Keoma

Pół życia za mną, a dopiero teraz zobaczyłem jeden z najwspanialszych westernów w historii kina. Pochłonął mnie. Poetycki, brutalny, oniryczny, z bohaterem który nie wychodzi z własnego mroku i cierpienia. To Keoma.

Jasne, nic nie przebije trylogii dolarowej od Sergio Leone. Ale tam był inny budżet, czas i inne uwarunkowania. Z drugiej strony, czy Enzo G. Castellari potrzebował kolejnych milionów, by przyrządzić na podstawie scenariusza jeszcze lepszą michę spaghetti? Nie potrzebował, bo moim zdaniem Keoma jest kompletny.

KeomaKeoma, jak feniks z popiołów.

I gdy spaghetti western we Włoszech już dogorywał (a może nawet przysypany był piachem), Castellari wyprowadził niejako ostatni cios. Z popiołów wychynął Keoma. W takim tonie, na amerykańskiej ziemi, powstawały najlepsze antywesterny. Tutaj, na Półwyspie Apenińskim Keoma był jednym z ostatnich strzałów. Już nigdy nie będzie takich filmów.

Keomę poznajemy, gdy wraca po długiej tułaczce do rodzinnego miasta. Weteran wojenny, człowiek z krwi i kości, ale duchem gdzieś daleko stąd. Nie ma szans, by na jego obliczu zagościła pogoda ducha. Zniszczony przez przeszłe wydarzenia pół-Indianin Keoma wkracza do miasta, w którym rządzi były żołnierz Caldwell. Ma przy boku wierną watahę psów, w tym trójkę przyrodnich braci naszego głównego bohatera. Mało rodzinnych dramatów? Oto w tym samym miasteczku mieszka ojciec tej czwórki. Na Keomę czeka od zawsze i zawsze będzie stał po jego stronie.

Żeby nakreślić całą sytuację, trzeba zwrócić uwagę na niemalże apokaliptyczną aurę unoszącą się nad fabułą. Świat jest w filmie zniszczony przez wojnę. Miasto dociskane przez wyzyskującego wszystkich Caldwella jawi się jak przedsionek piekła. To wprawdzie nic nowego w westernie, ale dzięki stylistycznym zabiegom miałem wrażenie, że miejski krajobraz to obrazek czegoś upadłego. Dodatkowo po okolicy rozprzestrzenia się choroba, zarażeni wywożeni są z miasta. Nic tu nie jest takie, jak Keoma zapamiętał z czasów dzieciństwa (fantastyczny zabieg ze scenami retrospekcji, w których momenty z przeszłości pokazane są na tym samym tym planie, co aktualne wydarzenia). Wówczas również miał wiernego przyjaciela, czarnoskórego mężczyznę, który w domu był służącym. George (Woody Strode) tonie teraz w morzu alkoholu i zamroczony snuje się po ulicach. Ponury to czas i ponure miejsce.

Pesymistyczny, otulony zawsze posępną atmosferą.

Taki jest Keoma, bardzo pesymistyczny, przygnębiający z powracającą melodią autorstwa i w wykonaniu braci Guido i Maurizio De Angelis wyśpiewaną drżącym głosem. Mocno zdziwiły mnie negatywne opinie na temat muzyki, na którą zdecydowali się twórcy. Melancholijne ballady z tekstami, które w jasny sposób nawiązują do fabuły, może i za bardzo ekspresyjne w swoim wyrazie są dla mnie idealnie dobrane do atmosfery. To uzupełnienie historii, troszkę ociekają kiczem, ale łapią się w konwencje i nie wyobrażam sobie innych muzycznych ilustracji. Raz, że pasują do tej wykrwawiającej się krainy, pełne bólu i cierpienia. Dwa, że stanowią niejako znak czasów, to utwory pisane niemalże na hipisowską modłę.

Keoma
Można przy okazji Keomy pisać tylko o atutach. Zaangażowany do głównej roli Franco Nero kradnie serce jako człowiek, który chciałby zasmakować wolności. Czym dla niego jest wolność? To na pewno nie tylko stan, co moment gdy nie nosił tego całego bagażu dramatycznych wydarzeń. Jak Keoma patrzy prosto przed siebie, to coś człowieka ściska od środka.

Casting, muzyka i formalizm. Z każdego ujęcia Castellari wycisnął wszystkie soki, a operator dwoił się i troił, by zaskoczyć widzów odważnym ujęciem, czy nowatorskim najazdem kamery.

Keoma, otulony mistycyzmem, z religijną symboliką i depresyjną naturą na pewno mocno się odznacza na tle innych spaghetti westernów. Brutalny, obfituje w strzelaniny, gdzie każda taka potyczka zamienia się w balet przemocy uchwycony w zwolnionym tempie, tak jakby każda śmierć miała mocno zakołatać w piekielne bramy. Od dziś uwielbiam.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 101 min
Gatunek: western, spaghetti western
Reżyseria: Enzo G. Castellari
Scenariusz: George Eastman, Mino Roli, Nico Ducci, Enzo G. Castellari
Obsada: Franco Nero, William Berger, Olga Karlatos, Woody Strode
Zdjęcia: Aiace Parolin
Muzyka: Guido De Angelis, Maurizio De Angelis