Diablo

Jest kilka takich przypadków, gdy filmowy antagonista potrafi przyćmić głównego bohatera. I są to filmy zawsze wspaniałe, bo dostajemy doskonały balans. Jako widzowie kibicujemy oczywiście temu dobremu, ale jest to jednocześnie niezwykle piękny moment, gdy na ekran wkracza prawdziwe zło i czerpiemy z tego autentyczną radość. Dość wymienić T-800 (Terminator), Darth Vader (saga Gwiezdne wojny), Kurgan (Nieśmiertelny). Jest ich wielu, ale tutaj się zatrzymamy. Pojawił się bowiem El Corvo z filmu Diablo w reżyserii Ernesto Díaz Espinozy.

DiabloDiablo, czyli kino akcji w duchu kina eksploatacji.

Czy nie jest to z mojej strony faux pas, że rozpoczynam tekst od wzmianki o przeciwniku głównego bohatera? Być może, ale El Corvo skradł moje VHS-owe serce. Ale nie jest to na szczęście ten przypadek, gdy antagonista kradnie cały show. Dzielnie stawia mu się Scott Adkins.

Niebywałe. W 2025 roku dostajemy kino akcji, w którym dwóch podchodzących pod pięćdziesiątkę aktorów daje nam tak spektakularne widowisko. Scott Adkins i Marko Zaror (czyli El Corvo) to piewcy solidnego martial arts, propagatorzy doniosłej eksploatacji, entuzjaści starej kaskaderki i widowiskowej operatorki. To żyje, to się ogląda! A fabuła? Cóż, trzeba o niej wspomnieć.

Świetna choreografia i genialny zły charakter. Rola życia Marko Zarora.

Otóż Kris (Scott Adkins) po długiej odsiadce chce odnowić kontakt z córką (cudownie złe aktorskie szarże Alany De La Rossy). Dziewczyna nic o prawdziwym ojcu nie wie, od zawsze wychowuje ją Vincent, boss lokalnego kolumbijskiego gangu. Ale Kris się pojawia, porywa własną córkę (której nie w smak jest to całe zajście). Za Krisem rusza horda cyngli i on, El Corvo, który ma swój w tym wszystkim interes (wiąże się ze starą zadrą z Vincentem). Niezły z tego wykrawa się trójkąt, finał dowozi.

Diablo

Diablo to filmowy komiks, przesadzona miejscami brutalność, sceny które powinniśmy zobaczyć tylko na ilustracjach (El Corvo zszywa sobie skórę na głowie), ale też świetna realizacja w duchu nowocześnie spreparowanej akcji. Choreografia (ułożona przez Zarora) to seria krótkich wymian ciosów. Każdy czuć, każdy jest dobrze sfotografowany i nic nam nie umyka. A sam El Corvo to rzeczywiście chodzący T-800. Nie czuje trwogi przed nikim, nie straszne mu kule, nie boi się postrzałów, a najlepsze zostawiłem na koniec. Otóż niczym najlepszy komiksowy złoczyńca El Corvo ma swój znak rozpoznawczy. Tutaj to żelazna pięść, która kryje w sobie niejedną niespodziankę.

Wspaniały seans. Szybkie i brutalne kino akcji. Z ciekawym i dość rzadko eksploatowanym kolumbijskim krajobrazem. Adkins jest genialny jak zawsze, ale to Zaror wychodzi najczęściej przed szereg. Charyzmatyczny psychopata z misją, którą musi wykonać. I dostajemy wyrwaną z zawiasów furtkę na drugą część. Oby!

Patryk Karwowski

Czas trwania: 91 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: Ernesto Díaz Espinoza
Scenariusz: Mat Sansom
Obsada: Scott Adkins, Marko Zaror, Alana De La Rossa, Lucho Velasquez, Diana Hoyos
Zdjęcia: Niccolo De La Fere
Muzyka: Rocco