slow-motion w kinie dawno już minęła – tako rzecze John Wick.

Bardzo kibicuję wszelkim próbom robienia kina gatunkowego w Polsce i naprawdę chciałbym polubić Underdoga. Jednak z czystym sumieniem mogę go polecić jedynie fanom MMA (których w naszym kraju nie brakuje). Oczywiście nie jest tak, że wszystko w filmie Kawulskiego jest złe. Ma świetną obsadę oraz kilka nieźle napisanych linijek dialogów. Ponadto podoba mi się sposób w jaki twórcy podchodzą do swoich bohaterów i opisywanego przez siebie świata – z dużą dozą empatii i bez łatwych osądów. Widać, że to także ich świat i choć sam nie jestem fanem MMA, to jako agnostyk, który zawsze stara się podchodzić z ciekawością do tego, czego nie zna i nie rozumie, bardzo lubię takie podejście. Jednak by zrobić dobry dramat sportowy potrzeba jest czegoś więcej. Underdog jest jak zawodnik, który walczy dzielnie, by nie dać się znokautować. To mu się udaje lecz przegrywa na punkty.
Marek Nowak

Czas trwania: 116 min
Gatunek: dramat, sportowy
Reżyseria: Maciej Kawulski
Scenariusz: Mariusz Kuczewski
Obsada: Eryk Lubos, Mamed Khalidov, Aleksandra Poplawska, Janusz Chabior, Tomasz Wlosok
Zdjęcia: Bartek Cierlica
Muzyka: Grzech Piotrowski