Szkoła kadetów

Szkoła kadetów, albo gdy wojsko wejdzie za bardzo w głowę.

Nie da się ukryć, że Szkoła kadetów była pewnym przełomem dla kilku gwiazd młodego pokolenia. To tam mogliśmy zobaczyć po raz drugi na ekranie Toma Cruise’a (aktor wystąpił w 1981 roku w Niekończącej się miłości Franco Zeffirellego, tam debiutował). To były też lata, kiedy łokciami zaczął się rozpychać Sean Penn.

Szkoła kadetów nie był jednak filmem skrojonym pod wspomnianą dwójkę, pierwsze skrzypce grał wrażliwiec Timothy Hutton, który również w tym samym roku wystąpił u Roberta Redforda w Zwykłych ludziach (tam zauważyła go Akademia Filmowa i przyznała statuetkę Oscara).

Szkoła kadetówSzkoła kadetów, czyli chłopcy z bronią.

Gdzieś na fabularnym podłożu Szkoły kadetów szukałbym powiązań z Władcą much. To wspomnienie powieści Williama Goldinga trwa raptem chwilę, bo nie-dorośli dorośli z filmu Harolda Beckera są o wiele groźniejsi niż dzieciaki na bezludnej wyspie. Groźniejsi dla świata zewnętrznego.

Zaczyna się od całego szeregu błędów jakie popełnił dyrektor szkoły, generał Harlan Bache (George C. Scott) po otrzymaniu informacji o likwidacji szkoły. Charyzmatyczny generał, w którego wpatrzeni byli młodzi kadeci, uniósł się dumą i twierdził że nikt mu tej szkoły nie zabierze. Wydaje mi się, że liczył na konkretną późniejszą reakcję podwładnych. A bycie żołnierzem to przede wszystkim ogromna odpowiedzialność za życie cywilów. Patriotyzm i oddanie? Tak, jak najbardziej. Ale żołnierze pod każdym sztandarem powinien mieć własny rozum, nawet jeżeli przed kimś odpowiada i wykonuje rozkazy. Wszyscy byśmy sobie życzyli, by oficerowie byli tymi najbardziej rezolutnymi.

Młodzież w Szkole kadetów postanowiła się więc zbuntować, kiedy przyszła informacja o likwidacji szkoły. Zabrali broń, zabarykadowali się i liczyli na to, że ktoś weźmie na poważnie ich żądania. Jakie? Wstrzymanie likwidacji placówki i powrót do poprzedniego stanu sprzed decyzji.

Mocne debiuty, ciekawy temat. Szkoła kadetów, dramat o odpowiedzialności.

Nie wiem, w którym momencie młodemu dowódcy (Timothy Hutton), który stał się odpowiedzialny za oddział nastolatków, wymyślił sobie, że burmistrz i zarząd szkoły weźmie pod uwagę groźby. A groźby są realne, bo młodzież jest wyszkolona w obsłudze broni, ma na miejscu cały arsenał, natomiast kilku z nich naprawdę chciałoby się bawić w wojnę.

Szkoła kadetów

Szkoły wojskowe w Stanach Zjednoczonych zawsze istniały. Ilekroć sobie przypomnimy jakieś amerykańskie filmy o dorastaniu, pada tam groźba ze strony rodziców „o wysłaniu do szkoły wojskowej”. Ta groźba była realna, placówki (najczęściej prywatne) z chęcią przyjmowały dzieciaki i odpowiednio je temperowały. Nie przeczę, takie miejsca mogą dać dużo dobrego tym wyjątkowo krnąbrnym (jeżeli już nic nie dociera), ale mogą też popsuć tych, których wpycha się na siłę w ciasne kamasze.

A film Harolda Beckera? Wprawdzie jego Cebulowe pole, debiut z 1979 roku był z pewnością mocniejszy, ale i tutaj Becker nie ucieka od niewygodnych tematów. To solidny dramat o odpowiedzialności, dorastaniu, dorosłych którzy potrafią zawodzić i dają zły przykład. Szkoła kadetów prezentuje różne postawy, od tych głupio lojalnych, przez trzeźwo myślących. Stopień wojskowy nie jest, jak się okazuje, wyznacznikiem czegokolwiek. Mądry szeregowy może wykazać się większą odpowiedzialnością niż tępo wykonujący rozkazy oficer.

45 lat po premierze Szkoła kadetów wciąż zmusza do dyskusji, jest tym wiarygodnym filmem o chłopcach, którzy chcieliby być bardzo twardzi (nie wszyscy, większość z przymusu), ale zapomnieli, że dorastanie to też inne zabawy.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 126 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Harold Becker
Scenariusz: Darryl Ponicsan, Robert Mark Kamen
Obsada: George C. Scott, Timothy Hutton, Ronny Cox, Sean Penn, Tom Cruise
Zdjęcia: Owen Roizman
Muzyka: Maurice Jarre