Człowiek, który chciał być królem

John Huston zaskakuje pomysłem, doborem materiału literackiego, ale rozczarowuje formą, a właściwie tym, że ponownie wszyscy bawią się dobrze, oprócz widza. Przyznaję, że rozumiem twórcze aspiracje, tym bardziej, że w tym przypadku stały za nimi osobiste przesłanki. Otóż John Huston już w latach 50. zamierzał zekranizować opowiadanie Rudyarda Kiplinga Człowiek, który chciał być królem. Pierwotnie w głównych rolach miał być obsadzony Clark Gable i Humphrey Bogart. To by było! To się nie udało, a plany pokrzyżował głównie Bogart, który umarł. Trzy lata po „Bogiem” odszedł Gable. Złośliwcy. Kolejne przymiarki do głównych ról mieli Burt Lancaster i Kirk Douglas, następnym branym pod uwagę duetem był Richard Burton z Peterem O’Toolem. W latach 70. zaawansowane rozmowy trwały już z Robertem Redfordem i Paulem Newmanem. Skończyło się tak, że John Huston, związany emocjonalnie z Newmanem i poniekąd wpatrzony w niego jak w obrazek, przychylił się ostatecznie do sugestii aktora, że w filmowej adaptacji prozy Kiplinga do głównych ról powinni zostać zaangażowani Brytyjczycy. Tak też się stało, a na ekranie możemy zobaczyć Seana Connery’ego i Michaela Caine’a.

Gdy prześledzi się filmografię Hustona, łatwo zauważyć, że reżyser na początku swojej kariery był w lepszej formie. Oczywiście Człowiek, który chciał być królem miał być od początku rozrywkowym kinem przygodowym, niemniej zakładam, że nakręcony kilka dekad wcześniej mógłby okazać się dziełem niezwykłym, w 1975 roku był tylko niezły.

Opowiadanie Kiplinga to opowieść o obsesji, która urasta do niebezpiecznej megalomanii. Co ciekawe to nie pierwszy taki temat u Hustona. Przecież zarówno Zbereźnik jak i Sędzia z Teksasu jest o tym samym. W Zbereźniku rzezimieszek pragnął być wielkim bandytą, a Roy Bean z Sędziego z Teksasu sam siebie mianował szeryfem i sprawował władzę absolutną. Wszystkie trzy filmy, włącznie z Człowiekiem powstały w krótkim okresie czasu, na przestrzeni sześciu lat. Tak więc Huston po raz trzeci opowiedział o mani, ale co ważne, takiej, która rozrastała się wraz z biegiem wydarzeń.

Daniel Dravot (Sean Connery) i Peachy Carnehan (Michael Caine) to awanturnicy, byli żołnierze brytyjskiej armii, przyjaciele. Wyruszają z Indii do Kafiristanu (teren w Afganistanie) nazywanego przez Arabów krajem niewiernych (ludność była tam wyjątkowo oporna na islamizację). Plan mają niecny. Ze swoim wojskowym wyszkoleniem, bronią palną, chcą pomóc jednej ze zwaśnionych stron (to teren, gdzie plemiona prowadzą na siebie nieustanne podjazdy), wynieść na tron figuranta, później go obalić i pławić się w dobrobycie. Najlepiej scharakteryzować filmowe przesłanie jako „kto mieczem wojuje od miecza ginie”. Innymi słowy Dravotowi i Carnehanowi idzie lepiej niż zakładali, a sam Dravot szybko zostaje przyrównany do samego Boga. Ale wniesionemu na piedestał Anglikowi bardzo szybko przyjdzie zapłacić za swoją postawę, bo tak samo jak łatwo jest oszukać naiwnych, tak samo łatwo jest zdemaskować fałszywego Boga.

Trudno odmówić filmowi zalet, które doceniła akademia. Cztery nominacje do Oscarów wydają się w pełni zasłużone, w szczególności te za kostiumy i dekoracje. Kręcony w Maroko Człowiek ma więc wszystko co potrzebne, by być uznanym za wyśmienite kino przygodowe. Co więc się nie udało? Sama historia może i wciągająca, z udanym morałem, grzęźnie na tej samej mieliźnie co kilka wspomnianych wcześniej tytułów. Huston nie potrafi w humor, a jego „inteligentny dowcip” nie sprawdza się na ekranie (za to doskonale zapewne podczas pracy przy filmie). Takie samo wrażenie miałem przy Zbereźniku Sędzim, ale i przy wcześniejszym Pobij diabła. Ciekawy scenariusz utyka pod ilością dialogów i wątpliwym urokiem satyry.

6/10 - niezły

Czas trwania: 129 min
Gatunek: przygodowy
Reżyseria: John Huston
Scenariusz: John Huston, Gladys Hill, Rudyard Kipling (na podstawie powieści)
Obsada: Sean Connery, Michael Caine, Christopher Plummer, Saeed Jaffrey
Zdjęcia: Oswald Morris
Muzyka: Maurice Jarre