Byłem przy lekturze Kronik Excalibura jak Bastian, który nie mógł oderwać się od skradzionego (na chwilę!) egzemplarza Niekończącej się opowieści. Znowu miałem kilkanaście lat i znowu kroczyłem tymi pięknymi fantastycznymi ścieżkami.
A wracając na rodzime poletko, to Excalibur. Kroniki w 2025 roku czyta się tak dobrze jak Thorgala w latach 90. Skąd takie poniekąd osobliwe porównanie? Oczywiście nie łączę tych dwóch komiksów tylko ze względu na ich przynależność gatunkową. Oba to wszak fantasy z wyrazistymi postaciami, rozległe w krajobrazie, ale zwarte jeżeli chodzi o bohaterów, zawsze blisko emocji. Wprawdzie Thorgal był bardziej pojemny (elementy sci-fi, mitologie nordyckie), ale atmosfera, narracja, sposób prezentacji akcji, to wszystko przypomina mi Excalibur. Kroniki. Poczułem to, chociaż Thorgala czytałem ostatnio dekadę temu.
Excalibur, niby wszyscy znamy tę historię, a jednak jest sporo zaskoczeń.
I przy tej podobnej atmosferze, którą udało się stworzyć w komiksie, autorzy Alain Brianowi (rysunki) i Jean-Luc Istinowi (scenariusz), opowiedzieli o wszystkich trudach Merlina. Tak, ten legendarny czarodziej, który pochodzi jeszcze ze starego porządku, pragnie tylko jednego, chce by Brytania była jedną zespoloną krainą (tak w armii jak i pod władaniem jednego króla). Zadanie ma Merlin trudne, bo rządzą tu różni władcy, a wysłannicy Avalonu nie mają tyle siły przebicia co choćby Patrycjusz, zbrojne ramię chrześcijaństwa i wysłannik Rzymu w jednej osobie.
Zaskakująco dobry. Opowieść wciąga i pochłania.
Fascynujące są to opowieści i genialnie rozrysowane sceny, które potrafią poruszyć. Ten moment, gdy Merlin przedziera się przez piktów z niemowlęciem na ramieniu. Albo te nasączone emocjami kadry z próbą wyjęcia Excalibura, który może dać swojemu właścicielowi prawdziwą władzę. Są to sekwencje epickie z dużym dramatycznym ładunkiem i niekoniecznie o epickim rozmachu. Tu nie chodzi bowiem o te największe bitwy, wymiar kolosalny w podejściu do ilustracji, a właśnie rasowy storytelling oparty o legendy arturiańskie, wyrazistych bohaterów i detale w ujęciu emocji. Czuć tu bardzo stawkę, czuć też mocno te momenty, które mogą tworzyć fundamenty pod nowe realia w Brytanii. Nie zawsze jednak wszystko idzie po myśli Merlina i jego towarzyszy, fabularnie komiks ma sporo tragicznych zwrotów akcji. To również dostarcza sporych emocji. To fantasy bez nadmiernego politykowania i ze sporą ilością mitologii.
Świetny komiks, ładnie narysowany, z najlepszymi momentami gdy Merlin okazuje się być bohaterem mądrym, odważnym, ale też silnym i tym, który posiada prawdziwą moc. To też komiks, który z szacunkiem i wyczuciem podchodzi do legend arturiańskich. Czytelnicy przyzwyczajeni do znanych motywów, mogą być zaskoczeni. Autorzy zdecydowali się na kilka nowych interpretacji. Ale to przecież zawsze były tylko legendy, mogli więc pójść nowymi ścieżkami. Warstwa graficzna natomiast potrafi zbudować atmosferę tajemnicy i napięcia, idealnie współgrając z narracją. Scenariusz i cała historia Merlina, Patrycjusza, Morgany, ale też postaci pobocznych, prowadzony jest konsekwentnie, z dbałością o rytm i dramaturgię. Świetna rzecz i jedna z moich większych komiksowych niespodzianek.
Rysunki: Alain Brion
Kolory: Alain Brion
Tłumaczenie: Jakub Syty
Skład: Piotr Margol
Redakcja: Izabela Rutkowska
Korekta: Izabela Rutkowska
Ilość stron: 288
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Lost in Time
Format: 240 x 320 mm

