Metro

1985 rok i ten moment kiedy wszyscy byli piękni i młodzi, a Besson czego się dotknął zamieniał w złoto, To wówczas powstało jego Metro. Dzisiaj też wszyscy są piękni, choć gorzej już z młodością. Na pewno natomiast swój powab utracił Besson (prawdopodobnie bezpowrotnie, chociaż dobrze piszą o jego Draculi).

Ale 1985 rok? Moi drodzy, drugi pełnometrażowy film Luca Bessona, kompletnie szalony, intrygujący, kręcony bez hamulców w tym swoim zawadiackim punkowym anturażu. Metro musiało się udać, chociaż zarazem nie posiada łatwo przyswajalnej fabuły.

MetroTrudno nadążyć za fabułą, istotą jest stylistyka.

Luc Besson nakręcił coś na kształt współczesnej anarchistycznej baśni o kilku wykluczonych postaciach. Ci bohaterowie żyją w paryskim metrze. To miasto pod miastem, ze swoimi tunelami, przepastnymi korytarzami, całą siecią gastronomiczną, komisariatem policji i oczywiście z peronami. Naprawdę, nie trzeba wychodzić na zewnątrz, by jakoś tam przetrwać. I ci ludzie tu egzystują. Wśród nich są kieszonkowcy, romantycy, ale też pracownicy fizyczni na usługach służb komunalnych. Mieszkają, hałasują, są utrapieniem dla policjantów i ochrony. Tak jak Fred, ufarbowany na jasny blond z fryzurą, która wybuchła, a trzyma się na wodzie z cukrem jak za starego dobrego Jarocina. Fred, przystojny mężczyzna o marzycielskim spojrzeniu.

Metro to taki odprysk od francuskiej Nowej Fali. Kolorowy, energetyczny, z kilkoma mrugnięciami w stronę nowofalowych mistrzów. Tak wtedy potrafił opowiadać Luc Besson, po swojemu, bez oglądania się na innych, z wielką odwagą i pozytywnym biglem. Był romantykiem kina i wyraźnie zarażał ekipę swoją miłością do kina. Lambert jest genialny, Isabelle Adjani kradnie każdą scenę, a wszystkie postaci drugoplanowe przykuwają uwagę. To wygląda tak, jakby Luc Besson nie zapomniał o nikim i o niczym. Wszystko w jakiś sposób zdąży tu wybrzmieć, każdy będzie miał swoje pięć minut, by zostać dobrze zapamiętanym.

Mix gatunkowy, ukłon w stronę Francuskiej Nowej Fali.

Najłatwiej pisać o Metrze skupiając się na stylu i wskazując środki formalne. Tak rzeczywiście jest, bo sama opowieść jest nieco chaotyczna, panuje tu ten artystyczny nieład (jak na głowie Freda), scenariusz jest o wielu rzeczach, ale o żadnej dokładnie. Heist-movie, love story, wspaniała ścieżka dźwiękowa od Érica Serry i jeszcze raz energia ruchu.

Metro

Jest też coś w tym filmie zauważalnie spontanicznego. Miałem wrażenie, że tutaj (chociaż to zapewne nieprawda) większość odbywała się na zasadzie improwizacji. Niespotykany żywioł w spojrzeniach, szczere uśmiechy, piękny czas i piękne miejsce. Nie poznamy tych ludzi dokładnie, wiemy że są na społecznym marginesie, że przytrafiło im się kiedyś wiele złych rzeczy. Ale jakoś sobie tutaj radzą, mają siebie, dopasowują się do ścian, przedmiotów, korytarzy, stanowią tkankę tego metra, wtapiają się w styl.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 104 min
Gatunek: kryminalny
Reżyseria: Luc Besson
Scenariusz: Luc Besson, Marc Perrier
Obsada: Isabelle Adjani, Christopher Lambert, Richard Bohringer, Jean-Pierre Bacri, Jean-Hugues Anglade, Jean Reno
Zdjęcia: Carlo Varini
Muzyka: Éric Serra