Kandydat

Przysłowiowe pióro, maszyna do pisania, czy po prostu edytor tekstowy. To potężne narzędzia. W nieodpowiedzialnych rękach mogą krzywdzić, tak się dzieje. Czy Jakub Żulczyk kogoś skrzywdził swoim Kandydatem? Nie wiem. Ale tak mogło się stać, nawet jeżeli to tylko, albo aż, political fiction, thriller, ale przede wszystkim historia osób, które mają w swoich rękach za dużo władzy. Ludziom wówczas, pisząc kolokwialnie, odpieprza.

KandydatKandydat, alternatywna rzeczywistość.

Mam wrażenie, że Jakub Żulczyk pisał swojego Kandydata na podwyższonym tętnie. Wkurzony pisarz? Być może. Sprawa autora i jego epizod z prezydentem jest jasna. Dla pisarza ta sprawa zakończyła się szczęśliwie,  proces o zniesławienie umorzono. Co teraz? Czy Kandydat to druga rudna? 

Żulczyk nie używa prawdziwych personaliów przy tworzeniu postaci, ale osadza swoją powieść w konkretnym czasie, konkretnym miejscu. To dzień wyborów, ten moment ​kiedy Polacy ruszają do urn i mają zdecydować o wyborze prezydenta. Ale Żulczyk rzeczywiście celuje w konkretny moment, to 28 czerwca 2020 roku. Tutaj wszystko się zgadza. Czytelnicy, którzy choćby pobieżnie interesują się polityką, nie powinni mieć problemu z rozpoznaniem konkretnych osób, nawet jeżeli są określone tylko funkcjami, lub pseudonimami. Jest więc Prezydent, Żona Prezydenta, Cerata, Prokurator i przede wszystkimi on, Car, czyli brat nieżyjącego już Mistrza. Grubo, co nie?

I w tych jasno określonych realiach może wybuchnąć bomba, Reporter dysponuje materiałem, który, jeżeli zostanie opublikowany, może wpłynąć na wynik wyborów.

Styl Żulczyka jest znany. Fani twórczości pisarza nie mogą być rozczarowani. To ten sam Żulczyk. Maniera, wyciskanie ze zdań ostatnich potów, jak przy ostatniej serii na siłowni. Żulczyk obraca te słowa z każdej strony, to wciąga, jest szorstko i gęsto. Ten thriller przychodzi nagle, bo owszem, znamy sytuacje z życia, wiemy z czym konkretnie skojarzyć dane osoby, ale groza staje się jasna w momencie, gdy political fiction policzkuje stosowanym realizmem.

Znana wszystkim forma, podobny ciężar zdań.

Wiemy również, kiedy Żulczyk skręca i zaczyna uprawiać pisarstwo fantazyjne, wymyślne i wkracza na pole sensacji. Tych rzeczy nie było, ale… mogły być. Zasady i mechanizmy stosowane przez aparat państwa są bezlitosne, bo ludziom przy władzy, powtórzę, czasem odpieprza. A zaczyna się od ukrywania trupów w szafie.

Kiedy możliwości są prawie nieograniczone i można zrobić wszystko by przetrwać, to właśnie to jest robione. Szeregowy obywatel nie może nic i Żulczyk o tym właśnie pisze. O państwie, moralności, zepsuciu. A ta krzywda, którą mógł wyrządzić? No mógł (chociaż ja bym wolał napisać o wkładaniu kija w mrowisko), bo chociaż personaliów nie ma i osoby najbardziej zainteresowane też nie powinny być obrażone (przecież to fikcja!), to już kilka osób im najbliższych może wyciągnąć pochopne wnioski z wielu akapitów.

Ja jednak nie miałem tu z niczym problemu. Kupuję Żulczyka z całym inwentarzem, włącznie z tym kontrowersyjnym zabiegiem, bo on rzeczywiście jest cholernie, moim zdaniem, kontrowersyjny. Mieszkam tu, interesuję sie polityką, słucham wywiadów z politykami, a później czytam political fiction Kandydat o tych ludziach. Incepcja.

Patryk Karwowski

Autor: Jakub Żulczyk
Ilość stron: 464
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Świat Książki
Format: 140 x 220 mm