Dystopolis

Dystopolis to ostatnie miasto, które jako tako jeszcze funkcjonuje. Rozległa metropolia bardzo przypomina wizjonerskie obrazy z czasów Metropolis Fritza Langa. Nie sposób ogarnąć horyzontu, budynki piętrzą się gęsto, tu i ówdzie przemykają latające jednostki. Ale w mieście jest jeszcze spokojnie. Nadchodzi natomiast ten cykliczny moment (raz na pięć lat), gdy na ulicę wypełznie Kanibal. Tak! Raz na pięć lat.

Dystopolis stanie się jego półmiskiem. A trzeba Wam wiedzieć, że Kanibal nie wybrzydza, zjada wszystko. Bez opamiętania ładuje w gardziel każdy egzotyczny gatunek. I nie ma umiaru. Pomagają mu w tym fanatyczni wyznawcy. Policja natomiast, jak zawsze, ma nadzieję ukrócić ten morderczy proceder.

Wyobraźcie sobie tego dzielnego policjanta, skądinąd nowy narybek w służbach, który ukończył akademię i podjął pracę właśnie teraz. Wszystko z premedytacją, wszystko idealnie w czas. Ma na imię Abdulla i ma jeden priorytet jako rekrut, chce dopaść Kanibala.

DystopolisDystopolis, przez żołądek do serca.

To tak pokrótce, naprawdę, bo fabularnie Dystopolis wymyka się ze schematów za każdym razem, gdy czytelnik ma podejrzenie, że autor zagra ów schematami. Nawet ten Abdulla, od którego rozpoczyna się opowieść, nie jest de facto głównym bohaterem. Jest przecież policjant Billy, nowy partner żółtodzioba. To na Billym skupia się duża część historii, a zaczęło się od „niedyspozycji” policjanta.

Miel Vandepitte jest nie do zatrzymania w Dystopolis. Scenarzysta i ilustrator w jednej osobie przedstawił się jako artysta szalony, tworzy bez hamulców, nie ma dla niego barier, realizuje najbardziej zwariowane pomysły w swoim kryminalnym sci-fi, który ze swoim przepychem przypomniał mi o Piątym elemencie Luca Bessona. Ale nie tylko, bo Dystopolis jest czymś więcej.

Bizzare, czyli słowo klucz do odczytania komiksu.

Ilustracyjnie to rzeczywiście przepych, a mnogość ras, które zasilają miejski krwioobieg jest tu wszak niepoliczalna. Kreatywność Vandepitte’a jest na tym polu porażająca. Wygląd postaci, każdej nowej, przypomina odkrywanie komiksowej serii Saga, czyli tej wielotomowej space-opery autorstwa Briana K. Vaughana (scenariusz) i Fiony Staples (rysunki). W Dystopolis i Sadze mamy podobny rozstrzał gatunkowy postaci, od ludzi, po małe istoty wykluwające się z jajek. I każda następna strona może przynieść kolejną niespodziankę. Ale ten sam przepych to przede wszystkim miejski krajobraz. Vandepitte łączy ultra nowoczesną architekturę z klasycyzmem. W Dystopolis jest specjalne miejsce, w którym włodarze trzymają całą cywilizacyjną architektoniczną schedę. Egipskie piramidy stoją obok wyuzdanych drapaczy chmur przyniesionych prosto z Łowcy androidów. Istny koncepcyjny bigos. To działa w tym komiksie wspaniale.

Jednak pomysły autora nie ograniczają się tylko do bohaterów. Pomysły, a raczej patenty, to także funkcjonowanie świata, czy chociażby sam koncept na Kanibala, który nie może opanować swojego głodu.

To komiks okazały, dziwny a nawet dziwaczny, ze specyficznym humorem. Nie przypadnie wszystkim do gustu. Jest jak pizza z ananasem, jak odzież skompletowana przez nastolatka. A jednak jest w tym jakiś magnetyzm, to wciąga, brniemy z zaciekawieniem w tą komiczną i straszną historię o Kanibalu, który pożera mieszkańców Dystopolis.

Patryk Karwowski

Tytuł oryginału: Dystopolis
Rysunki: Miel Vandepitte
Scenariusz: Miel Vandepitte
Kolory: Miel Vandepitte
Tłumaczenie: Olga Niziołek
Redakcja: Izabela Rutkowska
Korekta: Izabela Rutkowska
Skład: Piotr Margol
Ilość stron: 152
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Lost In Time
Format: 210 x 280 mm

KOMIKS UDOSTĘPNIONY PRZEZ WYDAWCĘ. ZNAJDZIESZ GO NA PÓŁKACH