„Na często zadawane pytanie, czy do katastrofy Heweliusza musiało dojść, jest tylko jedna logiczna odpowiedź. Widocznie musiało, skoro doszło”. To oczywiście przerobiony cytat z filmu Rozmowy kontrolowane, ale poniekąd pasuje do wydarzeń i zajść, które miały miejsce owego feralnego dnia na morzu.
Jeżeli mielibyśmy zacząć od „winy”, to trzeba napisać, że twórcy serialu są uczciwi przy jej rozkładaniu. Jednak o samej „winie” ciężko tu mówić i pisać. Każdy może po takim serialu zostać domorosłym ekspertem, ale przecież nie trzeba być specjalistą, by dojść do słusznego wniosku o ciągu wielu przyczyn. Czy istnieje coś takiego jak jeden czynnik, który rzeczywiście przesunął ciężar na tej tragicznej szali? Przy takim, niestety, idealnym współgraniu niefortunnych zdarzeń, jedna przyczyna mniej prawdopodobnie nie uratowałaby załogi.
A zaczęło się od presji.
Jestem potulny, jeżeli chodzi o łańcuch dowodzenia. Nie wchodzę w kompetencję, nie wykłócam się. Jeżeli kapitan Protasiuk nie życzył sobie nikogo w kokpicie, to nie powinno być nikogo w kokpicie, ani tym bardziej tej atmosfery, która na naciski przyzwala. I również nikt nie powinien podchodzić do kapitana Andrzeja Ułasiewicza w sprawie dodatkowego transportu, przesuwania godzin odpłynięcia. Zatem brak presji i wiara w kompetencje mogłaby odwrócić bieg wypadków. Choć, jak zwykle, niekoniecznie. Ale ten sam brak presji i oddanie pełnej władzy w jedne ręce zdecydowanie ułatwia później dochodzenie wspominanej wcześniej „winy”.
Heweliusz to serial kompletny, blisko emocji i blisko ludzi.
Zostaje niestety ten ciąg zdarzeń, bo przecież jest jeszcze sam prom, który pomimo wielu wad, wciąż pełnił służbę. No i pogoda. I tamci Niemcy na kursie. No i w końcu ta akcja ratunkowa.
Zatem miniserial w reżyserii Jana Holoubka to pięć epizodów o katastrofie Heweliusza, ale i o największych ludzkich dramatach. Pięć epizodów wystarczyło, by przybliżyć wydarzenia ze stycznia 1993 roku. I Jan Holoubek przyjął tę uczciwą postawę twórcy, który przygląda się uważnie każdej zainteresowanej stronie. Rozdziela czas starając się, by każda postać mogła się pokazać. To jest produkcja o tyle specyficzna, że polski widz może odnieść wrażenie, jakby był to rzeczywiście nasz narodowy produkt. W każdym miejscu znana twarz, z tyłu Polska, która raczkuje w nowym ustroju, jeszcze dalej rozpadła się Czechosłowacja. To krajobraz pod wydarzenia, w których, pisząc kolokwialnie, jakoś musieliśmy sobie radzić. Na tym PRL-owskim sprzęcie, bez znajomości języka, w nowej rzeczywistości.
Pięć dramatycznych odcinków o tragicznym wydarzeniu, do którego musiało dojść.
Wcale nie uważam, że Heweliusz jako serial wygląda jak milion dolarów, ale właśnie skromnie. Twórcy skupili się na emocjach i szczegółach. I to jest jego siła. Wszyscy już wiemy, że to była jedna z droższych produkcji Netflixa, ale to nic złego, że ja tego nie widziałem. Tak miało być, budżet się bowiem czuje i to przekonanie dominuje. Koszta poszły w uwiarygodnienie produkcji (postprodukcja, scenografia, charakteryzacja, efekty) i dzięki temu Heweliusz wygląda tak prawdziwie. W żadnym momencie nie jest efekciarski, nie musi się mienić blaskiem wydanych pieniędzy. To ten szczególny przypadek, w którym nawet ci czepialscy muszą odpuścić.
Można sobie psioczyć na Netflix, czyli na streamingowego potentata, ale z Netflixem przyszła jakość. Och, oczywiście większość produkcji przelatuje przez palce. Ale czy byłaby szansa na Heweliusza bez Netflixa? Netflix to oczywiście tylko symbol, za nim pojawili się kolejni. Ilość usług streamingowych w naturalny sposób podnosi jakość. Większość to tytuły, które przejdą bez echa, ale one muszą się pojawić po to, by raz na jakiś czas wypłynął Heweliusz.
To serial solidny, skrojony pod kilka godzin emisji. Z jednej strony bardzo skrótowy, ale z drugiej wydobywający esencje tragizmu, który widać na wielu poziomach. Od żalu i smutku rodzin, przez krzywdę związaną z samym rozwiązaniem i całym ciągiem przykrych doświadczeń przy ustalaniu odszkodowań.
Bardzo dobra produkcja.
Czas trwania: 47 – 60 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Jan Holoubek
Scenariusz: Kasper Bajon
Obsada: Michał Żurawski, Konrad Eleryk, Andrzej Konopka, Tomasz Schuchardt, Jacek Koman, Magdalena Różczka
Zdjęcia: Bartłomiej Kaczmarek
Muzyka: Jan Komar

