Furie

Wietnamscy filmowcy skupieni wokół kina gatunkowego pozazdrościli kilku zachodnich hitów, ale też wirtuozerii w pomysłowej choreografii z filmów zza morza (Indonezja i ich flagowy tytuł Raid) i skleili własnego, całkiem zgrabnego reprezentanta kina kopanego. Furie jest o tyle ciekawy, że głównym bohaterem jest kobieta, matka wychowująca samotnie dziecko. Córka zostaje porwana, a Hai Phuong (Veronica Ngo) do końca filmu będzie prowadziła pościg i nierówną walkę o jej odzyskanie.
Wydaje się, że twórcy skupili się głównie na „pożyczaniu” i zapomnieli o dopracowaniu, czy chociażby uwiarygodnieniu scenariusza. Te luki, chociaż wyraźne, nie psują jednak zabawy, bo najważniejsze, czyli werwa, która powinna towarzyszyć każdemu akcyjniakowi, została zachowana. Startujemy więc na dalekiej prowincji, gdzie ludzie mieszkający w lepiankach nad rzeką ledwo wiążą koniec z końcem. Wśród nich Hai Phuong, której nie polubimy tak łatwo, bo (to kolejna interesująca rzecz w fabule) postać jest napisana i wykreowana na antybohaterkę. Hai Phuong jest lichwiarką, ściąga długi, wprawdzie marne grosze, ale nie sposób się przez to z nią utożsamiać. Jest ostra dla swojej kilkuletniej córki, próbuje z niej uczynić twardą sztukę, na wzór siebie, bo trzeba przyznać Hai Phuong dostała od życia głębokie i dotkliwe razy. Jak chociażby wtedy, gdy pracowała w wielkim mieście i prowadziła klub o wątpliwej reputacji. Wyrosła z gangsterskiego życia, uciekła od niego, ale kryminał powrócił. Kidnaping w Wietnamie to poważny problem, a uprowadzane dzieci szybko są sprzedawane na czarnym rynku na części, nierzadko w innych, zawsze niecnych celach. Gdy porywacze uprowadzają córkę Hai Phuong, ta rozpoczyna pościg, tak jak stoi, bez zastanowienia, a że od zawsze trenowała sztuki walki (co stanowi o jej predyspozycjach do przestępczego życia), wykorzystuje wszelkie umiejętności, by dorwać bandytów.
Furie to obraz poklejony z kilku klisz, z którego nierzadko wychodzą grube szwy, a widzowie zaznajomieni z najnowszym kinem akcji w mig rozpoznają tropy, które wietnamskich filmowców inspirowały. Akcja przenosi się w drugiej połowie do Sajgonu, a tam jako żywo dostaniemy estetykę z serii John Wick. Kolorowe ulice, oślepiające neony i odważny operator to tylko atuty. Fabularnie oczywiście przychodzi na myśl Uprowadzona z Liamem Neesonem, ale ja bardziej chciałbym wskazać bliźniaczy niemal tytuł Porwanie z Halle Berry. W amerykańskim obrazie udanie wskrzeszającym samochodowe kino akcji z lat 90. również mieliśmy do czynienia ze zdesperowaną protagonistką, której po pierwszym kwadransie porwano dziecko, a do finału obserwujemy dramatyczną próbę dogonienia i odzyskania małego chłopca.
Wracając do Furie i skupiając się na esencji, czyli martial arts, widzowie powinni być usatysfakcjonowani, chociaż trzeba przyznać, że specjaliści od choreografii z Wietnamu są dalecy od wyśrubowanej brutalności potyczek znanych z Indonezji (wspomniana seria Raid czy nowsze The Night Comes for Us).
Jednak ile bym nie wskazywał nawiązań, prawda jest taka, że dobre kino akcji potrafi wybronić się samo. W Furie udaje się to w połowie, bo jako kino napędzane adrenaliną z wojującą o potomstwo heroiną, sprawdza się aż nadto. Gorzej, gdy od akcji trzeba odpocząć i wypełnić tę lukę treścią albo logicznie poprowadzić wątki. Pomimo infantylnych wręcz rozwiązań, Furie obejrzeć warto, bo mało jest we współczesnym kinie kopanym dziewczyn (świetnie wypada w tym temacie koreański The Villainess), które w tak urokliwy sposób radzą sobie z oponentami.

6/10 - niezły

Czas trwania: 98 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Le-Van Kiet
Obsada: Lê Bình, Veronica Ngo, Thanh Nhien Phan, Pham Anh Khoa
Zdjęcia: Morgan Schmidt