Złodziej dragów – pierwszy sezon

i>Dope thief, czyli w polskiej dystrybucji Złodziej dragów. To prawidłowe przetłumaczenie tytułu, ale moim zdaniem mało zachęcające do seansu. Niemniej nad serialem warto się pochylić, nawet jeżeli wszystkie osiem epizodów nie będzie dla Was w pełni satysfakcjonujące.

Twórcą serialu (obecnie dystrybuowany pod skrzydłami Apple TV+) jest Peter Craig. Wyreżyserował również ostatni epizod. Całość wprawił w ruch Ridley Scott (i trudno zaprzeczyć, że pierwszy odcinek, jedyny wyreżyserowany tutaj przez Scotta, jest również tym najlepszym). Craig jako scenarzysta debiutował przy Mieście złodziei (2010, Ben Affleck). Później podpisał się między innymi przy scenariuszu Batmana (2022, Matt Reeves).

Dope thief to nierówności i wyboje. A zaczyna się naprawdę nieźle i mocno. Pierwsze trzy odcinki są emocjonujące. Ostatnie trzy świetne, finał trzyma w napięciu, a środek i kilka pomysłów (wątek romantyczny głównego bohatera i prawniczki) jest zupełnie nietrafionych, a nawet osobliwych.

Złodziej dragów - pierwszy sezonZłodziej dragów czyli z deszczu pod rynnę, a później coraz gorzej.

Ale ten początek i sam pomysł na zawiązanie akcji to ostra sensacyjna zagrywka. Żeby nakreślić po trosze krajobraz i wprowadzić w fabułę czytelników (tylko trochę, bez żadnych spoilerów) trzeba wspomnieć o dwójce głównych bohaterów. To do rany przyłóż ludzie, chociaż wychowali się w trudnych środowiskach. Kumple na zabój, być może nawet przyjaciele. Wiem, co napiszecie, bo Ray Driscoll (Brian Tyree Henry) i Manny Carvalho (Wagner Moura) zasługują na wiele rzeczy, które ich spotkają. Znają się od dzieciństwa, nie przepracowali uczciwie jednego dnia. Kradzieże, kombinowanie, szemrane interesy. Cóż, to prawda. Ale to taka ulica, taka dzielnica, jeden kradnie drugiemu, krzywdy dobrym ludziom nie zrobili. W ich przypadku chodzi bowiem o obrabianie dilerów. Przywdziewają maski agentów DEA i robią naloty na miejscówki, w których jest utarg z handlu. Niebezpieczne? Owszem. Nierozsądne? A jakże. Ale są w tym dobrzy, są wiarygodni. Do czasu.

Dostają zły adres, biorą trzeciego do ekipy. I pod tym adresem wszystko poszło źle. Zostały uruchomione niszczycielskie siły, ucierpi wiele osób.

Ma momenty, ma fajnie nakreślonych bohaterów i sytuacje. Po drodze się potyka.

Dope thief ma momenty, całe zawiązanie akcji jest świetne. Dwójka kryminalistów dwoi się i troi, by posprzątać bałagan, który narobili, ale to nie ma sensu. Zadarli z wrogiem, który ma ogromne zasoby i jest zdeterminowany. Rozwiązanie nawet zaskakuje. Craig stworzył charakternych bohaterów i takich, których z miejsca da się polubić. Sfrustrowani, z planem układanym naprędce, można im kibicować w tej nierównej walce.

Złodziej dragów - pierwszy sezon

Dope thief niestety rozmywa się gdzieś w środku, to coraz częstszy zarzut w przypadku seriali złożonych z ośmiu lub dziesięciu odcinków. Tak jakby tych dobrych pomysłów rzeczywiście było na góra sześć epizodów. Tutaj dochodzi wątek z ojcem Raya z więzienia (epizodyczna rola Vinga Rhamesa), wspomniany wątek z prawniczką (trudno tutaj się rozeznać, o co tak naprawdę chodzi twórcom). Ale jest i ta bardzo zajmująca ścieżka w scenariuszu, którą dzielnie brnie Mina (Marin Ireland) prawdziwa agentka DEA. Jej determinacja i wściekłość stanowi intrygującą przeciwwagę dla głównego fabularnego wątku z dwójką kryminalistów, którzy weszli w bagno i nie mają możliwości się z niego wycofać.

Serial to klasyczny przykład kryminalnej produkcji, w którym scenarzyści przedstawiają historię, w której źle poszło wszystko. I z odcinka na odcinek jest coraz gorzej jeżeli chodzi o ratowanie sytuacji przez głównych bohaterów. Z deszczy pod rynnę, a spod rynny prosto do rynsztoka. Gorączka potrafi czasem udzielić się widzowi. Niezły, choć potencjał był większy.

Patryk Karwowski
Gatunek: kryminał
Twórca: Peter Craig
Reżyseria: Peter Craig, Ridley Scott, Jonathan van Tulleken, Tanya Hamilton, Marcela Said
Scenariusz: Peter Craig
Obsada: Brian Tyree Henry, Wagner Moura, Marin Ireland, Amir Arison, Nesta Cooper, Kate Mulgrew, Ving Rhames
Zdjęcia: Erik Messerschmidt, Yaron Orbach, Eduardo Enrique Mayén
Muzyka: Dominic Lewis