Vampire Hunter D: Żądza krwi

Vampire Hunter D: Żądza krwi świat po nuklearnej zagładzie jakoś trwa. Są enklawy, po spalonych ziemiach przechadzają się wampiry. Technologia stoi na wysokim poziomie, podręczne arsenały są w stanie zmieść z powierzchni całe miasta. Jednak przy pragnieniach i żądzach nic się nie zmieniło. Miłość i pożądanie działa niezmiennie tak samo, po staremu.

Charlotte, młoda dziewczyna, zostaje porwana przez Barona Meiera Linka. Trudno tutaj mówić, jak zawsze w przypadku wampirzego uroku, o zmysłowym uczuciu dziewczyny do wampira. Teraz jest oczywiście ta wielka miłość, ale nie wątpię, że zadziałały tu toksyny drapieżnika. Niemniej dziewczyna jest już w powozie, siedzi obok bogato zdobionej trumny z Meierem wewnątrz. Powóz ochraniają wynajęci najemnicy mutanci. Zmiennokształtna Caroline, wilkołak Mashira i stopiony z cieniem Bengé. Niezła paczka. Tropem porywaczy rusza grupa doświadczonych łowców nagród oraz on, Dhampir, w skrócie D. Grupy nie działają razem, to konkurenci w drodze do nagrody. Dhampir to stworzenie, które powstało ze związku wampira i człowieka. Niczym rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu przemierza krainę i wypełnia zlecenia. Misja z porwaną Charlotte będzie jedną z trudniejszych.

Vampire Hunter D: Żądza krwiHorror, sci-fi, wampiry. Miszmasz, który działa fantastycznie.

Przy podchodzeniu do filmów anime (tych, które są adaptacjami mang) zawsze towarzyszy lekki zamęt przy okazji części, wersji, serii. Te segmenty, odnogi, adaptacje mang z tego i tamtego okresu. Osobie, która chciałaby obejrzeć jakiś tytuł, tak jak wypada, po bożemu, może to nastręczać niekiedy problemów. Franczyza Vampire Hunter D nie jest wprawdzie przesadnie rozbudowana, a i tak się potknąłem. Przy Vampire Hunter D stało się tak, że obejrzałem najpierw film z 2000 roku o podtytule Żądza krwi (pierwsza część miała premierę w 1985 roku).

Nic się nie stało, wiem że wydarzenia nie zazębiają się szczególnie mocno. Twórcy dbają o to, by widz mógł dobrze czuć się bez znajomości wcześniejszych epizodów. A mangi? Do tej pory ukazało się kilkadziesiąt tomów.

Historia o uczuciu, które nie miało prawa przetrwać.

Produkcja filmu trwała trzy lata. Animacje zostały stworzone w tokijskim Madhouse, a post produkcja odbywała się już w Ameryce. Za reżyserię odpowiadał Yoshiaki Kawajiri, który w 2000 roku miał już na swoim koncie takie kultowe tytuły jak Wicked City i Ninja Scroll.

Vampire Hunter D: Żądza krwi

Vampire Hunter D: Żądza krwi to przede wszystkim wspaniała animacja, tła, pomysły i patenty które są sukcesywnie odkrywane jak ten pasożyt ukryty w dłoni D, który służy radą, a często usłyszymy jego zabawny komentarz. Pasożyt ma też cudowną umiejętność pochłaniania czarów. Niejednokrotnie ochroni on D od zguby. Ale nie tylko przy D widać efekty kreatywnego sztabu. Podejrzewam, że większość została oczywiście zapożyczona z Vampire Hunter D Volume 3: Demon Deathchase mangi autorstwa Hideyuki Kikuchi, na podstawie której została oparta akcja filmu.

Żądzy krwi dzieje się bardzo dużo. Akcja gna do przodu, powóz z wampirem i jego oblubienicą nie zamierza się zatrzymać, a najemnicy i D wciąż przypuszczają nań ataki. Przypomina to trochę serię Mad Max z tym szaleńczym pościgiem za konwojami, bez względu na epizod filmowej postapokalipsy. Świetna animacja, potrzebny patos i ten epicki wymiar każdego spojrzenia i gestu.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 102 min
Gatunek: horror, anime
Reżyseria: Yoshiaki Kawajiri
Scenariusz: Yoshiaki Kawajiri
Obsada: Pamela Segall, John DiMaggio, Dwight Schultz, Andy Philpot
Zdjęcia: Hitoshi Yamaguchi
Muzyka: Marco D’Ambrosio