Szwedzki stół. Na półmiskach jest tyle rzeczy, że w zasadzie spróbowanie wszystkiego mogłoby się źle skończyć. Pół dnia w toalecie. Ale ja lubię szwedzkie stoły. W hotelach jestem niepoprawny, ładuję na trzy talerze. Wstydzę się i jem jednocześnie. Bez umiaru. Bez umiaru zachowali się również szefowie kuchni Danny Boyle (reżyser) i Alex Garland (scenariusz). Jakby na to nie patrzeć, filmowe tuzy.
28 dni później, pierwsza część obecnej trylogii to czołówka w reżyserskim dorobku Boyle’a. Horror który dolał świeżej krwi do gatunkowego rosołu. Boyle wyjął stare baterie z zamulonych zombie i włożył świeże Duracelle. Ach, jak te zwłoki pięknie przyspieszyły. Ileż tam było agresji. I ten wspaniały cyfrowy sznyt. 28 tygodni później miał w sobie duży ładunek emocji, to była dobra odsłona. A teraz?
28 lat później, ale zombie nie przyspieszyły znacząco.
Teraz jest ten szwedzki stół. Jest na słodko, na kwaśno, jest gorzko. Mamy desery, pieczywo, jest i mięsiwo, dużo mięsiwa. Nie wiadomo od czego zacząć. 28 lat później sytuacja wydaje się być klarowna. Nikt już nie chce jeździć na wyspy, pracy na zmywakach nie ma, nie ma też samych zmywaków. Są jakieś enklawy, nikt się już tam nie pcha, wszyscy Polacy wrócili. Zostały zombie w kilku odsłonach. Powolne, klasyczne szybkie. Są i te bardziej rozgarnięte Alfa na które wirus podziałał jak najlepsza suplementacja premium. Przez to są nieco wyrośnięte. Poszło też w genitalia, co Danny Boyle skrupulatnie zaznacza obiektywem.
Wyspa została gęsto opatulona jednostkami pływającymi, nikt nie ma prawa się przedostać. Ale są te ludzkie skupiska, w których ludzie żyją poniekąd według średniowiecznych praw, w społecznościach z jasno wytyczonymi rolami. Jest kilka zawodów, proste zasady, głównie są farmerzy i woje.
Ma świetne momenty, ale ogólny rozgardiasz psuje nieco odbiór.
Sprawa w filmie dotyczy rodziny, w której 12 letni Spike musi przejść inicjację łowcy. Wybiera się z ojcem na ląd, by sprawdzić się jako łucznik. To pierwszy epizod, który służy tylko temu, aby Spike i Jamie dojrzeli ogień w głębi lądu. Tam podobno egzystuje lekarz, stary wariat. A jeżeli jest to lekarz, myśli sobie Spike, to być może wyleczy moją mamę. Zaczyna się drugi epizod (mocne cięcie pomiędzy filmowymi wątkami, praktycznie druga część jeżeli kiedykolwiek doszłoby do reedycji w formie serialu) i Spike wyrusza w podróż.
Obsługa z kuchni dorzuca kolejne półmiski, a ja nie nadążam machać widelcem. Wątek ze szwedzkimi żołnierzami, którzy rozbili się na tratwie w pobliżu lądu, ten epizod z lekarzem (wspaniały skądinąd wtręt, w którym genialny Ralph Fiennes robi trochę za pułkownika Waltera E. Kurtza). Jest i finał z tortem weselnym, którego nie jesteśmy w stanie spróbować, bo pojawiają się napisy. Autentycznie, bo Spike dołącza do składu, który… koniec filmu.
28 lat później ma świetny obraz, cyfrowy przekaz został zachowany. Montaż wyborny w duchu najlepszych dokonań Boyle’a. Wybory muzyczne są doskonałe. Gwałtowne sceny to majstersztyk, przebieramy nogami razem z głównymi bohaterami. Sceny akcji wyśmienite, a zombie dostają tak, że musi je boleć, chociaż przecież nic już nie czują. I to wszystko w tym niepoprawnym bałaganie.
Czas trwania: 115 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Danny Boyle
Scenariusz: Alex Garland
Obsada: Jodie Comer, Aaron Taylor-Johnson, Jack O’Connell, Alfie Williams, Ralph Fiennes
Zdjęcia: Anthony Dod Mantle
Muzyka: Young Fathers
Za seans dziękuję sieci kin.